wtorek, 5 listopada 2019

Jesienna chandra

Dziwnie mi.
I krzyczę. I płaczę. I trzęsą mi się dłonie.
Idę ulicą. Listopad. Liście z drzew już opadły, walają się gdzieś pod nogami. W uszach słuchawki, bo dźwięki muzyki idealnie zagłuszają dźwięki wydawane przez przejeżdżające auta. Białe trampki omijają kałuże. Lekko siąpi, ale to jeszcze nic poważnego. Prawdziwej burzy nie ma tutaj, na zewnątrz. To nie pogoda się zepsuła.
To ja.
Kroczę chodnikiem, zostawiając za sobą kolejne metry brzydkiej ulicy. Witryny w ogóle mnie nie interesują. Kawiarnie pochowały już stoliki sprzed wejść, a wszyscy ludzie grzeją się w środku, obejmując dłońmi kubki kaw i herbat. O czym rozmawiają? Dlaczego się śmieją?
Przecież wszystko płacze. Wzdrygam się. Oni nie wiedzą.
Palące uczucie dochodzi gdzieś ze środka. Nie wiem, czy to serce, czy żołądek, czy może ze wszystkimi organami jest coś nie tak. Odnoszę wrażenie, że coś mi nie pasuje. Nieważne, czy się zatrzymuję, czy idę dalej, czy siedzę, czy stoję, czy palę, czy w mojej ręce wyjątkowo nie pojawia się dymiący papieros. To pomaga tylko na chwilę. Ale dziura nadal jest.
Jaki jest w ogóle tego wszystkiego sens? Po co mi to wszystko? Dlaczego się męczę? Przecież to nie jest nic warte. Przecież to wszystko przeminie. Przecież nic mnie nie interesuje i nigdy nie będzie interesowało.
Przecież chcę już stąd odejść.
Więc idę.
Dziesięć, piętnaście, dwadzieścia metrów. I choć mnie nie ma, to jestem. I choć nie chcę, to idę dalej.
Czasami mam ochotę otworzyć usta i krzyknąć. Budzi się we mnie jakiś instynkt, który nakazuje mi wyrzucić z siebie to wszystko, ale usta są uparcie zaciśnięte i nie wydobywa się z nich nawet najcichszy syk. Jak to jest, że ciągle gadam, a nic nie mówię?
Pomocy.
Nie chcę być usłyszana, więc nikt mnie nie słyszy. Nie chcę być usłyszana, choć wydaje mi się, że powinno mnie być słychać. Nie chcę, by ktoś mnie słuchał, bo nic się tak naprawdę nie dzieje.
A mimo tego jest mi dziwnie.
I cierpię, i kocham, i nienawidzę, i się śmieję...
I jestem, choć mnie nie ma.

środa, 10 lipca 2019

Ja też

O rany. Nawet nie wiecie, jakie to dziwne uczucie kliknąć "Nowy post", kiedy nie klikało się tego od... Chciałam napisać, że kilku miesięcy, ale chyba minęło więcej niż kilka miesięcy. Już nie pamiętam, kiedy coś publikowałam.

To nie będą żadne tłumaczenia. Chyba już dawno straciłam wszystkich, którzy gdzieś tam mnie obserwowali - taką płaci się cenę za poddanie się. Ale jeśli tu jesteście, to bardzo Wam dziękuję, bo ja sama bym się już zdążyła porzucić. Tak to jest w życiu, prawda? Gdy o coś nie dbasz, czegoś nie podtrzymujesz, nie starasz się... To "coś" gaśnie. Znika. Tak po prostu.

Ale w życiu przychodzi dla każdego moment na refleksję. Na zastanowienie się, kim tak naprawdę jest. Co czyni cię "tobą"? Co czyni cię wyjątkowym? Czy cokolwiek się liczysz? Gdzie jest twoje miejsce w tym świecie? I wtedy wracasz do swoich korzeni. A przynajmniej ja wracam. Dlatego też tu jestem.

Przygodę z blogowaniem zaczęłam baaardzo dawno temu. Wtedy, kiedy każdy miał jakąś platformę, gdzie umieszczał swoje autorskie opowiadania czy fanfiction, robił szablony, żeby to jakoś wyglądało, reklamował się na grupach na Facebooku, zajmował się grafiką. Teraz chyba to przycichło. Albo już ja straciłam rachubę - co jest dużo bardziej prawdopodobne.

W każdym razie pisanie towarzyszyło mi od zawsze. Uwielbiałam to. Potrafiłam usiąść z kubkiem herbaty i tworzyć przez kilka godzin. Rodzice zawsze się ze mnie śmiali, że nic, tylko piszę te swoje głupoty. Kiedy udało mi się wygrać jeden z konkursów na platformie "Lubimy czytać", a pocztą przyszła do mnie nagroda, trochę przycichli. Mama nawet przyznała, że obawia się, że będę chciała zostać pisarką. No wiecie, bo pisarz to trochę niewdzięczny i niestabilny zawód. Skończyło się na tym, że studiuję prawo, więc jest zdecydowanie stabilniej. Ale czy lepiej?

Najpierw tworzyłam fanfiction. Uwielbiałam serię "Percy Jackson i bogowie olimpijscy" i praktycznie wszystko, co wyszło spod mojej ręki, opierało się na tej serii. W świecie Ricka Riordana, w świecie rzeczywistym, w alternatywnym wymiarze - nie obchodziło mnie, gdzie. Wymyślałam historię i umieszczałam w niej moich ulubionych bohaterów, takie to było proste. Zamiast konstruować cały świat od początku, co bywa naprawdę trudne, pożyczałam to, co było trzeba, aby dać upust swojej kreatywności. I to były piękne historie, chociaż żadna nigdy nie została ukończona.

Po pewnym czasie przestało mi to jednak wystarczać. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a ja chciałam się rozwijać. Przyszła pora na coś, co wreszcie miało zakończenie - tzw. one shoty, jednostrzały. Proste, krótkie historie, zwykle oparte na jakimś wydarzeniu, które mnie zainspirowało. Z czasem stało się to moją ulubioną formą. Historia nie była tak rozwleczona, miała prostą myśl do przekazania, a przy tym naprawdę wspaniale mi się je pisało. Tak od serca, prosto, w kilka godzin. I miałam wam co w ten sposób zaprezentować. Do tej pory mój ukochany jednostrzał to miniaturka z "Gwiazd Naszych Wina", opowiadająca o tym, co (SPOILER) przeżywa Hazel po śmierci Gusa. Styl Johna Greena jest jedyny w swoim rodzaju i naprawdę niezwykłym artystycznym doświadczeniem była próba wpasowania się w niego. Do tej pory nie wiem, czy mi się udało. Niektórzy mówili, że tak, niektórzy, że jednak nie. Ale nie za bardzo się tym przejmowałam. To było wyzwanie, które sprawiło mi niesamowitą przyjemność, a przecież to jest najważniejsze. Gdy masz pasję, to ją rozwijasz. Poza tym, nie zawsze wszystko będzie idealnie. Trochę czasu minęło, zanim to zanotowałam, ale w końcu mi się udało.

A propos upływu czasu - trzecim takim "etapem", jak możemy to nazwać, było tworzenie artykułów. Stworzyłam nowego bloga i próbowałam. Trochę recenzji książek, trochę zestawień typu TOP 10, potem przerzuciłam się na seriale, gdy zaczęłam ich więcej oglądać. Zaczęłam się tym bawić, chciałam zaistnieć jako felietonistka. Ku mojemu zaskoczeniu, odezwała się do mnie redaktor naczelna z jednego z powstających serwisów na temat seriali, zapraszając mnie do ekipy tworzącej ten portal od podstaw. Artykuł na tydzień, taki był mój deal. Nie za wiele, prawda? Jeden dzień pracy, co prawda darmowej, ale za to jak rozwijającej. Napisałam dla nich cztery, w tym dwa do mojej własnej serii na tym portalu.

A potem wszystko zaczęło się sypać.

Wiecie, pisanie to cudowna sprawa. I wydaje mi się, że nie byłam w tym najgorsza. Ale zaczęło się nagle tyle dziać w życiu... Nowi znajomi. Nauka. Nowe hobby. I powoli, powoli, gdzieś tam zaczęłam gubić to, co wydawało mi się, że chcę robić. W szufladzie miałam pełno scenariuszy, nowych projektów, plany książek - wszystko na marne, bo nie miałam energii, żeby przysiąść i dokończyć to, co zaczęłam. Mea culpa, przyznaję się. Do tej pory mam problemy, żeby utrzymać dłużej niż kilka miesięcy coś, czego się podejmę. Staram się i mam duże chęci, ale czasem to nie wystarczy. Trzeba się zaprzeć rękami i nogami i nie poddawać się. Obejrzeć jeden odcinek serialu mniej, a znaleźć tę godzinę na pracę. Bo tylko w ten sposób powstaną wielkie rzeczy i tylko w ten sposób przestaniesz znajdować wymówki.

"Oszukując samą siebie" to moja ostatnia, ukochana historia, jaką publikowałam w sieci. Początkowo miało mieć maksymalnie pięć, może sześć części, ale rozciągnęło się tak, że przestałam kontrolować ich liczbę. W Silenie z tej historii jest wiele ze mnie. Może zbyt wiele, bo gdy za bardzo się z nią zżyłam, tym ciężej było mi kończyć, więc rozszerzałam kolejne wątki. Chciałam robić spinoffy, wydać PDF... Jeśli to mnie czegoś nauczyło, to żeby znać umiar. Zacząć od czegoś mniejszego i budować powoli coraz więcej. OSS miało być moim nowym początkiem, a paradoksalnie mnie przerosło i stało się jednocześnie końcem wszystkiego. Los lubi płatać figle.

Nie wiem, czy ten wpis jest pożegnaniem, czy może powitaniem, czy co to w ogóle jest. Może to jakiś rodzaj wyznania, oczyszczenia głowy. Jestem w takim momencie życia, że chcę robić tyle rzeczy, że nie umiem się zdecydować. Kontynuować coś, co kiedyś kochałam i co pewnie bym znowu pokochała, gdybym do tego wróciła? Znaleźć nowe hobby? Skupić się na nauce? Mam tyle pytań, że chyba się nie nadaję na profesjonalnego blogera, bo oni zwykle przychodzą z gotowymi receptami na wszystkie problemy swoich czytelników. A ja taka nie jestem.

Jeszcze nie wiem, co zrobię. Ale mam plan zrobić plan. To już jakiś początek, prawda?

W każdym razie, jeśli to czytasz, wiedz, że nie jesteś sam/a. Ja też jeszcze wszystkiego nie wiem. Ja też jestem zagubiona. Ja też próbuję mnóstwa różnych rzeczy. Ja też mam wspaniałe dni, okropne dni, dni kiedy płaczę, dni kiedy się śmieję, dni kiedy ćwiczę, dni kiedy zalegam na kanapie, dni kiedy jestem otoczona ludźmi, dni kiedy wpadam w histerię, że jestem sama. Ja też mam mnóstwo dylematów.

Ale kocham życie.

I jeszcze wszystkim pokażę, że jestem w stanie wycisnąć z niego co najmniej 100%.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Oszukując samą siebie. Rozdział 18



Następnego dnia Silena zasiadła do śniadania z uśmiechem na twarzy. To był jeden z tych dni, w którym nie musiało się wydarzyć nic szczególnego, żeby wywołać dobry humor. Ten humor po prostu przyszedł do Sileny w łagodnym słonecznym świetle przebijającym się przez okna domku Afrodyty, w dobrze układającej się fryzurze oraz w możliwości założenia nowego szala w kolorze fuksji, który wspaniale podkreślał jej nieskazitelną cerę. W takie dni po prostu chciało się żyć i pokazywać ludziom, nawet jeżeli przez nadchodzącą zimę robiło się coraz chłodniej, a noc trwała jeszcze dłużej. Nawet jedzenie smakowało lepiej niż zwykle. Silena czuła się pewnie wokół kochających ją osób. Wymieniała co chwila radosne spojrzenia z siedzącą naprzeciwko Lacy oraz łapała jak zwykle ironiczny uśmiech Annabeth, krzątającej się przy stoliku dzieci Ateny. Silenie nie przeszkadzało nawet, że się trochę spóźniła i nie wygrała codziennej walki o owoce.
— Wypad — zmącił spokój głos Drew. Silena poderwała głowę, żeby móc zobaczyć szyderczy uśmiech na twarzy siostry. — Chcę usiąść obok Sileny.

niedziela, 27 grudnia 2015

Oszukując samą siebie. Rozdział 17


Po śniadaniu Annabeth zawołała do siebie Silenę, by wykorzystać ją jako swoją asystentkę. Silena cieszyła się, że dzięki temu uniknęła odciskania emblematu Pegaza na obozowych koszulkach, ale z drugiej strony... Annabeth, jak to Annabeth, od razu znalazła dla Sileny zadanie, a to oznaczało pracę, za którą nie przepadała. Jedynym pocieszeniem było to, że Drake z miejsca postanowił towarzyszyć córce Afrodyty w jej obowiązkach. Biorąc pod uwagę to, że wybierała się do domku Hefajstosa, żeby zrobić spis materiałów, jakie potrzebne im były do renowacji innych domków, jego obecność mogła być dobrym wsparciem. Argus miał wybrać się nazajutrz do sklepu budowlanego.
Annabeth powiedziała, że nie naraziłaby przyjaciółki na potencjalne spotkanie z Beckendorfem, gdyby nie to, że sama miała mnóstwo roboty z porządkowaniem projektów w swoim własnym domku. Dzieci Ateny, choć niewątpliwie obdarzone ponadprzeciętną inteligencją, musiały mieć przywódcę. Annabeth, jako grupowa, zmuszona była więc dać się porwać zwojom papierów, paczkom ołówków i nieskończoną liczbą linijek, cały swój dotychczasowy przydział oddając Silenie.

piątek, 14 sierpnia 2015

Oszukując samą siebie. Rozdział 16



Słońce przebiło się przez zasłony znacznie wcześniej, niż Silena by chciała. Z jękiem odwróciła się od okna i zarzuciła na głowę kołdrę. Chwilę leżała w takiej pozycji, ale zrobiło jej się za gorąco, więc odrzuciła nakrycie. Przekręciła się na brzuch, wyprostowała nogi. Potem zwinęła się w kłębek. Znowu jęknęła. Kręcenie się na łóżku w żaden sposób nie pomogło. Cały czas nie mogła zasnąć, a promienie słońca paliły oczy. Miała wrażenie, że jeżeli dalej będzie je tak mrużyć, to dorobi się wielu zmarszczek szybciej niż powinna.
Silena naprawdę nienawidziła wstawać.
Przerzuciła nogi nad zmiętą w kulkę kołdrą. Wstała z łóżka powoli, bo bała się zawrotów głowy. Potem powlokła się na krzesło stojące przed toaletką i spędziła dłuższy czas przed lustrem, doprowadzając do porządku włosy. Przebiła się przez tłum szykujących się na śniadanie sióstr i braci, żeby umyć zęby w łazience. Pociągnęła rzęsy tuszem. Ubrała się. Na koniec uśmiechnęła się do siebie w lustrze i z tym samym dziarskim wyrazem twarzy wyszła przed Domek Afrodyty, gdzie czekała na nią Annabeth.

środa, 1 lipca 2015

Oszukując samą siebie. Rozdział 15.


Rozdział z dedykacją dla wszystkich komentujących. Bo to wy dajecie mi najpiękniejsze, czego pisarz, nawet amator, może chcieć - energię, by dalej tworzyć.


Poznanie prawdy zwykle wymaga odwagi. Trzeba być gotowym na to, żeby poznać to, co nieodkryte. Wywlekanie sekretów na wierzch potrafi być bolesne — zwłaszcza takich, które są starannie chowane przed całym światem. Niektórzy twierdzą, że po to, by nie ranić. A przecież tajemnice dzielą ludzi tym, że istnieją.
Prawda ma też swoją cenę. Może powodować łzy radości albo żalu. Miłość albo nienawiść.
Aspektem, którego najbardziej bała się Silena, było poczucie beznadziei. Bo jak pogodzić się z faktem, że ktoś mógł świadomie wymusić akt seksualny? Albo z tym, że to własna matka mogła to sprowokować? Że ktoś chciał, by Silena cierpiała? Nie rozumiała niczego.
Patrząc w oczy Drake'a... Po raz pierwszy zrozumiała, że się boi. Świat przestanie być czarno-biały. Będzie szary. Czy ten chłopak chciał ją skrzywdzić?

niedziela, 31 maja 2015

Oszukując samą siebie. Rozdział 14.

Annabeth patrzyła na Clarisse. Clarisse łypała spode łba na Drake'a. Drake przewiercał wzrokiem Silenę. Silena uczyła się na pamięć wszystkich rys na podłodze Wielkiego Domu.
Nikt się nie odzywał.
Silenie wydawało się, że wszechświat się na nią mści za wszystko, co kiedykolwiek złego uczyniła w swoim życiu. Nie mogła być szczera w stosunku do swojej przyjaciółki. Nie po to odsunęła ją od sprawy, traktując czaromową, żeby teraz wszystko wygadać. O mówieniu prawdy Clarisse w ogóle nie myślała. Lubiła córkę Aresa, ale... Jeżeli chodziło o emocje, była bezużyteczna. A Drake?
Drake nadal na nią patrzył. Silena czuła na sobie jego wzrok. Niczym palący dreszcz przeszywał ją na wskroś tym swoim ciemnookim spojrzeniem.
W końcu nie wytrzymała.

wtorek, 19 maja 2015

Szyfr


Pamiętacie, że blog nazywa się "tworczosc-merr", a nie "oszukując-samą-siebie", prawda?
Nie miałam czasu dokończyć rozdziału czternastego OSS, ale... Moja polonistka zadała nam pracę domową - opowiadanie kryminalne, które rozgrywa się w szkole. Nie jest to moja ulubiona forma (na kryminałach znam się tyle, co kot napłakał), ale mimo to zarobiłam dzięki temu piątkę. Uznałam więc, że mogę się tą historią z wami podzielić :)

Zapraszam na SZYFR.

W sobotę po południu dyrektorka Gimnazjum Dwujęzycznego usiadła przy biurku i otworzyła komputer, żeby sprawdzić stronę szkoły. Wiadomość tekstowa, którą otrzymała od nieznanego numeru, okazała się prawdziwa. W aktualnościach pojawiło się nowe ogłoszenie.
Annę Lechowicz przeszył dreszcz. Komunikat mógłby wydawać się nic nieznaczącą kombinacją liter i cyfr dla postronnego odbiorcy, jednak ona wiedziała, że za wiadomością kryje się coś więcej. W jej oczach groźba stała się prawdą.

Dyrektor Lechowicz spędziła przed komputerem jeszcze godzinę, wpatrując się w szyfr. Niebo za oknem powoli przybierało coraz ciemniejszą barwę, a ona modliła się w duchu, by wszystko okazało się nieporozumieniem.

OU21Y241316221524

sobota, 25 kwietnia 2015

Oszukując samą siebie. Rozdział 13



Stół był suto zastawiony. Ze wszystkich rzeczy, które się na nim znajdowały, Silenę mimo wszystko najbardziej przyciągały słodkości. Patery pokrywały kawałki ciasta. Najbardziej smakowite wydały się te z kremem. Truskawki wyraźnie odcinały się na kleksach bitej śmietany.
W ułamku sekundy znalazła się przy stole. Do ust napłynęła jej ślina, a ręce mimowolnie powędrowały w stronę pater.
Nagle zamarła. Wszystkie słodkości w ułamku sekundy przestały się liczyć. Na środku stołu leżało jabłko. Czerwień truskawek wydawała się przy nim marną imitacją. Silena mogła się założyć, że był to najsoczystszy owoc na całym świecie. Żaden krem nie mógłby się z nim równać.
Gdyby tylko mogła go spróbować...
Przesunęła rękę nad owoc. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. A potem jakby ktoś wcisnął pauzę na pilocie i wszystko zamarło. Nie mogła dotknąć jabłka. Nie czuła już jego zapachu. Owoc powoli zapadał się w kremowy obrus. W ciągu kilku sekund ostał się jedynie ogonek; wkrótce jednak i on zniknął.
Silena chciała cofnąć czas i sprawić, żeby jabłko wróciło.
Jak mało rzeczy w tym ponurym świecie... było po prostu piękne.

piątek, 27 marca 2015

Informacyjnie

     Dzisiaj przychodzę do Was z beznadziejnym postem, ponieważ zamiast zawierać on rozdział, będzie zawierał wytłumaczenie, dlaczego rozdziału nie będzie.

     Za niecały miesiąc mam egzaminy. Wiem, że gimnazjalne nie są tak ważne jak matura czy studia, ale mnie w tym momencie ciążą jakby od tego miało zależeć moje życie. Rozdział wymaga pracy i myślenia, a na myślenie ostatnio za dużo czasu nie mam.

     Inną sprawą jest też to, że rodzice kupili nowe noże do kuchni. Ja i moja Zgrabność dziękują im z całego serca, ponieważ właśnie przekroiłam sobie połowę środkowego palca lewej ręki. Co za tym idzie, trochę mi niewygodnie pisać na klawiaturze.

    Nie są to wymówki najwyższych lotów. Nie jestem też z nich dumna. Ale . Więc, jeżeli chcecie dalej czytać OSS, czekajcie, a za miesiąc dostaniecie następny rozdział. Jeszcze z Sileną nie skończyłam.

  Korzystając z okazji, chciałabym jeszcze podziękować za wszystkie urodzinowe życzenia pod ostatnim postem. Uśmiechałam do ekranu jak głupia, nawet jeśli były odrobinkę spóźnione. Każde się liczą.

     Ostatnia sprawa to bardziej pytanie niż informacja. Co byście powiedzieli na wprowadzenie na bloga oprócz opowiadań również i artykułów? Nie chodzi mi o recenzje, ale o wyrażanie mojej opinii na różne tematy. Mam już mały pomysł na "typowe fanfikszyn" czy "aŁtoreczki w internetach". Dajcie mi znać, czy takie zagadnienia by wam odpowiadały :)