sobota, 14 lutego 2015

Walentynki, czyli historia pewnej niespodzianki

Witam Was, kochani, w ten szczególny dzień w roku, w którym wszyscy zakochani...
Co ja gadam. Witam Was w zwykłą sobotę, w którą jak zwykle się uczę, siedząc przed komputerem w zwykłych dresach i zwyczajnie nie mam komu powiedzieć "kocham cię", nie licząc moich przyjaciół i rodziców. Ale wszystkim, którzy mają swoją drugą połówkę - szczęśliwego Święta Zakochanych :).
One-shot ten był kiedyś opublikowany na moim poprzednim blogu (dokładnie rok temu!), zmieniła się tylko piosenka. A zmieniła się, ponieważ Ed Sheeran jest moją miłością muzyczną i jestem cała w skowronkach po wczorajszym koncercie, na którym oczywiście byłam :). Piosenkę, której użyłam, wstawiłam również przeze mnie nagraną prosto z Torwaru na YT. Jeżeli chcecie obejrzeć/posłuchać, klikajcie w ten link: https://www.youtube.com/watch?v=x-aDM19DdjA
O ile czytając OSS nie musicie znać serii "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy", na której bądź co bądź opiera się historia, one-shot może wam nieco spoilerowych kłopotów przysporzyć. W tym fanfiction obowiązuje pełen kanon.

Kolejny rozdział OSS pojawi się mam nadzieję za tydzień!



Annabeth stała przed lustrem, upinając misternie włosy. Skręcone lokówką pukle pięknie się układały, opadając na ramiona przykryte czerwonym materiałem. Sama nie wiedziała, czemu się tak ubrała. Być może magia Walentynek ją do tego zmusiła?
Chciała, by ten wieczór był wyjątkowy, a co za tym idzie, potrzebny był jej niebanalny strój. Annabeth nie mogła się doczekać miny Percy’ego, kiedy ją zobaczy. Obiecał jej niesamowitą niespodziankę, więc specjalnie chciała mu się odpłacić pięknym za nadobne. Ostatnie poprawki. Zawiesić łańcuszek, zapiąć bransoletkę. Musnęła usta błyszczykiem, a na rzęsy nałożyła warstwę tuszu, mrugając zawzięcie, gdy ręka jej się zatrzęsła. W Obozie Herosów nigdy się nie malowała. Odkąd jednak skończyli z Percy’m dwadzieścia lat i poszli na studia, czasami stawała przed lustrem z „narzędziami do makijażu”, jak lubił określać Leo, w dłoniach. Annabeth popatrzyła na swoje odbicie w lustrze i wypuściła powietrze z ust, wpatrując się we własne oczy z pewnością siebie. Musiało mu się spodobać. Takiej Annabeth Percy jeszcze nie widział, chociaż spotykali się już ponad trzy lata.
Popatrzyła na zegarek, niecierpliwiąc się. Nie mogła doczekać się niespodzianki, jaką przygotował dla niej Glonomóżdżek z okazji dnia zakochanych. Nie na darmo wynajął dla nich pokój w hotelu i zabierał ją na wystawną kolację, czego Annabeth nigdy w życiu by się nie spodziewała. Nie była dziewczyną, która oczekiwała od chłopaka niewiadomo jakich pokazów elegancji, ale cieszyło ją w głębi duszy, że Percy sam zapragnął coś dla nich przygotować. Kiedy usłyszała pukanie do drzwi, ostatni raz zerknęła w lustro, mimowolnie porównując swoją dbałość o wygląd do Drew, córki Afrodyty z Obozu Herosów. Odkąd pokonali Kronosa, a bogowie skutecznie opanowali odradzanie się potworów,  w końcu mogli wieść normalne życie. Co za tym idzie, bez przeszkód przestali utrzymywać kontakty z osobami jak Drew. Annabeth wiedziała, że Piper jest szkoda siostry, z którą próbowała się zaprzyjaźnić. Niestety, nie wyszło. Annabeth była jednak zadowolona, że podczas całego zamieszania z wyborem miejsca zamieszkania po tym, jak mogli opuścić Obóz Herosów, córkę Afrodyty cały czas wspierał syn Zeusa, Jason. Odkąd Annabeth miała Percy’ego, chciała, by wszyscy zaznali miłości równie wielkiej, jaką ona miała szansę dostać.
Percy stał na progu z nonszalancką miną. Był ubrany w czarny garnitur, który idealnie przylegał do jego ciała. Biała koszula została nienagannie uprasowana, a krawat ładnie zawiązany. Annabeth nie mogła uwierzyć, że sam się tak odstawił. W dodatku jego włosy nie sterczały na wszystkie strony, co było oznaką, że musiał się uczesać – najwidoczniej bardzo mu zależało na tym wieczorze. Annabeth zaniemówiła, gdy Percy wyjął zza pleców bukiet czerwonych róż i wręczył jej z tym swoim niedbałym uśmiechem, który zauroczył ją już na początku ich znajomości.
- Percy… - wyszeptała, biorąc od niego kwiaty i upajając się ich zapachem. Wsadziła kwiaty do wazonu, stawiając je na stoliku w centrum pokoju, na honorowym miejscu. Gdy tylko Annabeth się odwróciła, Percy stał tuż za nią, przewyższając ją pomimo założonych przez nią szpilek. Uśmiechnęła się pod nosem, na co Percy się nachylił, by ją pocałować. Kiedy ich usta się spotkały, Annabeth zapomniała o całym świecie, jak podczas ich pierwszego prawdziwego pocałunku w zatoce Long Island. I zatracałaby się tak dalej, gdyby nie kelner, który zapukał we framugę.
- Panie Jackson, sala gotowa – oznajmił, po czym odszedł ze sprośnym uśmieszkiem na ustach, który jednoznacznie sugerował, do czego według niego zmierzał ten pocałunek.
Percy odsunął się delikatnie od Annabeth, po czym zaczął lustrować ją wzrokiem. Oblała się rumieńcem pod wpływem intensywnego spojrzenia jego oczu o morskim kolorze. Glonomóżdżek czasami się naśmiewał, że Annabeth kiedyś w nich utonie. Nigdy nie zaprzeczyła.
-  Wyglądasz… wyglądasz… - zaciął się Percy, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
- Jasne, już się przebieram – westchnęła Annabeth, odwracając się z lekkim uśmiechem na ustach. Przeczucie jej nie omyliło; Glonomóżdżek złapał ją za rękę i z powrotem przyciągnął do siebie.
- Wyglądasz przepięknie. Cudownie – wyszeptał Annabeth do ucha. – Jestem największym szczęściarzem, bo wybrałaś właśnie mnie.
Annabeth odepchnęłam go z uśmiechem. Zdziwiły ją słowa Percy’ego – zwykle nie prawił jej wprost takich komplementów. Pomyślała jednak, że w ten magiczny walentynkowy wieczór wszystko jest możliwe. Przesunęła się w stronę drzwi.
 Percy chwycił Annabeth za wolną rękę i razem ruszyli wzdłuż korytarza. Nie mogła powstrzymać drżenia ramion, gdy stanęli przed salą bankietową. Co jej chłopak mógł zaplanować? Już samo to, że założył garnitur, było dla Annabeth zaskoczeniem. Nie sądziła, że coś może ją jeszcze bardziej zadziwić, ale najwidoczniej nie doceniła Percy’ego.
- Nie pomyliłeś się? – spytała ostrożnie, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. W końcu Glonomóżdżek mógł wszystko poprzekręcać; Annabeth wierzyła, że był do tego zdolny. Nie mogła uwierzyć, że na Walentynki wynajął dla nich całą salę balową.
- Dzisiaj jestem wszystkiego pewien – powiedział stanowczo. – Zamknij oczy, Mądralińska, i chociaż raz daj mi przejąć inicjatywę, dobrze?
Annabeth przytaknęła, parskając na widok jego poważnej miny. Posłusznie wykonała polecenie, czując już po chwili, jak Percy nakłada jej na oczy opaskę. Odruchowo otworzyła oczy, mrugając zawzięcie, ale czarny materiał nie pozwalał jej niczego dojrzeć. Chwyciła kurczowo wyciągniętą rękę Percy’ego.
Annabeth bez narządu wzroku czuła się co najmniej niezręcznie. Przez wszystkie lata treningu w Obozie Herosów nauczyła się dostrzegać nawet najmniejsze szczegóły w jej najbliższym otoczeniu, by teren, na którym mogła się odbyć walka z potworami, miał możliwość jej posłużyć jako pomoc w ich unicestwieniu. Teraz Percy prowadził ją wolno, krok za krokiem, w nieznane. Zaufanie do Glonomóżdżka było jednak  dla Annabeth ważniejsze niż niepewność, więc wkrótce się odprężyła i dała się pokierować na – jak zgadywała – środek sali.
Miała wrażenie, że słyszy jakieś tłumione oddechy wielu osób, a wokół niej robi się duszno. Kiedy usłyszała świst powietrza i odgłos zamykanych drzwi, podskoczyła w miejscu. W dodatku ręka Percy’ego, którą ją podtrzymywał, zniknęła. Annabeth zaczęła się zastanawiać, czy to jedynie głupi żart, czy część zaplanowanego wieczoru. Jak na razie jednak nie miała pojęcia, co mogło być romantycznego w zostawianiu swojej dziewczyny samej.
- Percy? – wyszeptała Annabeth, nadal lekko oszołomiona panującą wokół ciemnością. – To nie jest śmieszne.
Policzyła do trzydziestu, czekając na odpowiedź. Kiedy jej nie otrzymała, pociągnęła opaskę, ściągając ją z głowy. Nawet z darem mądrości od swojej matki Ateny nie miała mocy przewidywania, więc nie wiedziała, co Percy zaplanował. Zmrużyła oczy, szukając go wśród cieni sali balowej. Tkwiła przez chwilę w miejscu, próbując coś dojrzeć pośród panujących wokół egipskich ciemności, ale bez skutku. Annabeth uświadomiła sobie, że utknęła na środku pomieszczenia, a jej chłopak zniknął. Odetchnęła głęboko, nabierając w płuca cennego powietrza potrzebnego jej do uspokojenia, po czym z sykiem je wypuściła, wmawiając sobie, że nic się nie dzieje.
Nagle zmrużyła oczy, porażona jaskrawym światłem, które świeciło prosto na Percy’ego, który trzymał w rękach gitarę. Wpatrywał się w Annabeth z nonszalanckim uśmiechem, który ją zauroczył już od pierwszego spotkania, a potem przez kolejne lata podbijał jej serce. Już miała zapytać, po co Percy’emu gitara, kiedy ten zaczął na niej grać. Annabeth otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, wpatrując się w swojego chłopaka z niedowierzaniem. Była pewna, że Glonomóżdżek porzucił lekcje gry po kilku niepowodzeniach, jakie go spotkały, ale widząc, jak jego palce ze spokojem przesuwają się po strunach, nagle zrozumiała, czemu tak często „wychodził z Beckendorfem” niedzielnymi popołudniami.
Ukrywał przed nią fakt, że gra na gitarze? Przecież Annabeth sama go namówiła, żeby zaczął coś robić w związku ze swoją miłością do muzyki i w żadnym wypadku nie miała nic przeciwko, by brzdąkał sobie na ukochanym instrumencie.
Percy zaczął śpiewać.

When your legs don't work like they used to before
And I can't sweep you off of your feet
Will your mouth still remember the taste of my love?
Will your eyes still smile from your cheeks?

And, darling, I will
be loving you 'til we're 70
baby my heart could
still fall as hard at 23

And I'm thinking 'bout how

people fall in love in mysterious ways
Maybe just the touch of a hand
Me I fall in love with you every single day
And I just wanna tell you I am

So honey now
Take me into your loving arms
Kiss me under the light of a thousand stars
Place your head on my beating heart
I'm thinking out loud
Maybe we found love right where we are

When my hair's all but gone and my memory fades
And the crowds don't remember my name
When my hands don't play the strings the same way
I know you will still love me the same

'Cause honey your soul
could never grow old,
it's evergreen
And baby your smile's forever in my mind and memory

I'm thinking 'bout how
people fall in love in mysterious ways
Maybe it's all part of a plan
I'll just keep on making the same mistakes
Hoping that you'll understand

But baby now
Take me into your loving arms
Kiss me under the light of a thousand stars
Place your head on my beating heart
I'm thinking out loud
Maybe we found love right where we are*

Annabeth stała w ciszy jeszcze przez dobrą minutę, zanim zorientowała się, że piosenka dobiegła końca. Percy uśmiechnął się do niej nieśmiało, ale, widząc jej nieobecną minę, uśmiech spełzł mu z twarzy. Annabeth wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, jakby nie mogła zrozumieć, co się przed chwilą wydarzyło. Czy Percy naprawdę napisał tą piosenkę specjalnie dla niej? Przełknęła łzy wzruszenia, które zaczęły jej spływać po policzkach, rozmywając starannie wykonany wcześniej makijaż. Percy uśmiechnął się szeroko. Odłożył spokojnie gitarę, po czym podszedł do Annabeth, przytulając ją mocno. Czuła, jak składa pocałunek na jej czole i szepcze „kocham cię”. Ze wzruszenia odebrało jej mowę; nie miała sił, by odpowiedzieć. Głos utknął gdzieś pomiędzy krtanią a niechęcią zepsucia takiej pięknej chwili.
- Annabeth Chase – powiedział oficjalnie Percy, odsuwając ją od siebie i przyklękając na jedno kolano. – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Annabeth nie była w stanie odpowiedzieć, więc jedynie pokiwała energicznie głową. Percy wsunął jej na palec skromny pierścionek zaręczynowy z oczkiem, które odbijało padające na nich światło reflektora. Jej chłopak w jednej chwili  zaśpiewał dla niej cudowną piosenkę, a w następnej stał się kimś więcej niż tylko „chłopakiem” – jej narzeczonym. Annabeth nie mogła sobie wymarzyć lepszych Walentynek.
- No nareszcie! – ryknął znajomy głos, a sala balowa rozjaśniła się milionami barw. Leo Valdez, syn Hefajstosa, dzierżył w ręku mikrofon, którego z zapałem używał, komenderując tłumem znajomych Annabeth i Percy’ego. – Panie i panowie, stwory i dziwolągi, centaurze – skinął głową Chejronowi, przybranemu ojcowi Annabeth, na co część osób stojących pod sceną się zaśmiała – oto przed Wami nowa przyszła pani Jackson oraz sam pan Jackson, związany od tej pory z jedną kobietą na resztę życia. Cóż, reszta dla mnie. W końcu wszystkie panny kochają Valdeza! – Leo wyszczerzył zęby, ale tym samym stracił pozycję prowadzącego imprezę.
Piper wyrwała mu z ręki mikrofon.
- Wystarczyły zwykłe gratulacje, cieszymy się z waszego szczęścia – ofuknęła Leona, po czym powiedziała głośniej do mikrofonu: - Gratulacje, cieszymy się z waszego szczęścia!
Annabeth roześmiała się, wtulając się w opiekuńcze ramiona Percy’ego i machając ręką w stronę stojącej na scenie Piper. Tak dawno się nie widziały, Annabeth bardzo się za nią stęskniła. Rozejrzała się w niedowierzaniem po sali balowej, podziwiając ogrom pracy, jaką ktoś musiał włożyć w jej wystrój. Po prawej stronie stały zastawione suto stoły, wokół których zebrali się już goście. Po lewo stała scena, na której Leo i Piper kłócili się o mikrofon, a Jason próbował opanować sytuację między nimi. Walczącym przypatrywali się też Frank i Hazel – ich przyjaciele z obozu. Annabeth wypatrzyła też w tłumie Clarisse, córkę Aresa, razem z jej chłopakiem Chrisem, Grovera, satyra opiekującego się nowymi herosami oraz Thalię Grace – Łowczynię Artemidy, przyjaciółkę Annabeth. Bracia Hood majstrowali coś przy wystroju, wymieniając złośliwe uśmieszki. Silena stała obok, krzycząc na nich, a Beckendorf usiłował za wszelką cenę uspokoić swoją dziewczynę. Annabeth mogła sobie wyobrazić, jak córka Afrodyty może być wściekła na bliźniaków od Hermesa, niszczących balowe dekoracje. Silenie pomagała jej siostra, Drew Tanaka. Annabeth nigdy nie sądziła, że Drew mogłaby się kiedyś pojawić na jej przyjęciu zaręczynowym. Niedaleko, śmiejąc się, stała Rachel Elizabeth Dare. Rudowłosej towarzyszył Will Solace, z którym dziewczyna świetnie się dogadywała. Annabeth sądziła, że to dzięki pochodzeniu Willa – jako syn Apolla musiał uznać Rachel niejako za swoją siostrę; opiekunem Ducha Delf, którego przyjęła, był właśnie jego ojciec. Kiedyś Annabeth nie lubiła Rachel, bo sądziła, że tej podobał się Percy. Odkąd jednak rudowłosa przyznała, że są jedynie przyjaciółmi, Annabeth pozbyła się w stosunku do niej wszelkich uprzedzeń, co zaowocowało trwałą przyjaźnią. Na przyjęciu pojawił się nawet Nico di Angelo, stojący pod ścianą i obserwujący ponurym wzrokiem swoją tańczącą siostrę, Biancę.
- Wszystko zaplanowałeś? – spytała Annabeth Percy’ego, obracając się ku niemu z niedowierzającym uśmiechem.
- Pora uwierzyć w moje siły, nowa przyszła pani Jackson.


*Ed Sheeran - Thinking out loud

14 komentarzy:

  1. Taaakie piękneeeee <3
    Jak ja kocham ten oneshot *.* Zazdro talentu, Merr. I zazdro biletu na koncert Sheerana *.* Jak było? No i oczywiście, weny od Apolla na napisanie OSS, na które czekam z niecierpliwością ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie umiem opowiedzieć. Było cudownie. Jak wszedł na scenę i zaczął śpiewać "I'm a mess", zaczęłam wrzeszczeć. A potem wszyscy śpiewali i znali tekst na pamięć - dokładnie tak jak ja - co było niesamowitym przeżyciem. Zjednoczenie idealne. Nie potrafię tego opisać.

      Usuń
    2. Jak ja ci zazdroszczę! Tylko i wyłącznie dla koncertów mogłabym mieszkać w Warszawie *.* (Dobra jeszcze spotkania z pisarzami i Zjazdy Herosów).
      I sorki, ale napisze to jeszcze raz: To (^) jest taaakie piękne. Po prostu kocham to opowiadanie. Może dlatego, że to od niego zaczęła sie przygoda z twoim blogiem.
      I, kończąc ten dziwny komentarz, zapytam sie o cos: oddasz trochę swojego talentu? :p

      Usuń
  2. Co z tego ,że to już było i ,że znam to na pamięć. I tak jest świetne. Uwielbiam ten one-shot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc właśnie dlatego go tu wstawiłam - bo też go lubię i jestem do niego przywiązana.
      Dziękuję, zwłaszcza za słowa "znam to na pamięć" :")

      Usuń
  3. Matko jakie to było pieeekn. Jedyne, co nieco mi przeszkadzał, to wypisanie tych wszystko postaci na koniec. Ale dzieki temu dowiedziałam sie,ze Twoj blog to ff. Nie miałam pojecia, ze to jets ja podstawie serialu...teraz musze najwyraźniej ogarnąć, co i jak... Faktycznie, jakis spoiler był. Najwyraźniej bedzie bitwa i Silena bedzie z B ;) kiedys. Ale nieważne, ja tutaj chce pisać o tym, jak pięknie zachował sie Psrcy... Dlaczego ma takie dziwne przezwisko? Ja bym mu dała półbóg, najlepszyfacetnaswkecie, truebiglove albo cos xD to było pieeeeekne. Tyle romantyzmu, ni dziwie sie,ze dziewczyna nie mogła sie wypowiedzieć...i jeszcze ta piosenka,achhhhhhcudne :) zapraszam na nowosc na zapiski-condawiramurs :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest na podstawie książki, nie serialu

      Usuń
    2. W książce Annabeth mówiła na Percy'ego "Glonomóżdżek", bo to w końcu syn Posejdona :-)
      ~Rainbow Laura

      Usuń
  4. TEN. ONE-SHOOT. JEST. GENIALNY.
    Zazdro talentu ^^. Nie lubię takich całkiem romantycznych opowiadań, ale to jest świetne :)
    Veny.
    Ed <3

    OdpowiedzUsuń
  5. TEN.BLOG.JEST. GENIALNY!!!!! Gratuluję talentu i chęci. Czekam na kolejny rozdział
    o Silenie. Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślałaś ty może nad tym żeby pisać zawodowo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tak. Ale na razie nie wiem, czy wyjdę poza strefę marzeń :).

      Usuń
    2. Jestem w pełni za wyjściem ze strefy marzeń. 😊

      Usuń
  7. Masakracja. Nie potrafię wydusić z siebie nic więcej niż ,,jojć" a w myślach krąży mi ,,jakie to słodkie" 😍

    OdpowiedzUsuń