wtorek, 3 marca 2015

Oszukując samą siebie. Rozdział 11

Płomienie buchały na co najmniej trzy metry. Snujący się wokół dym zaglądał wszystkim bezwstydnie do oczu, powodując ich pieczenie. Rozproszone wokół ogniska postacie były wyraźnie widoczne na tle języków ognia. Kilka osób dokładało jeszcze drewienek, powiększając nieustannie palenisko. Płomienie niecierpliwie lizały polana, osmalając je, a następnie kawałek po kawałku zamieniając w popiół.
Największa grupa gapiów zebrała się wokół Leona Valdeza, który beztrosko wkładał rękę do ognia, a następnie zasłaniał nią jakby od niechcenia usta otwierające się do ziewania. Pasowała mu taka postawa luzaka; a może nie tyle postawa, co zgromadzony wokół niej wianuszek dziewczyn. Co i rusz rozlegały się okrzyki "jeszcze raz", a rozochocony Leo wymyślał coraz to nowe sztuczki — ognista kula, mały smok, obręcz... Zachwytom nie było końca.
Annabeth przyglądała się temu ze znudzeniem. Co jakiś czas odwracała się do swojego chłopaka, Percy'ego, który służył jej za oparcie, i szeptała mu komentarze do ucha, a on się uśmiechał i odpowiadał. Stojąca w cieniu drzew Silena niemal czuła bijący od nich żar mocniejszy niż od ogniska. Nie musieli nawet się publicznie całować, żeby wyglądać na szczęśliwych i zakochanych. Z jednej strony było to słodkie, a z drugiej tak słodkie, że aż mdlące.
Silena oderwała wzrok od swojej przyjaciółki i zaczęła przeczesywać terytorium ogniska w poszukiwaniu Drew. Dym nie wchodził jej w oczy, dzięki czemu widziała zza linii drzew lepiej niż gdyby podeszła bliżej, ale z drugiej strony kontrast jasnego ogniska i ciemności nocy nie pozwalał jej dokładnie zidentyfikować zgromadzonych obozowiczów. Annabeth widziała tylko dlatego, że ta razem z Percy'm nie pchała się do pierwszej linii w poszukiwaniu jak największej liczby kiełbasek.
Leo postanowił w końcu odpuścić zgrai swoich fanek i zrobił sztuczkę, na którą wszystkie czekały. Uformował małą kulkę ognia w dłoni, po czym włożył ją sobie do ust. Kilka dziewczyn krzyknęło, zapewnie ze strachu przed losem Valdeza. Ten jednak zrobił z warg dzióbek i przez małą dziurkę zaczął powoli wypuszczać płomienie z powrotem na wolność; wzbijały się wyżej niż te pochodzące z ogniska. W końcu Leonowi zabrakło paliwa. Opuścił głowę i zaczął się uśmiechać we wszystkie strony, tym razem przekładając kolejną kulkę z ręki do ręki.
Silena prześlizgnęła wzrokiem między kolejnymi postaciami. Zauważyła braci Hood, o wiele za spokojnych jak na tę okazję, oraz kilka dziewczyn siedzących na skraju lasu po ich prawej stronie, z czego wywnioskowała, że to zapewne córki Demeter. Chichotały wokół małego Mike'a od Hypnosa, który oczywiście chrapał w najlepsze. Silena często zastanawiała się, ile byłby w stanie spać, gdyby go nikt nie budził na jedzenie i treningi.
Zaczęła niecierpliwie przytupywać prawą nogą. Nadal nie mogła znaleźć Drew, a przecież było jasne, że nie mogła nie przyjść na tak ważne wydarzenie. Gdyby nie fakt, że przed oczami mignął Silenie Beckendorf, byłaby pewna, że wzorem niektórych par poszli się obściskiwać w pustych domkach albo za drzewami.
Jeszcze raz omiotła wzrokiem cały teren dookoła ogniska i z powrotem wróciła do Annabeth, która nagle wyprostowała się jak struna i szybko wstała. Podała rękę Percy'emu, który zaraz się z nią zrównał. Teraz  Annabeth odwróciła się twarzą w stronę Wielkiego Domu, więc Silena nie mogła zobaczyć, jaką ma minę. Ze zmarszczonymi brwiami przeszła linią drzew tak, żeby znaleźć się obok przyjaciółki i jej chłopaka, choć w oddaleniu. Ze zdziwieniem odnotowała, że tłum wokół Leona przestał na niego patrzeć, a zajął się czymś, czego Silena nie widziała przez gałęzie. Po kolei milkły wszystkie głosy; wkrótce słychać było jedynie buchające w stronę nieba płomienie. Silena przymrużyła oczy, chcąc dojrzeć stojącą w oddali postać.
Ten właśnie moment wybrał sobie Leo Valdez, żeby się zaśmiać. A że był właśnie w trakcie ponownego wykonywania swojej sztuczki, ogień sparzył stojące w jego zasięgu dziewczyny.
Pośrodku głuchej ciszy rozległy się krzyki. Kilka dziewczyn padło na ziemię. Silena podejrzewała, że pewnie tylko jedna czy dwie zemdlały naprawdę, a reszta tylko dla towarzystwa czy też podkreślenia dramatu sytuacji. Panika, niczym troskliwa matka, obejmowała coraz to większą liczbę miotających się postaci.
Zaczęła się bieganina. Przerażonej córce Demeter prawie udało się wpaść do ogniska, potykając się o drewienko. Leo zasłaniał sobie usta obiema rękami, jakby się bał, że coś jeszcze się z nich wydostanie. Annabeth natychmiast popędziła z Percy'm do miejsca wypadku, krzycząc "cisza!". Jej głos, choć donośny, i tak ledwie się przebił przez tumult. Wrzasnęła tylko "pomóż mi!" w stronę stojącej na wzgórzu postaci, a ta natychmiast się stamtąd zmyła. Silena ze spokojem usiadła sobie pod drzewem, opierając się o pień. Z tego miejsca miała najlepszy punkt widokowy. Wiedziała, że najlepszą metodą na chaos jest zachowanie spokoju. Zauważyła kilka swoich sióstr w centrum zamieszania i już wiedziała, że wysiłki Annabeth spełzną na niczym — bo gdy córka Afrodyty panikuje, cały obóz pogrąża się w chaosie.
Nad nieco poparzonymi dziewczynami zebrały się kropelki wody, które zaczęły je schładzać. To Percy, syn Posejdona, kontrolował wodę z pobliskiego strumyka. Oprócz oczywistej korzyści z płynącej wody dla zranionych, pomogła też ona wyeliminować symulantki, które przed swoimi adoratorami nie chciały wyglądać jak zmokłe kury. Silena patrzyła, jak Annabeth bez skutku każe odejść od zemdlałych i zostawić miejsce dla Chejrona, który zaraz powinien przyjść na pomoc.
I rzeczywiście, jak zwykle miała rację. Tętent kopyt zapowiedział przybycie centaura. Chejron miał przewieszoną przez ramię torbę, a w środku wszystkie potrzebne maści na poparzenia, którymi zwykle leczyło się rany po przejściu toru przeszkód. Chociaż Silenie zasłaniał widok mały tłumek, w myślach widziała procedurę — zmoczyć, nałożyć, przykryć. I po dziesięciu minutach nie powinno być najmniejszego śladu, zwłaszcza po dodaniu do tego małego batonika ambrozji.
— Przepraszam! — ryknął na cały głos Leo, sprawiając, że Silena podskoczyła.
Chejron go zignorował, zabierając się do opatrywania kolejnej poszkodowanej. Wokół Leona rozpoczęła się za to dyskusja, która przybierała na sile. Wkrótce każdy chciał dołożyć swoje trzy grosze, komentując wpadkę syna Hefajstosa. Percy wziął Annabeth na ramiona, żeby ta mogła się bardziej wyróżniać z tłumu, prosząc o ciszę.
Zmianę przyniosła dopiero postać, która z powrotem pojawiła się na wzgórzu. Schodziła z niego w stronę dantejskiej scenki jakoś krzywo. Silena zmrużyła oczy i ze zdziwieniem odnotowała szpilki. Ruchy dziewczyny — bo to z pewnością musiała być dziewczyna — krępowała obcisła sukienka, przez co wyglądała jak chodzący po ulicach hot dog, bujający się to w prawo, to w lewo. Włosy spadały jej falami na plecy, gdy odgarniała je sobie z twarzy wolną ręką. Najciekawszym elementem stroju była jednak włócznia, która...
Niemożliwe.
— MOŻECIE SIĘ W KOŃCU ZAMKNĄĆ?! — wrzasnęła na cały głos Clarisse, podnosząc dla efektu włócznię. Broń rozbłysnęła w jej ręku jasną iskrą. Kto nie został potraktowany elektrycznym cudeńkiem córki Aresa, nie wiedział jeszcze, co to ból.
— To jej wina! — odpowiedział Leo, podnosząc głos. — Gdybym jej nie zobaczył w sukience, nie zaśmiałbym się w połowie swojego show.
Silena przeniosła się jeszcze bardziej w prawą stronę, żeby wszystko dobrze widzieć i słyszeć. Chejron po drodze zapalił wygaszone wcześniej pochodnie, więc wściekłość malująca się na twarzy Clarisse była doskonale widoczna.
— Jedynym pozytywem tej sytuacji jest to, że przestałeś robić te swoje żałosne sztuczki —stwierdziła tonem o temperaturze zdecydowanie niższej od zera. — Przynajmniej zaoszczędziłam kilku idiotkom minut, których już nigdy nie odzyskają.
— Masz rację, bo lepiej podziwiać ciebie, najgorętsza lasko w całym obozie.
Głos Valdeza ociekał ironią. Silena schowała twarz w dłoniach. Dlaczego Leo nie mógł odpuścić? Przecież musiał wiedzieć, że to nie był pomysł Clarisse. Mogło istnieć tylko jedno rozwiązanie, zawierające w swojej nazwie również słowo "eksperyment".
— Przegrałam zakład i musiałam to na siebie założyć, ty parszywy, gamoniowaty...
— Dość! — powiedział stanowczo Chejron. — Jeżeli chcecie się posprzeczać, załatwcie to po ognisku i nie na oczach wszystkich domków.
— Można to załatwić w inny sposób — zasugerowała Clarisse. Usta pociągnięte szminką wykonały najbardziej fałszywy uśmiech dostępny w kolekcji wszystkich fałszywych uśmiechów świata. Silena już się domyślała, co może oznaczać "inny sposób". — Wyzywam cię na pojedynek na arenie!
Kilka osób się zaśmiało, część niemrawo do nich dołączyła. Dwie dziewczyny padły obok  tych już padniętych. Domek Hermesa bawił się w najlepsze, gwiżdżąc i namawiając Leona do przyjęcia wyzwania. Valdez miał na ten temat jednak inne zdanie.
— Z babami się nie biję! — krzyknął, uśmiechając się triumfalnie.
Nie mógł chyba gorzej trafić. Ze wszystkich obelg ta okazała się najgorszą, a co za tym idzie wywołującą największy gniew u córki Aresa.
— Jak mnie nazwałeś?! — Clarisse rzuciła się w dół wzgórza, nurkując między synami Apolla a kolejnym śpiącym dzieckiem Hypnosa. Pogubiła w trawie szpilki i dalej biegła boso, wrzeszcząc co chwilę za Valdezem obelgi.
— Baba! — rozsierdzał ją Valdez. — Baba, baba, baba!
Annabeth krzyczała, rugając raz jedno, a raz drugie. Chejron dał sobie spokój, woląc się zająć dziewczynami, które tego potrzebowały. Domek Hermesa kibicował Leonowi, skandując "Leon Valdez ucieknie babsztylowi, powiedzcie to Aresowi", a co odważniejsi próbowali zatrzymać córkę Aresa. Włócznia w jej rękach niebezpiecznie skwierczała, ale to Leo w końcu stanął z rękami w płomieniach, grożąc nimi Clarisse. Oboje dyszeli, mierząc się wzrokiem, ale żadne nie atakowało. W powietrzu czuć było aurę wyczekiwania. Nawet gryzący oczy dym nie był w stanie powstrzymać stojących wokół przed przyglądaniem się niecodziennej scence.
I wtedy Silena zobaczyła Drew. Stała w połowie drogi między Leonem a Clarisse, pod rękę trzymając którąś z sióstr.  Z kolei za Valdezem czaił się Beckendorf, uważnie badając wzrokiem sytuację. W miarę jak Silena podchodziła coraz bliżej, widziała wyraźnie zdecydowanie malujące się na jego twarzy i determinację, żeby w razie czego bronić brata. Godne podziwu.
Przepchnęła się łagodnie przez tłum, po czym, poruszając lekko biodrami, stanęła na polu walki między Leonem a Clarisse. I wtedy Valdez zrobił coś, czego po nim oczekiwała: opuścił i ręce, gasząc płomienie, i szczękę, stojąc teraz z rozdziawioną buzią. Miniówka pożyczona od Lacy była zdecydowanie PPU, błyszczący top odsłaniał dużą część biustu, a spięte włosy odsłaniały smukłą szyję. Silena puściła oko do Drew, po czym podeszła do Clarisse i jednym sprawnym kopnięciem sprawiła, że włócznia wyleciała jej z rąk. Element zaskoczenia jak zwykle jej nie zawiódł.
— Silena, idiotko! — ofuknęła ją Clarisse, odwracając się i szukając swojej włóczni. — Gdzie ona jest? — Broń, kopana przez tłum jak najdalej od jej właścicielki, zniknęła z pola widzenia córki Afrodyty. Skwierczenie ognia zakłócało skwierczenie włóczni.
— Ty... Wow — wypowiedział inteligentny komentarz Leo Valdez, gapiąc się na Silenę, podczas gdy Clarisse miotała się od osoby do osoby i próbowała się dowiedzieć, gdzie się podziało jej narzędzie zbrodni. — Kopniesz jeszcze raz? Tylko tym razem wyżej, żeby było więcej widać — podsunął.
Silena uśmiechnęła się do niego ciepło. Ich relacje może i nie były typowo przyjacielskie (nigdy nie można było zgadnąć czy Valdez tylko się z nią droczy, czy naprawdę chciałby się z nią umówić), ale i tak była to najbliższa łącząca ją więź z jakimkolwiek chłopakiem.
 — Widzisz, co zrobiłaś? Mogłam spokojnie zmyć mu ten szelmowski uśmieszek z twarzy, ale mi musiałaś przeszkodzić.
Silena zlustrowała Clarisse wzrokiem, patrząc od bosych stóp, przez sukienkę, na lekkim dekolcie chwilę się ze zdziwieniem zatrzymując, a następnie na twarzy, którą pokrywał... całkiem dobry makijaż. Starała się nie okazywać żadnych emocji, ale nie wierzyła, żeby Clarisse mogła sobie taki zrobić, gdyby wykonywała go po raz pierwszy. Podkład był zbyt równo wyłożony, przykryty lekką warstwą pudru, a oczy... Wiedziała, jak dobrać cienie i nałożyć prostą kreskę.
Clarisse la Rue, córka Aresa, największy postrach Obozu Herosów, musiała się już kiedyś malować.
— Pewnie starłabyś mi go tym samym dziadostwem, którym wieczorem ścierasz tapetę, co nie? A potem na arenie udajesz taką dzielną wojowniczkę. Gdybym był Aresem... — Leo zawiesił głos, a Silenie serce podeszło do gardła — to bym cię wydziedziczył.
— Ty kupo centaurzych odchodów! — Clarisse rzuciła się na Leona gołymi pięściami, co dziwnie kontrastowało z jej strojem. — To. Było. Dla. Zakładu! — po każdym słowie następował zamach, ale ciosów Leo cudem unikał.
Annabeth przepchnęła się do pierwszego rzędu, a tuż za nią Percy. Silena pospieszyła ku nim, stwierdzając, że jej plan pokojowego zażegnania konfliktu spalił na panewce. Co prawda czuła na sobie spojrzenia większości płci męskiej oraz jednego nienawistnego Drew, co było jej celem, ale bardziej interesowało ją mimo wszystko to, żeby Leo wyszedł z tej całej sytuacji z twarzą, i to dosłownie. Chociaż przegiął, za co należało mu się lanie.
— To moja wina — powiedziała żałośnie Annabeth. — Myślałam, że zakład o coś takiego okaże się dobrą zabawą i mimo małego upokorzenia, to skończy się tylko i wyłącznie na utarciu nosa Clarisse, a nie na bójce. Przecież ona go zaraz nawet w tej sukience zgniecie, Leo to chucherko! I po co się tak rzucał?
Silena nie umiała znaleźć odpowiedzi na to pytanie, więc milczała. Światło pochodni sprawiało, że twarz Annabeth wyglądała jeszcze posępniej.
— Z drugiej strony mamy darmową rozrywkę — pocieszał ją Percy.
— Naprawdę wybitną — rzuciła cierpko Annabeth.
— Kiedy indziej miałabyś okazję zobaczyć pojedynek Ares-Hefajstos? Nawet w Olimp TV nie wyświetlają takich rzeczy, żeby nie wzbudzić w bogach chęci walki. A tutaj masz jak znalazł — włączyła się Silena. Percy za jej plecami przybił jej piątkę.
Oczy Annabeth ciskały gromy w ich stronę.
— Zero taktu — pokręciła głową ze zrezygnowaniem. — Z kim ja się związałam? Walki nie są zabawne, Glonomóżdżku!
— Zwłaszcza że jeżeli Clarisse zaraz się mocniej pochyli to zobaczymy coś, czego nie powinniśmy — mruknął Percy, czym zasłużył na kuksańca od córki Ateny.
— Chociaż gdyby nie to, że Clarisse jest dziewczyną, można by wysunąć zaskakującą hipotezę — rzuciła z błyskiem w oku Annabeth, po raz pierwszy wyginając usta w lekkim uśmiechu. Przed nimi Leo czołgał się w stronę ogniska, usiłując użyć płomieni przeciwko duszącej go córce Aresa. — Silena to Afrodyta, to chyba oczywiste. Leo, to znaczy Hefajstos, walczyłby o swoją żonę z Aresem, z którym go zdradza.
— Czyli Atena, poniekąd twoja matka, mogła lepiej braciszka pilnować — wzruszyła ramionami Silena. Tyle razy słyszała tę historię, że już miała jej dość. Sama zastanawiała się już miliony razy, co by zrobiła na miejscu matki: była wierna brzydkiemu mężowi czy znalazła sobie przystojnego amanta? Inna sprawa, że najpierw musiała znaleźć któregokolwiek z nich. A potem złamać mu serce.
Jak na zawołanie podszedł do niej Dereck. Był on, o ironio, synem Aresa.
— Na kogo stawiasz? — zagadnął, podając Silenie papierowy kubek z czymś w stylu ponczu w środku. Wiedziała, że słodki napój jest zakrapiany lekko nektarem, przez który herosi mają więcej sił i są odważniejsi. Czasem zdarzało się, że wyjątkowo dowcipni synowie Hekate, za namową tych od Hermesa, zakrapiali go odrobiną alkoholu. Silena wzięła jednak łyk i stwierdziła, że nie wyczuwa żadnej gorzkiej nuty.
— Clarisse się zdecydowanie wyróżnia, ale sądzę, że Leo nie jest bez szans. — W duchu pogratulowała sobie wymijającej odpowiedzi. Nie mogła opowiedzieć się za Valdezem przy bracie jego przeciwniczki, ale kibicowanie Clarisse nie zajmowało miejsca na szczycie listy "do zrobienia".
— Też tak sądzę — odpowiedział Dereck, który najwidoczniej nie załapał, że jednoznacznie nie poparł swojej siostry. Pociągnął spory łyk napoju. — Ładnie wyglądasz — dorzucił po chwili milczenia.
W Silenie walczyła chęć ucieczki przed synem Aresa, ale ją stłumiła.
— Dzięki.
Zaczęła się wymijająco rozglądać. Percy i Annabeth ruszyli rozdzielić w końcu walczących, ale po krzykach i przekleństwach można było poznać, że ich misja nie kończy się sukcesem. Wszystko ustało dopiero, gdy Silena wypiła piąty kubek ponczu, a w stronę parki pobiegł Chejron, który w końcu opatrzył wszystkie ofiary śmiechu Valdeza. Chociaż ognisko zaczynało już dogasać, Silena nadal patrzyła w nie jak urzeczona. Nie zauważyła, kiedy Dereck zaszedł ją od tyłu i oplótł rękoma w pasie. Nie mogła zdecydować, co zrobić. Zauważyła jednak kątem oka stojących w podobnej pozycji Drew i Beckendorfa, więc się rozluźniła.
— Naprawdę pięknie wyglądasz — szepnął jej do ucha Dereck.
Silena zachichotała, jednak bynajmniej nie dlatego, że spodobał jej się komplement. Wręcz przeciwnie — bawił ją sposób, w jaki syn Aresa znajdował coraz to nowe pozycje, by mówić jej przez cały czas ten sam frazes.
— Cudownie wyglądasz — powtórzył, a Silena wybuchnęła śmiechem. Dereck obszedł ją tak, że stał teraz przodem i wpatrywał się w nią ze zdumieniem. — Powiedziałem coś nie tak?
Silena pokręciła głową i zarzuciła mu ręce na szyję. W międzyczasie zdążyła się potknąć o wystający kamień oraz wpaść w rozwarte ramiona Derecka. Wyczuwała, że zbliża się moment, podczas którego wszyscy wokół będą gwizdać, a ona sama podda się obezwładniającej mocy wygranej. Rozkocha w sobie Derecka, a potem go rzuci, tym samym przechodząc inicjację.
— Wręcz przeciwnie. Powiedziałeś wszystko jak należy — zapewniła go, unosząc głowę. Ich spojrzenia się spotkały, a wtedy...
Silne ręce chwyciły ją w pasie i odciągnęły od syna Aresa. Beckendorf patrzył na Silenę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Smutek? Satysfakcja? Żałość? Nie wiedziała. Nie umiała tego nazwać. Jedyne, co wiedziała, to fakt, że podoba jej się dotyk ręki Charlesa na jej talii i siła, która zabierała ją coraz dalej od Derecka. Prawie wpadli po drodze na prującą przed siebie Clarisse, która z zaciętą miną wspinała się po wzgórzu w stronę domku Aresa, gdzie zapewne chciała już z siebie ściągnąć strój, który wywołał tyle szkody.
Silena żałowała, że nie widziała miny Beckendorfa, kiedy to ona sama wyszła na środek. Wtedy bardziej skupiła się na Leonie i Drew.
— Śniłeś mi się — palnęła bez sensu, kiedy usiłował ją wziąć na ręce, bo sama się zataczała z niewiadomego powodu. Lekko się uśmiechnął. Co to mogło znaczyć? — Drew też tam była. Goniła mnie i chciała zabić.
Uśmieszek przerodził się w wielki uśmiech. Silena była dumna ze swojego wspaniałego poczucia humoru.
— To właśnie Drew cię uratowała. Powiedziała mi, żebym cię odciągnął, bo zaraz zrobisz coś, czego będziesz żałować. Jak zobaczyłem Derecka, od razu zareagowałem. Jak mogłaś dać się tak omotać? — spytał z naganą w głosie. — Ile wypiłaś ponczu?
— Dwa kubki.
— Czyli pewnie z sześć — skwitował Beckendorf.
— I w tym śnie najpierw był inny chłopak, ale potem zmienił się w ciebie, wiesz? — zmieniła temat Silena, bojąc się przyznać. To wszystko przez ten poncz. — I my... To znaczy...
Irracjonalny rumieniec wypłynął na jej twarz i poczuła, jak mimo skąpego stroju robi się jej gorąco. Zaczęła być aż nadto świadoma ręki Charlesa na swojej talii i jego koszulki przylegającej mu do ciała i tych mięśni, które... Co ty wygadujesz, głupia?, spytała samą siebie w myślach. Zdecydowała, że musi znaleźć Annabeth i dowiedzieć się, które z dzieciaków Hekate zrobiło z ponczu coś więcej niż zwykły poncz i kto od Hermesa je do tego namówił. Dała się nabrać jak dziecko na swojej pierwszej imprezie.
— Co?
— Co "co"?
Beckendorf znowu pokręcił głową z rozbawieniem.
— Widzę Drew. Będzie szczęśliwa, gdy cię zobaczy całą i zdrową.
Oh, Charles też był zabawny, zupełnie jak Silena.
— Nie chcę do Drew — zaprzeczyła, stając w miejscu i opierając się najmocniej  jak mogła. — Ona mnie nie lubi. Rano powiedziała, że jestem żałosna i to ona powinna być grupową. Zresztą to samo mi powiedziała moja matka we śnie zanim zrobiła bum i sprawiła że wyglądam jak zdzira, to znaczy Drew.
Widziała po minie Charlesa, że walczy z chęcią roześmiania się a zastanawiania się poważnie nad sensem jej słów. Uniosła rękę do jego twarzy i przejechała mu palcem po linii szczęki.
— A poza tym to daj mi wrócić do Derecka, bo jak nie złamię mu serca to będzie mój koniec. Afrodyta mnie wydziedziczy, a Drew będzie się rządzić.
— Silena, co ty wygadujesz? — lekko odciągnął jej rękę od swojej twarz, na co zareagowała jękiem protestu. — Twoja siostra może i jest nieco specyficzna, ale jest też miła. Nie starasz się przedrzeć przez maskę.
Silenie spodobała się wizja rozdrapywania twarzy Drew, gdyby się okazało, że naprawdę żadnej maski nie posiada. Zaczęła młócić paznokciami powietrze, mrucząc pod nosem "drzeć, drzeć, drzeć". Szturchnęła Beckendorfa i kazała mu robić to samo, a sama stwierdziła, że chce iść spać.
— Już, Drew stoi tylko dziesięć metrów od nas. Nie zasypiaj. Opowiedz mi jeszcze raz ten sen.
Silena skinęła ochoczo głową, zanim się zorientowała, że to nie najlepszy pomysł.
— Był tam Drake, który chciał mnie ochronić po tym jak mnie zaatakował, a potem byłeś ty i było bardzo miło, bo byliśmy... No, byliśmy. Ty byłeś i ja też byłam. I razem sobie byliśmy — zmarszczyła brwi. Jak znaleźć synonim do słowa "całować"?
— Beckendorf? Jak ona się czuje? — Drew pochyliła się nad Sileną, odgarniając jej włosy z czoła. — Na hełm Hadesa, ileż ona wypiła! Pewnie jakieś głupstwa wygaduje.
Beckendorf wykonał nieokreślony ruch głową, który chyba miał zwiastować potwierdzenie, ale nie do końca. Drew położyła mu rękę na ramieniu, szepcząc podziękowanie, a w międzyczasie starając się postawić Silenę na nogi tak, żeby się nie musiała dłużej trzymać Beckendorfa, by stać. Ta nie chciała jednak puścić Charlesa.
— Właściwie to opowiadała mi swój sen.
— Oh. — Oczy Drew zmieniły się w dwie wąziutkie szparki, które Silena nazwała w myślach oczami bardzo złego węża dusiciela, który tak je mruży, żeby widzieć tylko ofiarę. Silena była ofiarą Drew. Ta idiotka przeszkodziła jej w randce idącej ku złamaniu serca!
— I jeszcze nie dokończyłam! — podchwyciła od razu Silena. — Na czym stanęło?
— Powiedziałaś, że byłaś tam i ty, i ja — usłużnie podpowiedział Charles.
Drew, o ile to możliwe, nastroszyła się jeszcze bardziej. Dygotała jakby miała hipotermię i udar słoneczny w jednym. Korzystając z ciemności, Silena udała potknięcie, nastąpiła Drew na stopę, po czym, oczywiście niechcący, znowu całkowicie uwiesiła się na Beckendorfie. Ależ on był cieplutki! Zupełnie jak płomienie.
— A potem zrobiliśmy tak.
Zdecydowanym ruchem wspięła się na palce i wpiła się w usta zaskoczonego Charlesa, który w ogóle nie zareagował. Stał jak oniemiały, gdy Silena wkładała cały swój wysiłek w to, żeby oddał jej pocałunek, ale na próżno; chyba przyjął strategię czekaj-aż-się-znudzi. Wplotła mu palce we włosy i głęboko odetchnęła, odczepiając się w końcu od jego ust.
— I powiedziałeś, że nigdy mnie nie opuścisz — dodała.
Gdy tylko zrobiła krok w tył, dostała mocny policzek od Drew. Czuła, że będzie ślad. Łzy pojawiły się znikąd i nie przestawały płynąć.
Wokół nich znowu zbierał się tłum gapiów. Gdyby miała siłę, kazałaby im wracać do swojego cudownego życia. Miała taki mętlik w głowie. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Obok stał Dereck i patrzył z obrzydzeniem na Charlesa. Drew sama nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić — łapała powietrze otwartymi ustami jak ryba.
Ognisko dogasało.
— Powiedz coś! — wydarła się Silena. — Powiedz!
Jedno pytanie nie dawało jej spokoju: dlaczego zachowuje się jak historyczka? Nie, zaraz, to była raczej histeryczka. W ogóle jest jakaś różnica?
Patrzyła na Beckendorfa z wyczekiwaniem, ale ten się nie ruszał. W końcu lekko ścisnął rękę Drew, a następnie podszedł do Sileny i wziął ją w ramiona, kierując się w stronę domku Afrodyty.
— To ten poncz — powiedział cicho. — Wiem, że tego nie chciałaś.
Każda komórka ciała Sileny błagała usta, żeby się otworzyły, a wszystkie narządy głosu o wypowiedzenie nieco innego pragnienia, ale płakała i nic nie było proste. Nie minęło wiele czasu, a położył ją do łóżka i tak po prostu sobie poszedł, mimo tego, że Silena nie chciała się od niego odkleić.
Zwinęła się w kłębek na łóżku. Kątem oka widziała jak Annabeth się lawiruje między łóżkami, żeby się do niej przepchnąć, a po chwili burza blond włosów opadła na głowę Sileny, nad którą pochylała się przyjaciółka.
— Zniszczył mi inicjację, a teraz nie chce się całować — poskarżyła się.
— Tragedia. Mamy dużo do pogadania, Sil — odpowiedziała Annabeth z poważną miną.
Nagle zniknęła z pola widzenia Sileny. Dziewczyna słyszała głos Chejrona, ale nie była pewna, o co chodzi. Głosy przeplatały się ze światłami, dźwięki z blaskiem ognia, a dotyk Charlesa z palącym policzkiem Drew. Zasłużyła sobie. Zachowała się okropnie. Dlaczego tak bardzo tego chciała? Próbowała poruszyć rękoma, ale nie mogła. Nie wiedziała, dlaczego Chejron wezwał Annabeth, dopóki przyjaciółka nie wróciła i nie powiedziała, że musi się czymś zająć.
— Co się dzieje?
— Nic takiego — uspokoiła ją Annabeth. — To tylko małe kłopoty techniczne z zasłoną. Wiesz, od czasu do czasu ludzie na nią wpadają podczas kempingu w lesie.
— To sobie pójdą. Dlaczego się przejmujesz? — dopytywała Silena. Nie wiedziała, skąd wzięło się to przeczucie, ale czuła, że powinna wiedzieć.
Annabeth zacisnęła usta w wąską linijkę. Wyglądała bardzo śmiesznie.
— Bariera przepuściła śmiertelnika. On... Ma błogosławieństwo twojej matki. Nazywa się Drake Richardson.

Silena w końcu poczuła, że w pełni na to zasłużyła — i zemdlała.


Ten rozdział jest zdecydowanie dłuższy od poprzednich dwóch i więcej się w nim dzieje. Fakt ten oraz brak czasu ze względu na przygotowania do egzaminów gimnazjalnych sprawiają, że kiepsko mi idzie znajdowanie czasu na pisanie, więc powinniście się cieszyć, że cokolwiek wypuściłam w odmęty bloggera :).
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Osobiście należy do moich ulubionych. Kij z tym, że co to za dziwna pisareczka, która sama sobie wybiera własne ulubione fragmenty :P
Jak już mówiłam ostatnio, ognisko kończy pewien etap. Więc, żeby było oficjalnie:

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

30 komentarzy:

  1. Pierwsza! *chyba, że zanim napiszę, ktoś już skomentuje*
    Bosko. Leo w tym rozdziale taki bardzo Leonowaty.
    Pijana Silena to coś co kocham, chociaż robi niemiłosiernie głupie rzeczy. I gada jeszcze głupsze.
    Nie umiem pisać komentarzy, ale ogólnie bardzo mi się podoba ^^ Naucz mnie tak pisać, bardzo proszę XD
    ~Korni (chociaż powinnam się podpisać Athe :') )

    OdpowiedzUsuń
  2. Merr, czy wspominałam już, że cię kocham?
    Kocham cię za twój styl pisania.
    Kocham cię za Silenę.
    Kocham cię za OSS.
    Kocham cię za Charlenę, chociaż ta nie do końca wyszła.
    Kocham cię za Clarisse w tym rozdziale.
    Drew. Miła Drew. Nie. Nie. To mi nie pasuje ;-;

    O bogowie, jaki ten komentarz dziwny xD
    Czekam na next *.*

    Xoxo :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle miłości, a ego rośnie xDD.
      Dzięki!

      Usuń
    2. A niech rośnie :D
      Czytać i tak będę :)
      Proszę!

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Hej :3 Jest! Jest nowy rozdział [taniec radości]. Dobra... Zaczynam.
      Doskonale opisałaś zabawy Leona xD Był taki... leonowaty :D Rozbawiłaś mnie do łez, gdy poparzył te laski i wszystkie zaczęły mdleć ;) A szczególnie te "dla towarzystwa", chociaż po Afrodyciątkach można się było tego spodziewać. :DD I jak Clarisse schodziła z góry, jak kaczka...
      I ta ich kłótnia. Ta mina Valdeza Hahahaha :)
      [Uwaga robi się poważniej!] Drake... Drake... Drake... Czemu Afrodyta tak się uwzięła na Sil? Już dostatecznie się na niej wyżyła i w śnie i podczas próby gwałtu przez opętanego Richardsona. A teraz błogosławi go, informuje o obozie, wyjawia sekret dla śmiertelnika i puszcza go w prost do Sil... OMG! Jak można być takim zadufanym w sobie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaka bogini miłości jest okropna. Nawet jeśli takim zachowaniem ma jej pomóc... Ja nie potrafiłabym się pastwić nad losem własnego dziecka... Chyba...
      Zasmuciło mnie to okropnie. Polubiłam Sil, po części przez Ricka, po części przez ciebie. Zresztą, bogowie mają dziwne plany, mimo, że znają losy swoich dzieci, nie chronią ich przed tym :( Współczuję Silenie nie udanej inicjacji, a w dodatku ten dupek nie chciał jej pocałować xD Miało być poważnie, a wyszło jak zwykle... Do rzeczy!
      Upita Silena wyznała swoje uczucia do Charlsa i go pocałowała, a Drew nic nie zrobiła.
      Upita Silena zarywała ostro do Derecka, a Drew jej przerwała.
      Czy to nie dziwne? :P Na początku stwierdziłam, że to miała być kłoda pod nogi. Później czytam i nie wierzę własnym oczom... Czyżby w Drew obudziła się odrobina współczucia? Jakieś odczucia? Siostrzana więź? A może po prostu nie dałaś jej czasu na reakcję? Ewentualnie, być może czeka na trzeźwą Silenę i wtedy zaatakuję ją by rozpamiętywała swoje grzechy aż do spalenia w ogniach Tartaru. Hmm?
      O mało co nie zapomniałam!
      CZY DRAKE JEST ŚWIADOMY TEGO CO ZROBIŁ SILENIE? Czy pamięta o próbie gwałtu? Czy te jego czułe ramiona i pieszczoty miały być przejawem prawdy?
      Napisałaś kiedyś, że być może Beckendorf nie jest jej pisany [tak czytam ciebie i rozpamiętuję dokładnie :D], więc czy planujesz urządzić ją z tym panem? Z tym niedoszłym gwałcicielem [nadużywam tego słowa xD]
      Mam nadzieję, że definitywnie wybiłaś to sobie z głowy!!! Nie zgadzam się, by taka dziewczyna była z takim chłopakiem! Nawet jeśli był opętany przez jej własną matkę.. po prostu, oni.. no... wiesz są inni. Nie z tych światów...
      Chwila, chwila, a co z mgłą? Może on nie widzi przez nią? Hmm... Hmm! Może nie wie gdzie jest, wydaje mu się, że to zakichana farma. A może jest he...he[ nie przechodzi mi to przez gardło (klawiaturę)] ...wiesz o co mi chodzi.
      Muszę ochłonąć... *,*
      DOBRA...
      Życzę Silenie by nigdy nie otwierała pithos Pandory i nie uwolniła Nadziei... Niech siedzi tam sobie dłuuugo. W końcu musi być happy end nie?
      Dużo wenny :*
      Pozdrowionka Zniszczona Brzoza

      PS. Zapraszam do mnie na pierwszy rozdział...
      http://mynameis-victoria.blogspot.com/2015/02/rozdzia-i-kazdy-poczatek-jest-koncem.html

      Usuń
    2. Woah, jaki długi komentarz. Uwielbiam takie, kupiłaś mnie tym :")
      Wiesz, bogowie czasem mają swoje motywy działania. Po prostu trzeba patrzeć z "boskiej" strony. Jeszcze nie ujawniłam całej prawdy o Afrodycie, o nie.
      Co do Drake'a - będzie co nieco o nim w następnym rozdziale. Należy tylko pamiętać, że Afrodyta mu namąciła w głowie, więc i nie był do końca sobą. Może to właśnie on jest jej pisany? A może Charles? Z moich słów się wiele nie dowiesz, bo ja tylko tak sobie piszę, żeby mieszać czytelnikom w głowach. Gdybym tego nie robiła, za dużo byście się mogli domyślić xD.
      Pozdrawiam :).

      Usuń
    3. Właściwie w książce Silena była z Charlesem, a potem on umarł, ona została zła, potem znowu dobra, a potem też umarła. Ale gdybyś brała to pod uwagę (a wiem, że nie :D) tu już by było po wszystkim. Ale to tak tylko na marginesie dla tych, co nie czytali :-)
      Życzę mnóstwo weny ♥♡♥
      ~Rainbow Laura

      Usuń
  4. Wow
    Rozdział naprawdę bardzo fajny:) nie mam się do czego przyczepić :D z nie ciepliwością czekam na następny^^

    zapraszam też do siebie: http://ogniowladni.blogspot.com/ (opowiadanie na podstawie Mrocznych Umysłów)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie masz się do czego przyczepić to rzeczywiście znaczy, że jest nieźle (:

      Usuń
    2. A żebyś wiedziała :D

      Usuń
  5. Wreszcie mogę napisać komentarz. Wszyscy się na mnie uwzieli i nie dawali spokoju. Moja mama miała w tym duży udział gdy śmiałam się z niektórych momentów słyszałam ciągle: Co cię tak bawi?
    Ale wreszcie zdołałam. Roździał cudny. Wcale nie przeszkadza mi, że napisałaś więcej niż normalnie.
    Chętnie zostłabym przy tym. :P
    Weny. Niech następne rozdziały pojawią się w terminie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale znam te momenty, gdy śmiejesz się podczas czytania, a wtedy ktoś patrzy na ciebie jak na wariata i pyta, o co chodzi. A czasem jest tak, że nie rozumie, bo nie zna fabuły, i wtedy patrzy z jeszcze większym politowaniem... Straszne xD.
      Mam nadzieję, że przy długości i terminach wytrwam.

      Usuń
  6. Kocham Cię!!!
    Ten rozdział był idealny - dużo Valdeza i Charlesa. Jest w nim także sporo elementów zaskoczenia (strój Clarisse, zachowanie Sileny), których nie odnajduję nawet czasem w książkach ,,prawdziwych pisarzy".
    Chciałabym napisać, że liczę, że z każdym kolejnym rozdziałem ta książka będzie lepsza i lepsza, ale, Merr, wzniosłaś się na wyżyny kunsztu literackiego!!! Ten rozdział był PERFEKCYJNY! Przy czytaniu tego rozdziały czułam dreszcz podniecenia, który zdarza mi się tylko przy Darach Anioła.
    Życzę Ci weny i żebyś była coraz lepsza w pisaniu (o ile to możliwe - teraz jesteś idealna). ~ Mrs. Wilde

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co napisać, bo mam wrażenie, że zwykłe "dziękuję" nie wystarczy. Droga Mrs. Wilde - jak czytałam ten komentarz, uśmiechałam się jak głupia i mi łzy do oczu napłynęły. Bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo i jeszcze raz bardzo dziękuję! <3

      Usuń
  7. Ha, jestem! I to z tylko jednodniowym opóźnieniem, brawa dla mnie! Jak zwykle mam mało czasu i już literki ma latają przed oczami po przygotowywaniu niedzielnego wpisu u siebie, wiec wybacz, jeśli z tym komentarzem będzie coś nie tak, co już chyba jest standardowe u mnie. Ale, co by nie przedłużać, ad rem!
    Kocham ten rozdział. Wiem, po prostu to taka kompletna nowość, że jak nic wbiło Cię w fotel. Tak, to był sarkazm. Nie moja wina, że piszesz tak dobrze, iż pewnie już przywykłaś do słodzenia, nie tylko z mojej strony. Co tam, posłódźmy jeszcze trochę ;) Kocham opisy, kocham rozwój fabuły, kocham wykreowanie postaci, kocham dialogi, kocham akcję, kocham Twój styl... I w ogóle kocham wszystko :) Hm, chyba właśnie odbijam sobie walentynki, wybacz. Tak, to może jednak coś konkretniejszego, zanim całkiem się pogrążę. Ten opis ogniska na początku jest po prostu niesamowity. Nie tylko miałam go przed oczami, ale wręcz słyszałam trzask płomieni i czułam ciepło ognia na skórze. Jakbym była przy autentycznym ognisku... Zwyczajnie kocham, gdy autor pisze w taki sposób, że czytelnik może się poczuć tak, jakby stał tuż obok bohaterów. A tobie bezapelacyjnie się to udaje i to z genialnym wprost efektem. Brawka za to! I obóz w twoim wykonaniu jest taki bardzo... Obozowy. Brzmi głupio, ale myślę, że doskonale zrozumiesz, o co mi chodzi. Jak żywcem wyjęty po prostu. Tak samo jak Leo. Kreujesz go w tak naturalny sposób, jakbyś znała go jak własną kieszeń. Co w sumie tyczy się też pozostałych postaci... I tak właśnie powinno być, więc tak trzymaj. Po prostu u Leo (Leo, NIE "Leona", panie Polkowski, to imię się nie odmienia i pal licho, że jesteś tłumaczem) to chyba najbardziej widać, bo mam takie wrażenie, że jego postać wcale nie jest taka łatwa do odwzorowania i tuż o krok czyha pułapka żałosnego efektu. A Ty jej unikasz i to w przepięknym stylu. Także pokłony z mojej strony ze bohaterów z wyszczególnieniem Leo. A jak już przy postaciach jestem... Clarisse! Ha! Boskie. Podejrzewałam, że Annabeth wymyśliła coś w tym stylu, ale opisałaś to niesamowicie. Tak - znów to słowo - autentycznie. Niepewny krok na obcasach, później ta wściekłość... Clarisse wypisz wymaluj. Znowu. Tak, będę się powtarzać, ale naprawdę masz niesamowity dar autentyczności tekstu aż bijący po oczach. Praktycznie można uwierzyć, że piszesz o prawdziwych osobach i prawdziwych wydarzeniach. Naprawdę jest to niesamowite i za to Cię podziwiam, bo jest od groma pisarzy, którym niekoniecznie to się udaje, przynajmniej w moim odczuciu. A już w ogóle owacje na stojąco za pijaną Silenę. Dla mnie to wyszło tak realistycznie, jakbyś sama przesadziła z alkoholem i jakaś przyjazna duszyczka spisała, co wtedy mówiłaś, byś mogła to wykorzystać. Oczywiście o to cię nie podejrzewam, to miał być komplement, bo naprawdę wyszło świetnie. Znów - niesamowicie autentycznie. Tak, to motyw przewodni mojego komentarza. A co mi tam!
    Zgadnij, co się stało. Znów przekroczyłam limit znaków! Dawno mi się nie zdarzyło... Wracamy do tradycji, czyli ciąg dalszy w drugim komentarzu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w tym całym zachwycie znalazłam jeszcze miejsce, by dumać nad postacią Drew, której wciąż za Chiny nie mogę rozgryźć. W jednej chwili miałam "O, wysłała Backendorfa, by Silena nie narobiła głupot, których potem będzie żałowała! Jednak ma uczucia! Ocenialiśmy ją źle i w ogóle don't cry, I will hug you!", po czym nastąpiło "Albo chciała powstrzymać Silenę od przejście inicjacji, by przejąć dowództwo w domku, wydra jedna!". I jestem rozdarta między tymi dwiema reakcjami. Znając życie przesadziłam, ale trudno. I tak tym, co rozbroiło mnie w pełni była końcówka. Drake?! To on wraca? Mater Dei, a z jakiegoś powodu byłam święcie przekonana, że już go nie spotkamy... A tu proszę. Tylko dlaczego Afrodyta wysłała go do obozu? Znów go kontroluje? I czy Drake w ogóle pamięta, co usiłował zrobić? O matko jedyna, chyba nie wytrzymać do ciągu dalszego. Więc będę wredna i powiem - pisz szybko, bo tutaj padnę. Tak, to jest szantaż emocjonalny i normalnie będziesz mnie miała na sumieniu. A już na poważnie, to spokojnie, znam ból egzaminów, także bez spiny. Z własnej perspektywy mogę powiedzieć, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Aczkolwiek sama dwa lata temu zdecydowanie tak nie myślałam... Za rok pewnie będą mi tak gadać o maturze, a ja i tak umrę z nerwów. Tak czy inaczej, życzę powodzenia! I weny!

      Pozdrawiam ciepło,
      Lakia

      Usuń
    2. Ta forma "Leona" też nie jest moją ulubioną, ale stwierdziłam, że spróbuję napisać bardziej "po polskiemu". Nie wiem, co mnie napadło, ale jak już zaczęłam, to należy dokończyć... ;)
      Twoje komentarze to mnie wbijają w fotel. Nie dość że pojawiasz się tu regularnie, to jeszcze mi słodzisz z długością tak imponującą, że opisy w rozdziale miałyby taką samą objętość, gdyby je tu pozbierać. Kocham je i Ci za nie dziękuję. Jak widzę powiadomienie od Lakii, to zawsze szybko wchodzę na bloga i czytam, nieważne co robię.
      Co do postaci - bardzo się staram, żeby były wiarygodne. Z drugiej strony martwi mnie jednak fakt, że cały czas bazuję na czyimś świecie. Gdy już mam podstawy, bardzo łatwo mi się wpasować. Boję się tylko o jedno - co, gdy zdecyduję się na coś typowo swojego? Czy mój świat będzie taki dobry? Jak wymyślić dobrą nazwę? Jak stworzyć coś, co ludzie chcieliby czytać? Nie wiem, czy wyjdę spoza świata fanfików. Duże plany, mało realizacji i tkwię w martwym punkcie z fajnym w gruncie rzeczy pomysłem (bo akurat pomysł na OSS nie wiem dlaczego, ale nadal mi się podoba - sukces!), ale w cudzym świecie.
      Jeżeli to coś pomoże - mam już połowę rozdziału na przyszły tydzień. Niby wiem, że matura o wiele gorsza, a studia to już w ogóle najważniejsze, ale mimo to się stresuję. Zwłaszcza, że przecież nie chodzi o twoją inteligencję, ale o to, który numerek w rankingu warszawskich liceów ma twoja przyszła szkoła. Pod tym względem duże miasta ssą.
      Również pozdrawiam!
      M.

      Usuń
    3. Spokojnie, rozumiem. Co biedny człowiek ma zrobić? Trzyma się tekstu. Nie wina narodu, że "Wielki Pan Polkowski" odmienia Leo, jakby to był Leon, a "Best. Boyfriend. Ever." tłumaczy jako "Mój. Najlepszy. Przyjaciel". I "green" na "czarny", co mnie osobiście już całkiem rozbroiło. I... Dobra, będzie tego. Zwyczajnie nie trawię tego tłumaczenia Polskiego. I koniec, kropka! Od Mark of Athena nie tknęłam polskiego przekładu i dobrze mi z tym ;P
      Oj tam, kochana, no przecież znasz mnie. Ja się zawsze rozpiszę, nie ma bata. Lady of Revenge pisałam ponad trzy lata i wyszło mi sto trzynaście rozdziałów - to chyba o czymś świadczy. Tia, w drugiej części zdecydowanie będę się bardziej streszczać. No, mniejsza o to. Jej, normalnie teraz czuję się taka ważna, że Merr rzuca wszystko i biegnie czytać mój komenatrz ;P Such fame, normalnie.
      Spokojnie, wiarygodne postaci zdecydowanie Ci wychodzą, przynajmniej jak na mój gust. Wiesz, patrząc na Twój styl pisania, kreowanie bohaterów i prowadzenie fabuły... Jak dla mnie zdecydowanie jesteś w stanie stworzyć swój własny świat. I myślę, że byłby wspaniały! Pewnie trzeba by trochę z nim pokombinować, trochę pomyśleć, może nawet zrobić kilka podejść... Ale to leży w zasięgu Twoich możliwości, ja Ci to mówię (nie żebym była jakimś autorytetem, ale się liczy, nie?). Wiesz, ile uzdolnionych osób marnuje swoje możliwości, bo się boją, że nie dadzą rady? Zdecydowanie zbyt dużo. Nie bądź jedną z nich. Lakia oficjalnie Ci zabrania! Nerwy przed zrobieniem kroku na przód są czymś zupełnie normalnym, bo wychodzimy poza swoją strefę komfortu. Dlatego podświadomie zaniżamy swoje możliwości, bo trzymając się znanych nam rzeczy czujemy się bezpiecznie. Ale wtedy tkwimy w jednym miejscu i się nie rozwijamy. A Ty masz ogromny potencjał, kochana. I trzymam za to kciuki!
      Połowa rozdziału, jej, nie mogę się doczekać! Ale czasem faktycznie trzeba na chwilę odłożyć bloga. Ja przed egzaminami miałam chyba miesięczną przerwę. No i co, że matura jest ważniejsza? Nią się będziesz martwić za trzy lata, teraz to odległa perspektywa, więc - co z tego? Przed sobą masz egzaminy i to normalne, że się nimi stresujesz. Dokładnie, to z inteligencją nie ma nic wspólnego. W sumie chodzi o to, by jak najlepiej wpasować się w system. Ze swojej strony polecam robienie egzaminów z poprzednich lat i to jak najwięcej. Im bardziej się w to wbijesz, tym lepiej. Tia, numerek w rankingu... Chyba byłam jedną z nielicznych osób, która to olała. Znaczy poszłam o wiele niżej, niż bym mogła, bo tam była moja wymarzona klasa - z łaciną i kulturą antyczną :) I bynajmniej nie żałuję. Owszem, jeśli o to chodzi, to Warszawa sucks. I tyle w tym temacie.

      Usuń
  8. Ognisko przyniosło zdecydowanie więcej wrażeń, niż sie spodziewałam.fzasami chybaaż za duzo, bo momentami był taki natłok osob,ze troche sie gubiłam, szczerze mowiac. Ogolnie jesnak było dobrze,szczegolnie ten zabieg z pijaną Sileną. Nie do konca rozumiem,czemu Drew kazała swojemu...eee..cjloakowaki przerwać pcalunek seleny z D... Jedynym wyjaśnieniem jest wg mnie to,ze nie chciała,aby siostra przeszła inicjacje. Jakos trudno mi uwierzyć, zeby dbała o siostrę, choc taki wrażenie ogl pewnie odniósł Charles zgadzając się na to. Albo tak naprawde deep inside chciał przerwać te intymne chwilę, bo lubi Silenę;) Ciekawe, czy dziewczyna bedzie pamietać, co mu nagadała. Chyba załapał,ze w tym śnie nie tylko sobie byli ;) jednak rownie interesujace jest pojawienie się Drake'a, czyby jednak afrodycie zależało na tym, by silena zakończyła inicjację tego wieczoru? SCzerze mowiac, to juz bym wolała,zeby zakończyła to z Dereckiem, bo Drake'a jakos polubilam. Co do Charlesa, troche mi smutno,ze nie oddał pocałunku sileny, ale moze jeszcze nadejdzie fen czas? Muszę przyznac, ze jestem ciekwaa, co będzie dalej. A Clarissa powinna chodzić z Leo, to by było śmieszne xD zapraszam na zapiski-condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko tak ciągnęło w stronę punktu kulminacyjnego. Trochę się inspirowałam lekcjami powtórkowymi o dramacie antycznym, kiedy to wszystko zmierza ku natłokowi wydarzeń, więc wwaliłam tak naprawdę wszystko do jednego wora, zwanego jedenastym rozdziałem :).
      Na gacie Zeusa, mamy tu skomplikowany czworokącik. Nie mam pojęcia, co ja z tymi facetami i Sileną porobię :).
      Clarisse i Leo? Oh... Oryginalne.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Clarisse i Leo - to by było serio fajne. Cóz, własciwie kwadraty nawet ciekawsze niż trojkay, byleby póxniej się już podzielili ostatecznie na pary xD faktycznie, dramat był;p z niecierpliwością czekam na cd i zapraszam na nowosc na zapiski-condawiramurs ;)

      Usuń
  9. Ten rozdział jest genialny!
    Biedna Silena, miałam taką nadzieję, że uda jej się oczarować tego Dereka, no ale cóż. :< Nie wiem dlaczego, ale w każdym opowiadaniu, gdzie pojawia się ktoś pijany jest śmieszny. Przez chwilę myślałam, dlaczego Drew odciągnęła Silenę od tego chłopaka. I wpadłam na to, że nie chce, żeby Silena przeszła inicjację.

    Przepraszam, za tak strasznie pogmatwany komentarz.
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo pijani ludzie są śmieszni. Inspirowałam się rodzinnymi imprezami (wesela), podczas których wujkowie po ciotkach i dziadkowie po ojcach - czyli krewni, o których fakcie istnienia praktycznie nie masz pojęcia - zachowują się irracjonalnie pod wpływem alkoholu. Ale jak na nich patrzysz, to się śmiejesz, więc... Wyszło jak wyszło xD.

      Usuń
  10. Hej, wytłumaczysz mi o co chodziło z "Żałością"? Chodziło ci o żal?

    OdpowiedzUsuń
  11. kiedyś trafiłam na twojego bloga z tym opowiadaniem ale niestety nie było skończone (blog chyba był zawieszony czy coś) a teraz w końcu po długich poszukiwaniach odnalazłam go :) i jest meega :D uwielbiam to opowiadanie, widać że masz talent i ta historia z Drake'm! ubóstwiam i czekam na dalsze części :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Trochę późno dodaję komentarz, ale cóż, czasem tak bywa ^^ Szkoła jest okrutna :/

    Nie będę się rozpisywać, wszystko powiedzieli już inni, więc w sumie mój komentarz nie wniesie nic nowego. Zresztą nigdy nic nie wnosi, bo zawsze piszę to samo, tylko ubieram to w nowe zdania na pierdyliard możliwych sposobów. :D

    Rozdział jest po prostu fenomenalny, wydaje mi się, że jest najlepszy jak dotychczas, choć cały czas trzymasz poziom :) Dialogi, kreatywność w tworzeniu charakterów postaci i nowych, ciekawych wątków to coś, czego chciałby każdy bloger... a Ty to posiadasz i - co piękne - umiesz z tego korzystać. :)

    Clarisse w sukience - chciałabym to zobaczyć, niemalże tak bardzo, jak Silenę próbującą przejść inicjację, a potem wesoło opowiadającą Charliemu o swoim śnie - ciekawe, co takiego było w tych napojach :D
    Drake powraca w wielkim stylu! Coś czuję, że część druga przyniesie ze sobą wiele akcji i ciekawych wydarzeń, o zabawnych i niepokojących scenach nie wspominając... To dobrze. Bardzo dobrze. :)

    Jestem, czytam, zostaję do końca i nigdzie się nie wybieram. ♡

    Pozdrawiam, życzę weny i czekam na nn,
    Naomi Stark

    dramione-krok-po-kroku.blogspot.com c:

    OdpowiedzUsuń