Stół był suto
zastawiony. Ze wszystkich rzeczy, które się na nim znajdowały, Silenę mimo
wszystko najbardziej przyciągały słodkości. Patery pokrywały kawałki ciasta. Najbardziej
smakowite wydały się te z kremem. Truskawki wyraźnie odcinały się na kleksach
bitej śmietany.
W ułamku sekundy
znalazła się przy stole. Do ust napłynęła jej ślina, a ręce mimowolnie
powędrowały w stronę pater.
Nagle zamarła.
Wszystkie słodkości w ułamku sekundy przestały się liczyć. Na środku stołu
leżało jabłko. Czerwień truskawek wydawała się przy nim
marną imitacją. Silena mogła się założyć, że był to najsoczystszy owoc na całym
świecie. Żaden krem nie mógłby się z nim równać.
Gdyby tylko mogła
go spróbować...
Przesunęła rękę nad
owoc. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. A potem jakby ktoś wcisnął
pauzę na pilocie i wszystko zamarło. Nie mogła dotknąć jabłka. Nie czuła już
jego zapachu. Owoc powoli zapadał się w kremowy obrus. W ciągu kilku sekund
ostał się jedynie ogonek; wkrótce jednak i on zniknął.
Silena chciała
cofnąć czas i sprawić, żeby jabłko wróciło.
Jak mało rzeczy w
tym ponurym świecie... było po prostu piękne.
Silena nie mogła sobie przypomnieć, kiedy zasnęła. Jednak w porównaniu
z dziwnym snem o stole i owocach pod nim znikających uznała, że nie ma czego
żałować. Poprzedni dzień musiał być naprawdę okropny, skoro mózg podświadomie
podłożył jej we śnie takie głupoty. Chciała zapaść się pod ziemię. Albo
najlepiej zostać przykuta do łóżka. To by ułatwiło wiele spraw, a zwłaszcza
dylemat wyjść-czy-nie-wyjść z domku.
Zegar wskazywał dziewiątą rano. O tej porze większość obozowiczów
powinna być na śniadaniu. Dlaczego nikt jej nie obudził?
Silena odrzuciła jednym ruchem kołdrę. Lekko drżąc z zimna, przeszła
do łazienki. Na dobry początek chlusnęła sobie zimną wodą w twarz, co
spowodowało powiększenie drgawek. Zaczęła podskakiwać w miejscu. Przez cały
czas patrzyła w swoje lustrzane odbicie, zastanawiając się, co się z nią
dzieje. Jeszcze kilka dni temu jej jedynym celem było dbanie o rzeczy w torebce
i próbowanie czaromowy na dzieciach z parku. Teraz potrafiła tylko spać całymi
dniami, skąpo się ubierać, upijać się
oraz całować na prawo i lewo, a w dodatku prawie dać się macać przez
śmiertelników w ciemnych uliczkach. I śnić o jabłkach.
Czasami naprawdę żałowała, że nie jest normalną nastolatką.
Zazdrościła śmiertelnikom błogiej nieświadomości.
Pół godziny później była już na zewnątrz. Słońce przedzierało się
przez gałęzie drzew, tworząc jasne plamy na trawnikach. Pośród nich co i rusz
pląsały driady, wykonując swoją część jesiennych robót. Silena pomachała im, a
one od razu odpowiedziały.
Ich praca była tak skuteczna, że na ścieżce prawie w ogóle nie było
liści. O ile w każdym innym miejscu na ziemi walałyby się one po całym
trawniku, o tyle w Obozie Herosów niemalże każdy pojedynczy był usuwany. Silena
nie miała pojęcia, jak driady to robią. Owszem, było ich dużo — większość drzew
miała swojego ducha — ale nie aż tak, żeby dbać o każdy centymetr kwadratowy
powierzchni zatoki Long Island.
W miarę jak zbliżała się do stołówki, słyszała coraz wyraźniej głosy
obozowiczów. Łyżki stukały o miski, a noże zgrzytały, stykając się z
powierzchnią talerzy. Silena stanęła za drzewem i lekko się wychyliła. Ze
swojego miejsca mogła zobaczyć dzieciaki wrzucające do paleniska ofiary dla
bogów. Większość z nich po prostu wrzucała kawałki jedzenia. Jednak część wciąż
wierzyła w to, że będą wysłuchane. Stała więc, wpatrując się w ogień i
wypowiadając w myślach bezsensowne prośby, które i tak ci na górze mieli w
swoich boskich czterech literach. Miała ochotę pokręcić głową z zażenowaniem na
myśl, że kiedyś też należała do grupy, która wierzyła w zwykłą miłość
rodzicielką. Silena musiała zostać okropnie potraktowana przez Afrodytę, żeby w
końcu zrozumieć, że bogowie w nią ani nie wierzą, ani nie próbują uwierzyć.
Przez chwilę szukała wzrokiem Annabeth. Przyjaciółka siedziała przy
stoliku ze swoim rodzeństwem. Rozmawiała z ożywieniem, od czasu do czasu
zanosząc się śmiechem. Nie wyglądała na kogoś zmanipulowanego czaromową. I
bardzo dobrze.
Silena odwróciła się na pięcie i udała się tam, gdzie zawsze chodziła,
gdy chciała pobyć sama. A domek na drzewie powitał ją z otwartymi ramionami.
Nie wiedziała, ile czasu upłynęło od jej wejścia do schronienia a od
rozbrzmienia dźwięku rogu. Sygnał ostrzegawczy sprawił, że Silena poderwała się
na równe nogi, uderzyła się głową w deskę, po czym upadła, wydając zduszony
jęk. W ciągu sekundy na jej czole pojawiła się krew. Klnąc pod nosem na
Afrodytę, przyłożyła sobie róg obozowej koszulki do głowy, żeby zatamować
krwawienie. Musiała się jak najszybciej dostać do zapasu jałowych gaz i
bandaży.
Nieporadnie wstała. Cały czas lekko kręciło jej się w głowie, więc postanowiła
dojść do sznurowej drabinki na kolanach. Oderwała na chwilę koszulkę od czoła i
z przerażeniem stwierdziła, że materiał całkiem przesiąknął. Nie mogła
pozwolić, żeby krew spływała jej po twarzy. Szybko zdjęła z siebie bluzkę i
zwinęła ją w rulon, po czym z powrotem przycisnęła do czoła. Miała na sobie
tylko sportowy biustonosz, który co prawda zasłaniał więcej niż zwykły stanik,
ale i tak czuła się niezręcznie. Wyglądała jak Drew podczas treningów, na
których bardziej zależało jej na zależeniu właśnie takiego stanika i
pokazywaniu swoich wdzięków niż na technikach obrony czy ataku.
Dźwięk rogu rozległ się ponownie. Silena zgrzytnęła zębami, wściekła
na Chejrona. Co takiego mogło się stać, żeby musiał go użyć? Sygnał ten oznaczał
nakaz natychmiastowego powrotu do swoich domków. Grupowym jednak, w tym
Silenie, rozkazywał udanie się na naradę do Wielkiego Domu. Wszyscy nazywali go
sygnałem ostrzegawczym, ponieważ Chejron używał go tylko w nadzwyczajnych
przypadkach.
Spuściła drabinkę, posługując się jedną ręką, po czym przekręciła się
tak, żeby włożyć nogi do dziury. W tej samej chwili usłyszała jednak trzask
łamanej gałęzi i przekleństwo. Nie było szans, żeby z powrotem wciągnąć
drabinkę i schować się na górze. Silena nagle zażyczyła sobie, żeby jej
nieuwaga stała się człowiekiem z krwi i kości. Wtedy mogłaby ją bez skrupułów
uderzyć.
W myślach gratulowała sobie szczęścia i złorzeczyła na przemian. Miała
wrażenie, jakby ziemia znajdowała się setki metrów pod nią, a nie tylko cztery.
Miała jednak pewność, że głosy się do niej zbliżały. Zmieniła rękę
przytrzymującą opatrunek, bo prawa zaczynała ją boleć.
Zastanawiała się gorączkowo, w jaki sposób zejść na ziemię. Przysunęła
się jeszcze bardziej do brzegu dziury w podłodze i spróbowała oprzeć stopy na
szczeblu drabinki. Gdy tylko natrafiła na stopień podeszwą, oparła na nim cały
ciężar ciała. Opuściła się lekko, przytrzymując prawą ręką krawędź deski.
Ktoś przedarł się przez krzaki. Silena nie mogła zobaczyć intruza, bo
jakikolwiek ruch mógłby spowodować jej upadek. Lewą rękę miała zablokowaną.
Przygryzała wargę ze zdenerwowania, kurczowo zaciskając palce na sznurze.
Powietrze znowu rozdarł dźwięk rogu. Silena krzyknęła i lekko się
zachwiała. Odruchowo puściła koszulkę, która spadła na przebiegającą akurat pod
drabinką postać. Ta potknęła się o wystający korzeń drzewa i padła jak długa na
ziemię. Mamrocząc pod nosem przeprosiny, Silena szybko przeszła kolejne cztery
szczeble, zanim mała strużka krwi dotarła do oka. Chwilę potem leżała już na
chłopaku, który zdołał zedrzeć z siebie zakrwawioną koszulkę. Silena z
wdzięcznością z powrotem ją przyjęła, przy okazji ciągle przepraszając.
Przyłożyła materiał do twarzy, ocierając krew i ponownie uciskając ranę na
czole.
— Musi gdzieś tu być! — Silena rozpoznała po krzykach Clarisse.
Dźwignęła się na nogi i pomogła wolną ręką wstać chłopakowi, któremu
wyrządziła przez przypadek podwójną krzywdę.
— Jeszcze raz przepra... — urwała.
— Silena?
Ciemne oczy. Ciemne włosy. Wysoki. W obozie.
— Mam cię! — zza drzewa wyłonił się Will Solace. W rękach trzymał
naprężony łuk. Grotem strzały celował w chłopaka, przy którym stała Silena. —
Odejdź od Sileny. Jeszcze jeden krok. Dobrze. A teraz ręce do góry i nawet nie
próbuj uciekać. — Przez cały czas uważnie go obserwował. — Clarisse, tutaj!
Silena cofnęła się pod pień drzewa. Kiedy poczuła za plecami
chropowatą powierzchnię kory, osunęła się na ziemię i przyciągnęła nogi do
klatki piersiowej. I tak po prostu zaczęła płakać.
Clarisse pojawiła się razem ze swoją nieodłączną, kipiącą gniewem
aurą. W ręku trzymała swoją włócznię, która lekko skwierczała. Nie zwracając
uwagi na Willa, podeszła do chłopaka i przyłożyła mu broń do szyi. Zaczął
drżeć.
— Słuchaj, nędzny śmiertelniku. Byliśmy dla ciebie wyrozumiali, bo
bogini cię do nas przysłała. Ale w kontrakcie nie było ani słowa o uciekaniu.
— Nie było żadnego kontraktu — powiedział hardo.
Clarisse uśmiechnęła się do niego pobłażliwie i zmniejszyła odległość
między szyją a grotem włóczni. Była w swoim żywiole.
Will opuścił łuk i podbiegł do Sileny.
— Silena? Halo? — położył dłonie na jej policzkach i zaczął lekko ją
po nich klepać. — Słyszysz mnie?
Silena widziała go jak przez mgłę, ale i tak potwierdziła. W końcu
wszystko bardzo dobrze słyszała, a on nie pytał o wzrok.
Poczuła, jak odrywa jej rękę od czoła. Mruknął coś pod nosem z
dezaprobatą. Bez pytania ściągnął swoją koszulkę i przełożył ją przez głowę
Sileny. Z kieszeni spodni wyjął bandaż. Silena miała ochotę rzucić się mu na
szyję i podziękować za to, że to właśnie on głównie zajmuje się leczeniem ran
obozowiczom, ale nie mogła się ruszyć. Rozprostowała tylko nogi.
— Mów do mnie — rozkazał Will. — Gdzie się uderzyłaś?
Silena zdała sobie sprawę, że oczekuje odpowiedzi. Uderzenie. Jak to
się stało?
— Róg. I wstałam... W-w deskę — wydusiła z siebie.
— Oceń w skali od jednego do dziesięciu jak bardzo cię boli. Jeden
oznacza, że tylko trochę, a dziesięć to ból nie do wytrzymania.
— Cztery. Może pięć.
Will pokręcił głową z dezaprobatą. Nie miała pojęcia, co to może
oznaczać. Jak bardzo źle z nią było? Krew zdołała przesiąknąć przez materiał
koszulki, czyli płynęła dość obficie. Skąd się jej wzięło tak dużo? Czy
uderzenie było groźne?
— Clarisse, potrzebna mi twoja pomoc! — zawołał ponaglająco Will. —
Odstaw tego tchórza do Chejrona i przyprowadź mi tu kogoś, kto pomoże mi ją
zanieść do szpitala.
W powietrzu rozszedł się zapach spalenizny. Potem śmiech. Jęk.
— Ona to potwierdzi!
Znajomy głos sprawił, że Silena zaczęła drżeć. Will patrzył na nią ze
zdziwieniem przemieszanym z przerażeniem, ale ona go zignorowała. Wspierając
się ręką o pień, próbowała wstać. Potrzebowała ucieczki. Musiała stąd odejść,
żeby nie odkryli domku na drzewie. Powinna być jak najdalej stąd.
Will delikatnie dotknął ramienia Sileny, ale ona odtrąciła jego rękę.
Zrobiła pierwszy krok. Obraz rozmazywał jej się przez łzy, więc otarła oczy koszulką
syna Apolla, brudząc ją słonymi kroplami przemieszanymi z krwią. Wolała nie
wiedzieć, jak teraz wygląda.
— Silena, poczekaj. Zaraz ktoś przyjdzie i cię zaniesiemy.
— Dam radę — powiedziała z uporem, przechodząc do kolejnego drzewa i
łapiąc się jego pnia. Oddychała głęboko, przez usta. Świeże powietrze było
lekarstwem na wszystko.
— Daj mi z nią porozmawiać.
— Straciłeś swoją szansę, próbując uciec. Jesteś naiwny, sądząc, że to
miało wypalić. Nasze granice są zabezpieczone, idioto. Nie pozwolilibyśmy
wydostać się na zewnątrz byle śmiertelnikowi, któremu przez przypadek udało się
dostać do środka.
— Nie przez przypadek, tylko dzięki waszej bogini. Ona jest matką
Sileny. Nie dostrzegasz podobieństwa?
Silena nie wiedziała, dlaczego ktoś miałby wspominać o Afrodycie.
Przecież jej matka była głupia i pusta. Nie zasługiwała na czyjąkolwiek uwagę.
Potrafiła tylko psuć.
Upadłaby, gdyby nie Will. Syn Apolla podtrzymał ją i z powrotem
delikatnie ułożył na ziemi.
— Opowiedz mi coś — poprosił. Silena wiedziała, że próbował utrzymać
ją w stanie przytomności, ale w tym momencie wolała podsłuchiwać toczącą się
obok rozmowę.
— Mam gdzieś wszystkie
podobieństwa. Bogowie nie po raz pierwszy podjęli jakąś decyzję, nie myśląc o
konsekwencjach. Cokolwiek tu robisz, nie zamierzam iść ci na rękę.
— Chcę tylko porozmawiać z Sileną.
— Skąd wiesz, że to ona? — żachnęła się Clarisse. W jej głosie
pobrzmiewała niecierpliwość. — Usłyszałeś tylko imię i chcesz wzbudzić w kimś
litość. Spójrz na nią, jest prawie nieprzytomna. Zachowaj resztki godności i
zabieraj ze mną dupy w troki do Wielkiego Domu po dobremu, albo nadzieję cię na
włócznię i zabiorę jak kiełbasę na ognisko. A potem upiekę, bo na nic innego
nie...
Silena usłyszała odgłos upadającego na ziemię ciała, a po chwili
gniewne przekleństwo Clarisse. Will nie zdążył wziąć łuku, a Drake już był przy
Silenie.
— Proszę, Silena. Musisz to zrobić. Przecież się znamy. Pamiętasz
Starbucks? Kawa. Boże, okropnie teraz wyglądasz. Ale wtedy wyglądałaś ślicznie
i zaprosiłem cię do kina. Potem wybiegłaś. Nie pamiętam, co się potem działo.
Obudziłem się na szczycie wzgórza i wszystko, co mam, to nadzieja, że mi
pomożesz. Oni mówią, że jestem tu przez boginię. Dlaczego? To twoja matka? Co
to za świat?
Silena stwierdziła, że to byłby dobry moment, żeby zemdleć. Dlaczego
więc tego nie zrobiła? Dlaczego zaczęła współczuć Drake'owi? Dlaczego on nie
pamięta?
Było tak dużo pytań. Mimo upływu krwi Silena wiedziała jednak, że na
nie wszystkie można odpowiedzieć jednym słowem. Afrodyta. To musiała być ona.
— Latte — wykrztusiła. — Zamawiałam latte.
— I czekałaś na mnie pół godziny. A nie mówiłem? — wykrzyknął
triumfalnie.
Clarisse wpatrywała się w Drake'a z żądzą mordu. I chociaż pewnie
miała ochotę mu przywalić, ujęła się honorem.
— Clarisse — zwróciła się do niej Silena, zamykając oczy — zapytaj
Annabeth. Ona... wszystko wie. Powie. Ja...
Clarisse gestem nakazała jej być cicho.
— Rozumiem. — Spojrzała z namysłem na Drake'a, po czym przeniosła
wzrok na Willa. — Zawrzyjmy umowę. My potraktujemy cię łagodnie za próbę
ucieczki i spróbujemy wszystko wyjaśnić, a ty pomożesz Willowi zanieść Silenę
do szpitala. A potem wyzwę cię na pojedynek na arenie i potraktuję jak słońce
Ikara.
Drake wytrzeszczył oczy.
— Umowa stoi. Ale bez tego Ikara. I Silena wyjaśni mi, co się ze mną
działo przez te trzy dni.
Clarisse spojrzała na nią pytająco.
Ale Silena była już myślami gdzie indziej. W jej wyobrażeniach
Afrodyta stała na chmurce i poruszała sznureczkami marionetkę chłopaka o
ciemnych włosach i brązowych oczach. A Silena na przemian płakała i jadła
jabłka, które tym razem nie zapadały się w obrus.
Jak obiecałam w poście informacyjnym — egzaminy minęły, rozdział jest.
Jeśli macie Facebooka, zachęcam do lajkowania mojego fanpejdża. Można się tam dowiedzieć między innymi, kiedy akurat piszę rozdział.
Jakieś nowe teorie? Czy Drake jest winny? A może tylko Afrodyta? Albo ktoś inny? Chętnie poczytam wszystkie teorie, dlatego nie zapomnijcie skomentować.
Słońce jasno świecące, a jednak błogo blednące...
OdpowiedzUsuńjak zwykle świetnie. Dzisiaj mogę ci słodzić, ponieważ samej mi brakuje weny na cokolwiek.
Wiesz co? Jak zwykle czytam coś, to mam w głowie setki, pff, miliony różnych wersji. A jak czytam OSS, to kompletnie nic...
Może to przez tą wizytę u chirurga i wycinanie znamienia, non-stop myślenie o bólu pleców. Tak, zwalmy wszystko na to.
Wiesz co? Nie lubię twojego Willa. Nie pytaj dlaczego - po prostu nie i tyle. Kolejna postać, którą lubiłam w oryginale, a twoja wersja PJ nie zrobiła tego samego.
Masz chyba literówkę. Mówiłam ci to na twojej stronie, ale napiszę jeszcze tutaj.
"— Róg. I wstałam... W-w deskę — wydusiła z siebie." raczej DOSTAŁAM, ponieważ Will pytał jej się, gdzie dostała. Co ma do tego deska? Nie mam pojęcia, słonko.
Pozdrawiam i życzę weny,
Ad, córka pewnego zjeba z lirą...
Zdziwiłabym się właśnie, gdybyś go polubiła. To dla mnie komplement - moja własna wersja, choć bazowana, a nie typowo Rickowska :)
UsuńCo do tego, o czym napisałaś jako o "błędzie" - zobacz sobie skrót myślowy. Silena jest skołowana, sama siebie w myślach pyta jak to się stało. Usłyszała RÓG, WSTAŁA i uderzyła się W DESKĘ. Jest oszołomiona, więc na początku mówi trochę bez sensu.
Dzięki :)
Merr, załamujesz mnie. Z każdym rozdziałem mocniej. Zazdroszczę umiejętności oddania charakteru i uczuć postaci. Ogólnie, wszystko dobrze piszesz, nie tylko to :')
OdpowiedzUsuńChciałabym, żeby ten komentarz był treściwy, ale nie umiem takich pisać. Po prostu podsumuję - świetne :3
A Drake ciągle mi nie pasuje. Jak dla mnie, dalej bije od niego na kilometr złem. Ja tam mu nie wierzę.
/Korn
Merr, jak zwykle perfekcyjna, udostępnia linka do swojego kolejnego, perfekcyjnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńMówią, że trzynastka jest pechową liczbą. Napewno jest tak dla Sileny, która akurat w 13 rozdziale rozcina sobie czoło i spotyka się z Drake'iem. Powien Ci, że nawet zrobiło mi się jej żal - takie dwie niefajne rzeczy w jeden dzień.
Gdy tylko dotarłam do momentu, w którym Silena wpadła na jakiegoś chłopaka, pomyślałam: ,,O mój Boże. Beckendorf. Będzie całowanie". Tym bardziej zdziwiłam się, czytając, że był to Drake.
W pewnym sensie jest mi tego chłopaka żal. Na początku myślałam, że to gwałciciel, którego Afrodyta zaczarowała, żeby był miły dla Sileny. Prawie popłakałam się, gdy przeczytałam, że po tym jak Silena wybiegła z kina, Drake nic już nie pamiętał. Gdyby nie to, że o bardziej lubię Charlesa, najlepszą rzeczą, jaka mogłaby się zdarzyć Silenie to, według mnie, bycie z Drake'iem.
Perfekcyjna, perfekcyjna, perfekcyjna. Od razu, gdy zobaczyłam linka do nowego rozdziału, przygotowałam się na dawkę perfekcyjności.
Jeszcze nigdy nie czytałam tak świetnej książki! ;)
Z poważaniem ~ Mrs. Wilde, twoja wielka fanka
czyzby chejron zwoływał wszystkich, bo ten chłopak im uciekł? To niezbyt dobrze o nich świadczy xD choc z drugiej strony faktycznie daleko by nie uciekł. Racżej nie chciał spotkac seleny w takich okolicznościach, ona pewnie jego tez nie, ale chyba dobrze, ze juz do tego doszła... Choć Selena jie jest za bardzo w stanie prowadzić teraz produktywnej rozmowy. Srio, czemu tak nieładnie jej zrobiłaś? Ach, niedobraś Ty! Nie mogła tylko trochę jej poleciec ta krew? Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie. Jestem ciekawa, co robił drake przez te kilka dni i jak wielu zdarzeń nie pamieta. Bardziej winię tutaj adrodyte,szczerze mowiac, ale kto wie, moze sam chłopak tez cos przeskrobał? Liczyłam troche,ze selena spadnie na innego przedstawiciela płci męskiej, ale moze się jeszcze doczekam xD zrezyą to byłoby za szybko. Mam nadzieję, ze egzaminy poszły dobrze? Mozesz z pewnością teraz odpocząć :) zapraszam na npwość na zapiski-condawiramurs :)
OdpowiedzUsuńHej, kochana! Tytułem wstępu, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, że rozdział ukazał się tak szybko po egzaminach. Nie będę cię pytać, jak poszło, bo sama odpowiadałam tylko "Weszłam, usiadłam, napisałam, wstałam i wyszłam", ale chcę powiedzieć, że trzymałam kciuki, a teraz to już i tak po ptakach, więc głowa do góry i aż do wyników możesz o tym nie myśleć :)
OdpowiedzUsuńA teraz wracając do rozdziału. Ten sen na bank coś znaczy, bo inaczej byś go nie dawała, ale o co w nim tak naprawdę chodzi, to pojęcia nie mam zielonego, więc moje gratulacje, przez ciebie czuję się głupia, a przed sprawdzianem z łaciny z ogromnej partii materiału to bardzo źle. Dobra, ad rem. To "piękne jabłko" oczywiście skojarzyło mi się ze ślubem Tetydy i Peleusa, ale jakoś wątpię, by to było to. Więc poczekam, dryfując sobie w mojej głupocie. Idąc dalej... Wow. I to takie, że aż nie wiem, od czego zacząć. To może po kolei. Po pierwsze, nie spodziewałam się, że Silena uderzyła się aż tak mocno. I moim zdaniem genialnie opisałaś jej skołowanie po tym całym zajściu, także brawka! Jej, Drake mnie zaskoczył. I Silenę widać też. Ta jej panika połączona ze zdezorientowaniem od upływu krwi... Boskie. Naprawdę. Bo jednocześnie wiadomo, dlaczego Silena to wszystko robi i można się w nią wczuć, a z drugiej strony nie zapominamy też, jak to wygląda z zewnątrz dla Clarisse czy Willa. Także ode mnie ogromny plus za to. A Drake'iem (czy jak to się powinno zapisywać) to mnie zaskoczyłaś nawet podwójnie, gdy się okazało, że on nic nie pamięta. A przynajmniej tak twierdzi... Sama nie wiem, wydawał się w tym autentyczny, gdy chciał porozmawiać z Sileną i zrozumieć, co się z nim samym działo. Choć z drugiej strony to też może być podpucha, znając siebie i twoje zdolności... Hm, Afrodyta zdecydowanie na sumieniu ma niejedno, ale nie śpieszyłabym się od razu ze stwierdzeniem, że to ona jest wszystkiemu winna. Może każdy po trochu? I nie zapominajmy o tej całej macosze Sileny, która w dalszym ciągu mnie intryguje. A znając ciebie, to w ogóle nagle może się okazać, że to jakiś mastermind za tym wszystkim stoi i wszystkie nasze teorie są złe. Także, podsumowując moje teorie spiskowe: Drake wydaje się nic nie pamiętać i chyba mu wierzę, ale jeszcze będę mu się przyglądać; Afrodyta jest be i niedobra, ale raczej nie aż tak, by wszystko uknuć; macocha Sileny mi się nie podoba, ale z nią na dwoje babka wróżyła: zwykła śmiertelniczka albo wstrętny potwór/bogini; ewentualnie jest ktoś jeszcze, o kim nawet nie myśleliśmy. A już pomijając to wszystko, to rozdział naturalnie bardzo dobrze napisany i czytałam go z dużą przyjemnością :)
Pozdrawiam ciepło,
Lakia
Narobiłaś mi smaka. Moja mama jest na diecie;-;. Co w skrucie oznacza że ja też. Żadnych słodyczy, chipsów czy innych smakołyków. Roździał CUDO. Nie mogłam się go doczekać. No; teraz z niecierpliwością czekam na następny!!! Ale moja teoria Drake na razie zostanie w mojej głowie z dwóch powodów. 1.Jestem leniwa i nie chce mi się pisać ogromnegobkomentarza jak moje poprzedniczki (pozdrawiam :) 2.Jeztem strasznie ześwirowana i na pewno jest błędna. Za to bardzo mi się podobał motyw Afrodyty na chmurce. Ale może faktycznie Drake był marionetką. Wtą czy wtą roździał CUDO(jak zwykle ....... czy ja już tego nie pisałam? Nawet jeśli to może być podwujnie CUDO)Weny. Niech następny pojawi się w terminie. A narazie czeka mnie bezsenna noc.
OdpowiedzUsuńNo nareszcie.
OdpowiedzUsuńBosko napisane .
Super rozdział
OdpowiedzUsuńhttp://szablonyhiacynty.blogspot.com/
Hej, wybacz, że piszę tak nie na temat, ale nie miałam gdzie. Kiedyś czytałam Twojego bloga, a potem dłuuuuuugo nie było mnie na bloggerze, więc strasznie się zdziwiłam, że usunęłaś bloga o Percym. Dlaczego?
OdpowiedzUsuńHola, hola ! Nie zapędzajmy się za daleko. Sil ma być z Charlesem a nie z tym tym całym śmiertelnikiem
OdpowiedzUsuń