— Jak ona się czuje?
— Dobrze. A będzie jeszcze lepiej, jeśli tłumek adoratorów przestanie
walić do jej łóżka drzwiami i oknami, kiedy potrzebuje porządnego odpoczynku i
spokoju.
— Nie jestem jej chłopakiem. — Dwa głosy zlały się w jeden.
— Co za różnica. Wszyscy trzej macie stąd spadać, a zwłaszcza ty,
Drake. Chejron ci pozwolił w ogóle wyjść z Wielkiego Domu?
— Ten tu mnie pilnuje, żebym czegoś nie wywinął. Marne mam szanse na
samodzielne przechadzki, kiedy nie wiadomo, z jakiego powodu ta wasza bzdurna
bogini mnie wybrała.
— Radziłbym ci trochę zejść z tonu, stary. W tym miejscu nie obraża
się bogów, chyba że jest się ich dziećmi i mówi się to z czułością w głosie.
Ktoś prychnął. Zapadła cisza.
— No, co tak stoicie? Wynocha!
Rozległy się kroki i "tłumek adoratorów" wyszedł z domku
Afrodyty. Silena odważyła się lekko uchylić powieki, ale zaraz je zamknęła,
kiedy zobaczyła podchodzącą do jej łóżka Annabeth. Nie miała ochoty z nią
rozmawiać o tym wszystkim, co się wcześniej wydarzyło. Wiedziała, że będzie musiała,
ale chciała ten moment odwlec jak najdalej w czasie.
Zrobiło jej się gorąco, więc, nadal udając pogrążoną w głębokim śnie,
przekręciła się na drugi bok, przy okazji wystawiając nogę spod kołdry. Nie
minęło pięć minut, a zaczęło ją swędzieć ramię. Ukradkiem lekko się po nim
podrapała, a nieprzyjemne uczucie zniknęło. Zastygła, kiedy usłyszała szelest
kartek. To Annabeth musiała się dobrać do swojej książki.
Szczytem wszystkiego było jednak swędzenie w nosie. Próbowała lekko
nim pokręcić, żeby zatamować potężne kichnięcie. Mimo najszczerszych starań z
jej ust wydobyło się głośnie "apsik!". Annabeth bez pytania podała
jej chusteczkę, którą Silena z wdzięcznością przyjęła.
— Ciekawa byłam, kiedy w końcu przestaniesz udawać i wstaniesz —
zagadnęła Annabeth między jednym wydmuchem nosa a drugim. — Jesteś kiepskim
kłamcą, Sil.
— Po prostu za dobrze mnie znasz — odburknęła.
Silena przetarła oczy, przy okazji ziewając. Przez chwilę usiłowała w
plątaninie włosów znaleźć przedziałek i przynajmniej sensownie te włosy podzielić,
ale oczywiście nie było na to najmniejszych szans. Lakier posklejał niektóre
pukle, tworząc konstrukcje, o których Silena nie miała pojęcia, że istnieją.
— Jak się czujesz?
— Trochę mnie łupie w głowie — odpowiedziała Silena, przykładając dłoń
do czoła. Miała wrażenie, że jest wyjątkowo rozpalone. — Poza tym chyba
wszystkie kości mi się przestawiły, z kręgosłupem na czele.
Annabeth przypatrywała jej się spode łba, w rękach cały czas trzymając
otworzoną książkę. Zamknęła ją, a echo odbiło się od ścian i powróciło do
Sileny ze zdwojoną siłą. Ostentacyjnie wstała z krzesła, wcześniej skrzypiąc
jego nogami, po czym wyjątkowo hałaśliwie podeszła do stolika, skąd zgarnęła
wodę i batona, a następnie przyniosła wszystko Silenie. Z satysfakcją
przypatrywała się zbolałej minie przyjaciółki.
— Najpierw to wypij — powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem. — Tu masz
musli w czekoladzie z dodatkiem ambrozji, powinno wystarczyć. Nie uczyłam się
nigdy, jak leczyć kaca.
Silena stłumiła ziewnięcie.
— Kaca? — powtórzyła z niedowierzaniem.
— Poprosiłam Chejrona, żeby sprawdził ten poncz. Jako specjalista od
trunków wszelkiego typu i rodzaju, do dyskusji włączył się Pan D. i wykrył
jakąś wyjątkowo okropną mieszankę alkoholi. Szukają winnego w domku Hermesa.
Światło było zbyt mocne, a woda za ciepła. Mimo to Silena wypiła
wszystko duszkiem, zanim zadała frapujące ją pytanie:
— Dlaczego Chejron aż tak się tym przejął? Tylko dzisiaj będę wyglądać
jak zombie, a jutro wszystko wróci do normy. Poza tym, to był tylko głupi żart.
Tylko i wyłącznie moja wina, że dałam się nabrać jak przedszkolak. — Skrzywiła
się.
Annabeth pokręciła głową.
— Nie tylko ty robiłaś idiotyczne rzeczy, Sil. Miranda od Demeter
zaczęła w środku nocy kosić trawnik na dachu swojego domku, a dziewczyny od
Apolla utworzyły nową kapelę, która grała tylko jeden hit, "Poncz
alkoholowo-owocowy". W sumie miałaś szczęście, że zemdlałaś, zanim
zrobiłaś coś o wiele gorszego niż pocałowanie Beckendorfa.
W głowie Sileny pojawiło się mgliste wspomnienie dotyku jego ust, ręki
na talii, a potem ostudzenia policzkiem od Drew. Przełknęła głośno ślinę.
Unikając spojrzenia Annabeth, rozpakowała batonik i zaczęła go tak łapczywie
jeść, jakby od tego zależało jej życie. W milczeniu uniosła pustą szklankę i
pomachała nią przed twarzą przyjaciółki, a ta natychmiast poszła ją uzupełnić
wodą z butelki.
— Co się stanie, jak znajdą winnego?
— Nie wiem. — Annabeth wzruszyła ramionami. — Ale będzie to surowa
kara.
— Bogowie, jestem taką idiotką! — Silena opadła z powrotem na
poduszkę, przykrywając twarz dłońmi. — Charles ma mnie pewnie teraz za gorszą
od Drew, a ona sama będzie mnie gnębić do końca życia.
Annabeth podsunęła Silenie napełnioną szklankę. Rada nie rada, córka
Afrodyty znowu się podniosła na łokciach i zaczęła tym razem powoli sączyć
wodę.
— Beckendorf nie ma do ciebie żalu — pocieszyła ją Annabeth. — W
zasadzie to nawet wczorajsza noc sprawiła, że zaczął się tobą bardziej
przejmować. Chyba się poczuł odpowiedzialny za twój stan.
— Nie jest moją matką — burknęła Silena. Nie rozumiała, czym kierował
się Charles. Przecież poszedł ją "ratować" na polecenie Drew, prawda?
Nie chciał zrobić tego sam z siebie. Nie rozumiała więc, skąd ta nagła troska.
Biorąc pod uwagę motyw Drew, którym zapewne było niedopuszczenie do przejścia
inicjacji przez Silenę, niezbyt udana akcja ratunkowa.
Annabeth przypatrywała się przyjaciółce z nieodgadnionym wyrazem
twarzy. Silena mimowolnie zaczęła się rumienić.
— Może i nie, ale stawiam złotą drachmę, że mu na tobie zależy.
— Był tutaj? — wyrwało się Silenie pytanie.
— Pierwszy przyszedł Leo. Bardzo przeżywał, że walka z Clarisse tak go
pochłonęła, że kompletnie cię zignorował, mimo twojego, cytując, seksownego
stroju. Potem wpadł Dereck, ale nie był specjalnie rozmowny. Zmył się zaraz po
tym, jak zobaczył Beckendorfa, który zdecydował, że poczeka, aż wytrzeźwiejesz,
bo musi z tobą porozmawiać. Potem znowu przyszedł Valdez, tym razem z tym
śmiertelnikiem, Drakiem. Chcieli się wtłoczyć wszyscy na raz, ale ich
wywaliłam.
Silena odczuła falę wdzięczności w stosunku do Annabeth. Nie
przetrwałaby widoku Drake'a i Beckendorfa razem — nie po tym dziwnym śnie i
wczorajszym wieczorze. Nie miała bladego pojęcia, dlaczego Afrodyta dała
śmiertelnikowi swoje błogosławieństwo i możliwość wejścia do Obozu Herosów. Nie
przychodziło jej do głowy inne rozwiązanie jak po to, żeby ją upokorzyć.
Widziała tylko jedno wyjście z tej sytuacji: pozostać w domku tak
długo, jak się da, żeby nie spotkać Drake'a. Przed oczami stanęła jej wąska
uliczka i jego ciemne oczy. Szklanka zaczęła jej dygotać w ręku, na co Annabeth
patrzyła z rosnącym zdumieniem.
— Sil, co się dzieje? — przerwała ciszę. — Wiesz, że mnie możesz
wszystko powiedzieć.
— Nic. Zupełnie nic.
— To dlaczego ci nie wierzę? — domagała się odpowiedzi Annabeth. —
Dlaczego unikasz mnie, odkąd przyjechałaś do obozu? Nie chcesz ze mną
rozmawiać, upijasz się, całujesz z kim popadnie, a teraz zbywasz, jakby tematu
nigdy nie było!
Silena była zadziwiająco spokojna jak na zaistniałą sytuację. Upiła
kolejny łyk wody, po czym odchrząknęła.
— Powiedziałam ci, że wszystko obgadamy, jak sama to sobie ułożę w
głowie.
— Mogę ci w tym pomóc — zaoferowała Annabeth. — Zróbmy to razem, jak
zawsze. — Silena nie wyglądała na przekonaną, więc dodała pół-żartem,
pół-serio: — Mój mózg od Ateny może się przydać.
— To jest coś, z czym muszę się uporać sama — powiedziała stanowczo.
Nie zamierzała dać się złamać przyjaciółce.
Annabeth wyglądała, jakby ktoś ją oblał kubłem zimnej wody. Lekki
uśmiech spełzł z jej ust, zniknął błysk nadziei. Jej wyraz twarzy odzwierciedlał
to, co czuła: szok i niedowierzanie. Zawsze były jak papużki nierozłączki, a
nagle Silena mówi kategorycznie: nie.
Co dziwniejsze, Silena sama nie wiedziała, dlaczego tak się upierała
przy swoim. Po prostu czuła, że powinna dać sobie z tym radę sama, a nie
uczepiać się kurczowo ramienia przyjaciółki. Przyszła pora brać
odpowiedzialność za swoje czyny i decyzje. Gdyby Annabeth wiedziała, co Silena
chciała osiągnąć na ognisku, odwiodłaby ją od tego pomysłu. A córka Afrodyty
naprawdę potrzebowała inicjacji, żeby móc powiedzieć Drew prosto w twarz, że
wreszcie nie ma jej nic do zarzucenia.
Chciała, żeby, gdy już wszystko się uda, matka znowu przyszła do niej
we śnie i powiedziała, że tym razem jest z niej dumna. I żeby dodała, że
nasłanie Drake'a było niepotrzebne, bo Silena sama sobie doskonale poradziła.
— Nie ma mowy, Sil. Jestem twoją przyjaciółką i nie pozwolę, żebyś...
— Przestań — powiedziała Silena głosem wzmocnionym przez czaromowę. —
Musisz zrozumieć, że to mój problem, nie twój.
Przez chwilę bała się, że Annabeth się ocknie i ją ochrzani za to, że
próbowała na niej swoich sztuczek. Po jej zdezorientowanej minie i lekko
zamglonym spojrzeniu poznała jednak, że się jej udało, a czar zadziałał.
Przygryzła wargę. Przecież nie zrobiła nic złego, prawda? Oddaliła tylko groźbę
ich kłótni. Cel był szczytny, a przecież to właśnie on uświęca środki.
— Mówiłaś, że chcesz porozmawiać osobiście — zaprotestowała słabo
Annabeth, a był to ostatni przejaw jej wolnej woli. Magia głosu Sileny
sprawiła, że zrezygnowała z dalszego drążenia tematu, chociaż córka Afrodyty
dotkliwie odczuwała jej słowa.
Co zmieniło się od ich rozmowy przez iryfon? Przede wszystkim jej
stosunek do Drake'a. O ile po pierwszym śnie z Afrodytą w roli głównej była
przerażona i rozgniewana, o tyle po ostatnim miała większy mętlik w głowie. Nie
wiedziała, czy mu współczuć, czy się z nim zmierzyć, czy go olać, czy starać
się coś naprawić... Miliony pomysłów na rozwiązanie problemu, ale żaden, który
mógłby przynieść dobry rezultat. Po drugie, Drew. Gdyby Annabeth wiedziała, jak
ta zachowała się w stosunku do jej przyjaciółki, zaczęłaby z nią wojnę. Silena
nie chciała roznoszenia swoich problemów poza domek Afrodyty, zwłaszcza jeśli
chodziłoby o coś, co ujawniałoby jej słabości jako grupowej. Po trzecie,
Beckendorf. Dziwne przyciąganie, które do niego czuła, a które z pewnością nie
było właściwe. Po czwarte, inicjacja i plan Sileny, którego celem było
rozkochanie w sobie jednego z obozowych przystojniaków, a następnie
porozbijanie mu serca zaraz po tym, jak wyznałby jej miłość. Annabeth
wiedziała, że jest jakiś okropny rytuał, który powinny przejść córki Afrodyty,
a do którego Silena czuła wstręt. Teraz musiała go jednak przezwyciężyć i
zrobić coś okropnego. Wiedziała, że przyjaciółka za wszelką cenę próbowałaby ją
od tego odwieźć. I wreszcie, ostatnie, choć nie mniej ważne — Silena nie
chciała wciągać Annabeth w bagno, w które wpadła. Miała nieodparte wrażenie, że
tym razem powiedzenie "we dwójkę raźniej" by się nie sprawdziło.
Annabeth jeszcze przez chwilę siedziała w milczeniu, marszcząc brwi.
Zaraz jednak podniosła wzrok na Silenę i się do niej uśmiechnęła.
— Naprawdę, możesz być ze mnie dumna. Tylko Leo mruczał jakieś
komentarze o luzowaniu gatek, a poza tym wyszli bez szemrania.
Usta Sileny uformowały się w nieme "o". Nie miała pojęcia,
że czaromowa może też działać w taki sposób, że modyfikuje część wspomnień.
Annabeth naturalnie powróciła do wcześniejszego tematu. W dodatku wyraźnie
oczekiwała po Silenie, że ta odpowie w jakiś sposób na jej komentarz.
— Super, świetnie — wyrzuciła z siebie, nadal zdezorientowana.
— Beckendorf naprawdę chciał z tobą porozmawiać i odniosłam wrażenie,
że chodzi o coś poważnego — powiedziała konspiracyjnym szeptem. — Nie było z
nim Drew.
Serce Sileny wykonało triumfalnego koziołka, a zaraz potem ponownie
znieruchomiało.
— Pewnie akurat mieli przerwę od całowania — rzuciła, siląc się na
obojętność.
Annabeth wzruszyła ramionami. Odchyliła się wygodnie na oparciu
krzesła, po czym sięgnęła ręką po książkę i zaczęła ją wertować. Silena zawsze
podziwiała ją za podzielność uwagi. Czytanie i rozmawianie to dwie czynności,
które nie idą ze sobą w parze, jeśli chcesz się całkowicie oddać jednemu lub
drugiemu. Nie umiała się skupić na obujak jej przyjaciółka.
— Dlaczego wybrałaś akurat Derecka? — zmieniła nagle temat Annabeth.
— Podszedł do mnie wczoraj, kiedy Leo bił się z Clarisse. — Wzruszyła
ramionami. — Zaczęliśmy rozmawiać, on prawił mi komplementy, a skończyło się
fiaskiem.
Zachowywanie poważnej miny przychodziło Annabeth z wielkim trudem. Jej
kąciki ust niebezpiecznie drżały.
— Nie wiem jak to robisz, ale masz niezwykły dar przyciągania do
siebie chłopaków. Leo ciągle za tobą lata, chociaż ciągle twierdzi, że
jesteście tylko świetnymi przyjaciółmi. Jak tak dalej pójdzie, zrobię się
zazdrosna. Wczoraj poderwałaś Derecka, całowałaś się z Beckendorfem, a przecież
do wszystkiego dochodzi jeszcze Drake... — Annabeth zmarszczyła brwi. W jej
głosie dało się słyszeć jednocześnie naganę oraz podziw, a w tej chwili również
zdezorientowanie. Silena nie wiedziała, gdzie leży granica tematu tabu, który
ustanowiła przez czaromowę, więc nie miała pojęcia, co poprzez "dodawanie
do wszystkiego Drake'a" miała na myśli jej przyjaciółka.
— To nikt taki — szybko wtrąciła, na wszelki wypadek odchodząc od tego
niebezpiecznego tematu. — Spotkaliśmy się raz przed moim przyjazdem tutaj.
"Spotkaliśmy", prychnęła sama do siebie w myślach. Mogła się
sama nagrodzić za bycie Mistrzynią Niedomówień.
— Cały czas mnie zastanawia, jak to się stało, że ma błogosławieństwo
twojej matki. Bogowie w końcu nieczęsto je wydają. Wyobraź sobie, co by było,
gdyby wszyscy śmiertelnicy tak po prostu dostawali zezwolenia na stanie się
częścią prawdziwego świata, niezakrytego przez Mgłę.
— Nie umiem sobie tego wyobrazić — przyznała Silena, przecierając
oczy. W końcu przestała ziewać. — Czasami lepiej jest nie wiedzieć, niż
wiedzieć za dużo.
Annabeth oderwała na chwilę wzrok od swojej książki i przeniosła go na
Silenę.
— To nie ogromna wiedza sprowadza na nas zagrożenie, ale wybory,
których z nią dokonujemy. Nie wiem, co wykombinował ten chłopak, ale musiał
zrobić coś na tyle odważnego albo głupiego, że zaimponował Afrodycie.
Silena ukryła twarz w dłoniach, udając, że ziewa. Powinna kazać
Annabeth zmienić temat czy wyrządziła już dość szkód swojej przyjaciółce? Nie
mogła dłużej słuchać o Drake'u. Chciała chociaż na chwilę zapomnieć, że on
przeszedł przez granicę Obozu Herosów dzięki jej matce. Gdy koszmar jest
daleko, łatwiej o nim zapomnieć. Silena była pewna, że wyleczyła się z Drake'a.
— Czy to ważne? — spytała.
— Jedynym punktem, który łączy Afrodytę i Drake'a, jesteś ty. Jako
twoja przyjaciółka, a zarazem mentalna siostra, mam obowiązek znaleźć
powiązanie. Musiało wydarzyć się coś, co doprowadziło do wprowadzenia go do
obozu przez twoją matkę — stwierdziła z niezachwianą pewnością w głosie. — Na
sto procent nie wiesz, dlaczego?
Silena pokręciła głową. Przez cały czas próbowała zwalczyć w sobie
narastający atak paniki i chęć wygadania się Annabeth raz a porządnie. Córka
Ateny odchrząknęła.
— Cóż, pomyślę jeszcze nad tym. Gdzie go spotkałaś?
— W Starbucksie — odpowiedziała Silena zdławionym głosem.
— Poszłaś do Starbucksa, spotkałaś go, a potem...?
— Potem zadzwonił tata i kazał mi jechać na kolację do Maryse. Nie
miałam innego wyjścia, więc wyniosłam się na drugi koniec miasta. Potem się z
nim pokłóciłam, bo znowu wolał tego okropnego babsztyla ode mnie. Wybiegłam
wściekła z jej mieszkania, ale w drodze do domu oczywiście się rozpłakałam.
Kiedy już trzepnęłam za sobą drzwiami, poszłam pooglądać album z czasów zanim
ojciec zaczął się z nią spotykać i byliśmy tylko we dwójkę. Szalę przeważyło
to, że w albumie brakowało naszego wspólnego zdjęcia. Jestem prawie pewna, że
to ta kanalia je zabrała.
Najlepsze kłamstwo na poczekaniu, jakie przyszło Silenie kiedykolwiek
do głowy. Wszystko się zgadzało. Był moment załamania nerwowego, kiedy to użyła
iryfonu, żeby skontaktować się z Annabeth i wrócić do obozu. W historii znalazł
się też Drake. I, dodatkowo, wspomniała jeszcze o brakującej fotografii.
W tym momencie niczego bardziej nie pragnęła, niż żeby okazało się, że
powód jej powrotu do Obozu Herosów był spowodowany taką błahostką. Gdyby tak
brzmiała prawdziwa historia, Silena nie byłaby wewnętrznym kłębkiem nerwów,
oczy Beckendorfa nie przypominałyby jej oczu Drake'a i nie musiałaby posługiwać
się czaromową przeciwko własnej przyjaciółce. Tak proste życie jawiło jej się
jako utopia.
Będąca pod wpływem czaru Annabeth nie mogła zrobić nic innego jak
zaakceptować wersję Sileny i próbować jej nie drążyć. Zaciśnięte usta i
zmarszczone czoło świadczyły jednak o intensywnych przemyśleniach, które
blokowała czaromowa.
— Rozumiem — powiedziała z trudem.
Zapadła chwilowa cisza. Silena odkryła, że z nerwów znowu zaczęła
obgryzać skórki wokół paznokci.
— Chciałabym zostać sama, jeśli nie masz nic przeciwko. Głowa mnie
boli.
— Jasne, Sil — przytaknęła Annabeth. — Będę sobie siedzieć na
werandzie przed domkiem. Gdybyś czegoś potrzebowała, daj mi znać.
Silena zmarszczyła brwi.
— Nie powinnaś pracować? Tyle gadania o jesiennych pracach w Obozie, a
ty nagle robisz sobie dla mnie dzień przerwy.
— Malcolm mnie zastępuje — wyjaśniła Annabeth, uśmiechając się
szeroko. — Dzięki twojemu kacowi zyskałam w końcu trochę czasu na przeczytanie
tej niesamowitej książki. Polowałam na nią już od września. Szczegółowo
omówiona architektura renesansu z rozszerzoną genezą. — W jej oczach pojawiły
się radosne ogniki.
Nie wyglądała na kogoś, kto został potraktowany czaromową. I bardzo
dobrze.
Silena dzielnie wysłuchała miniaturowego monologu na temat książki.
Annabeth od zawsze miała świra na punkcie architektury, co zapewne zawdzięczała
swojej matce, Atenie. Jeżeli zaczynała opowiadać o czymś związanym z historią
sztuki, można było zapomnieć na chwilę o wtrąceniu nawet jednego słowa nie na
temat. W końcu jednak sama zreflektowała się, że nie powinna dłużej
przeszkadzać Silenie.
Dziewczyna z ulgą poprawiła sobie poduszkę i położyła się ponownie,
wlepiając wzrok w sufit. W myślach kołatało jej się tylko jedno imię — Drake. W
końcu miała czas, żeby wszystko sobie uporządkować.
Gdy człowiek intensywnie nad czymś rozmyśla, przychodzą mu do głowy
różne ciekawe spostrzeżenia. U Sileny trop urywał się nad motywem Afrodyty. Czy
tylko jej wcześniejsza nieudolność korzystania z czaromowy sprawiła, że matka
zdecydowała się na tak drastyczne rozwiązanie? A może rzeczywiście po tylu
stuleciach zwariowała i postanowiła się wyżyć na swoich dzieciach, a zwłaszcza
takiej jednej córce? Silena myślała, że ma to już za sobą. Ale pobłogosławiła
Drake'a i wpuściła go do obozu! W jakim celu? Przecież nic jej nie mógł tu
zrobić, co najwyżej przywołać złe wspomnienia i zaostrzyć niechęć do matki.
Afrodyta musiała pragnąć konfrontacji.
Silena gwałtownie usiadła na łóżku. Może to właśnie powinno być
kluczem do zagadki? Nie musiała zrobić nic innego, jak tylko pokonać matkę jej
własną bronią.
To nie Dereck powinien być ofiarą jej inicjacji, tylko Drake.
Dwa tygodnie. Dwa tygodnie. Dwa tygodnie.
Czyż to nie brzmi cudownie? :)
Tak naprawdę rozdział pojawiłby się później, gdyby nie wyjątkowa okazja - dzisiaj Wasza Ukochana Blogerka (spokojnie, żartuję) kończy 16 lat!
Jeżeli chcecie mi zrobić prezent - a wiem, że chcecie, czuję to całym sercem - wystarczą mi komentarze. Dużo komentarzy. Nawet takich z pojedynczym zdaniem.
Po prostu COŚ po sobie zostawcie :)
- Wasza starucha
Wszystkiego najlepszego, Merr! 100 lat! Dużo nowych komentarzy, obserwacji, mnóstwo weny! Szczęścia, zdrowia i tak dalej :) I pamiętaj, wcale nie jesteś starsza. Po prostu masz większe doświadczenie :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału:
Długi. Cudowny. Chociaż, jak nie patrzeć, mam ochotę (ale tylko troszkę) rzucić Silenę pani O'Leary. Za użycie czaromowy na Annabeth. A Afrodytę mam ochotę upiec w mikrofalówce, po czym wrzucić w odmęty Tartaru. Tak. To mogłoby być fajne. Zdecydowanie. Niech ją Tartar pochłonie!
Drake... On to mnie dopiero zastanawia. Dawno nic mnie tak nie zastanawiało u ciebie. W ogóle wszędzie. Co on planuje? Wiem, że mi nie powiesz i wcale tego nie chcę (taaa, jasne :P). I jeszcze coraz bardziej intryguje mnie Maryse. Po co jej to zdjęcie. Dowiemy się, prawda? Oby.
Beckendorf... Niby jest z Drew, ale Silena też go interesuje... Po raz pierwszy nie domyślam się nic, co mógłby zrobić... W sumie tutaj prawie nigdy się niczego nie domyślam. I po raz pierwszy mi to nie przeszkadza
Właśnie, Drew... Ciekawi mnie, co ta podła żmija wymyśla. Może gdzieś po kątach się czai, w kotle coś miesza, tworząc zaklęcia... Spróbowałam to sobie wyobrazić, i pozdro z podłogi xD
Jak zwykle rozdział świetnie napisany, błędów jak zwykle nie ma, nie mam co powytykać... Nie żeby jakoś smutno mi było :P. No i bardzo mnie cieszy, że rozdziały są tak często <3
Kurczę, to chyba najdłuższy komentarz, jaki w życiu napisałam 0.0
Ps. Nie jesteś już w Demigods Polska? Czy po prostu zrezygnowałaś z adminowania?
Xoxo:*
Najlepszego, Merr! Weny, weny i jeszcze raz weny! Żeby każdy twój rozdział był świetny!
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o ten rozdział, był cudowny. Poważnie zastanawiam się, dlaczego Afrodyta wpuściła Drake'a do obozu i, kurczę, nie umiem nic wymyślić. Przecież jeżeli chodziłoby jej tylko o inicjację, mogłaby zadowolić się Dereckiem. Mam kilka hipotez, ale każda nieprawdopodobna.
Charles. Co tak naprawdę czuje do Sileny? Tego chyba nikt (oprócz Ciebie XD) nie wie. Czy jest tylko chłopakiem jej siostry, czy ma wobec niej "niecne zamiary"? A Leo Valdez? Czy tylko droczy się z Sileną i okazale demonstruje swój sposób bycia, czy naprawdę Silena mu się podoba? Jest jeszcze Dereck... Prawdziwy fanklub!
Silena oszukuje Annabeth. Co tak naprawdę nią kieruje? Czy to, co wyznaje w swoich przemyśleniach, czy działa na nią jej podświadomość? Niby nieskomplikowana córka Afrodyty, a jednak...
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!!! Mam nadzieję, że odpowiedzi na przynajmniej część moich pytań znajdę w najbliższych rozdziałach ;)
~ Mrs. Wilde
Trzecia ! Tu będzie komentarz
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia szczęścia, pomyślności. Żebyś zawsze w swoim życiu znajdowała chwile wolności, moment gdzie będziesz mogla robić co chcesz.
OdpowiedzUsuń(Naprzykład pisanie rozdziałów. Ale ze mnie egoistkaB-) ) Rozdział cudny. Wreszcie zrozumiałam co znaczy nastrojnik "rozbawiony". Ta konspiracja jest wspaniała. Zapowiada się długa noc. Ciekawe co wymyślę?
16 lat? Dziewczyno, to tak mało... XD notka świetna. Wlasciwie nie wiem,czemu S az tak bardzo nie chce powiedzieć annabeth o swoich problemach. Wydaje mi się,ze sie troche wstydzi tej i icjacji jak rowniez,ze boi się własnych uczuć,sCzegolnie wobec Charlesa.mysle ze nie jest ich jeszcze do konca pewna. W kazdym razie ciesze sie,ze inicjacja nie zadziałała w przypadku Vharlesa, bo to byłoby dosc smutne,nie chce,zeby ona go zostawiała i ona tez pewnie tego nie chce. Mam nadzieje,ze Charles przyjdzie znnią pogadac. W ogle nie wiedziałam,ze S ma az tylu adoratorów. Zastanawiam sie, jaki wpływ na psychikę takiego biednego Drake'a ma przejsdie do obozu herosów. Chyba się troche zdziwił? W ogole gdzie on na Boga jest? To,ze nest tutaj zeby przejść inicjacje,jest dla mnie jasne, ale sama nie wiem,czy tego wlasnie chce, wlasciwie ku troche wspolczuje,ze jest taka zabawka w rękach bogów i półbogów. Czekam z niecierpliwoscia na ciąg dalszy i zaprszam na nowosc na zapiski-condawiramurs :)
OdpowiedzUsuńCzytam to opowiadanie od dawna (czyt. od tego jak było to na twoim poprzednim blogu pt. Percy i Annabeth czy jakoś tak). Świetnie piszesz!
OdpowiedzUsuńPS.1. Zabiję Cię za to, że w takim momencie zakończyłaś:(
PS.2. Wszystkiego najlepszego!
PS.3. Nie lubię komentować:(
~Shiori
Wszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuńJa za dwa tygodnie również będę hot 16 8)
Rozdział świetny!
Zastanawia mnie tylko to, że Sil nie przeżywa tak bardzo jak na początku tego ze Drake prawie ja zgwałcił. Afrodyta jest jakaś nienormalna XD
zamiast pomagać swoim biedym dzieciom, ona nasyla na nich gwalcicieli, którzy na dodatek jeszcze ich trochę prześladują. Idealna matka nie ma co. Drew mnie tak cholernie denerwuje, jest taka irytująca, że mam ochotę jej dać w twarz XD
Niestety na Charles' ie się zawiodłam :/
Kocham Leona :") jak zawsze mój ulubiony bohater w książce i w tym opowiadaniu <3
UWAGA MOŻLIWY SPOJLER
a czy Charles umrze jak w książce? :( powiedz, że nie. I w którym mniej więcej momencie dzieje się historia? Bo Annabeth juz jest z Percym i tak trochę nie ogarniam czasu ;_; weny!
Wow, wow, wow. Świetny rozdział! Mam ochotę wrzucić Silene do Tartaru. Z drugiej strony zaczęłam powoli shippować Sil i Leo ❤
OdpowiedzUsuńDroga Merciu! Już Ci skłądałam życzienia na fb, ale z przyjemnością napise Ci komentarz, ponieważ jest to najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam! Kocham to opowiadanie całym serduzkiem i kocham ciebie całym serduszkiem <3 Pisz pisz dalej i powodzenia na egzaminach słońce! <3 ~ Twoja najwiękza fanka Weronika <3 :D
OdpowiedzUsuńWow, wow, wow... Aż normalnie nie wiem, od czego zacząć. Hm, po ostatnim wypracowaniu-sprawdzianie z historii facet nas zjechał za podejście chronologiczne, ale chyba jednak sobie na nie pozwolę, aby niepotrzebnie nie mieszać, bo myśli mam tak poplątane, że chyba nic byś z tego nie zrozumiała. Także... Dobrze, to od początku!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się wstęp. I to zgadywanie, co kto powiedział... Oczywiście "luzowanie gatek" zdradziło Leo od razu :) Pięknie Ci to wyszło. I Sil udająca, że jeszcze śpi. Ostatecznie kto z nas nie ma czasem ochoty zrobić tego samego? Osobiście w weekend często mam coś w stylu "Spadać, jest sobota, nie wstaję. Co z tego, że już się obudziłam!". Znam ten ból... No, może wyłączając kaca. Hm, tak się zastanawiam, czy ten alkohol to naprawdę tylko głupi dowcip, czy może jednak kryje się za tym coś większego. Tak, chyba już znasz moją tendencję do doszukiwania się wszędzie intryg i tajnych spisków. Anyway... Mater Dei, jak ja rozumiem Silenę! Niby się chce porozmawiać, ale w sumie to nie jest dobry moment, najpierw trzeba sobie ułożyć w głowie, a w ogóle to jednak zajmę się tym sama no i... Skąd ja to znam? Nawet nie mogę mieć do niej pretensji, że użyła charmspeak (mam alergię na polskie tłumaczenie) na swojej przyjaciółce, bo jest w tym taka autentyczna... Naprawdę, kochana, ogromne brawa za kreację Sileny, bo wyszła Ci po prostu niesamowicie, jest taka pełnowymiarowa i po prostu prawdziwa, jakby można ją było spotkać na ulicy. Brawka ode mnie, bez dwóch zdań. I wykołowana Annabeth... Oj, gdyby się dowiedziała, to chyba nie byłaby zadowolona. Ale jak dla mnie są sprawy, w których analityczne podejście dzieci Ateny jednak nie sprawdza się najlepiej. Mimo wszystko. Jak dla mnie uczucia logiczne bynajmniej nie są. Dobra tam, mniejsza o moje poglądy. Silena dobrze rozgryzła intencje matki? Afrodycie naprawdę chodzi o inicjację? I co Drake w ogóle wie/pamięta? No i Backendorf i... Ojej, teraz czekanie. Ale jest na co, zdecydowanie jest na co. Niecierpliwię wypatruję ciągu dalszego :)
Pozdrawiam i życzę weny,
Lakia
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńI oczywiście zapomniałam wczoraj dodać: wszystkiego najlepszego! Spełnienia marzeń, aby nauczyciele Cię w szkole nie dręczyli ani rodzice, powodzenia na egzaminach i abyś się dostała do wymarzonego liceum, i dobrych przyjaciół, i wolnego czasu na małe i większe przyjemności, i weny, i czekolady i w ogóle wszystkiego naj! :D
UsuńWYBACZ, ŻE DOPIERO TERAZ.
OdpowiedzUsuńWYBACZ TE MOJE ZALEGŁOŚCI.
MAM POSTANOWIENIE: OD DZISIAJ BĘDĘ NA BIEŻĄCO.
Rozdział świetny (tak jak i poprzednie, których nie skomentowałam ;_;), jest coraz więcej akcji i to mi się podoba XD
Postacie, akcja... wszystko jest na tip top <3
Co ja mam tu pisać oprócz samych komplementów? Za dobra jesteś :P
Ale najlepsze jest to: "Nie umiała się skupić na obujak jej przyjaciółka."
"obujak" :') <3
No i oczywiście WSZYSTKIEGO NAAAJLEPSZEGO, STARUCHO MOJA KOCHANA <3 (chyba po raz setny, ale co tam XD)
Pierwszy raz trafiłam na Twojego bloga i jestem pod wrażeniem. Podoba mi się Twój styl pisania, bardzo ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno będę tutaj teraz częściej zaglądała i zapraszam do siebie :)
Matko! Ale się pokomplikowało. Szkoda, że Silena nie chce powiedzieć nic Annie, pewnie byłoby jej lepiej.
OdpowiedzUsuńNiestety czytam za późno rozdział, żeby złożyć Ci życzenia w terminie. :<
Ale, życzę Ci dużo weny nie tylko do pisania tego bloga, spełnienia marzeń, dążenia do robienia w życiu tego co kochasz i wszystkiego NAJ NAJ NAJ!!! :*
xx
Sto lat!!!!
OdpowiedzUsuńNominuję cię do Libster Blog Aword!!! Więcej TU:
http://the-mortal-instruments-another-story.blogspot.com/2015/03/libster-blog-aword.html
Sto lat Merr! Czytam twojego bloga od dawna, ale jakoś tak nigdy nie czułam potrzeby skomentowania. Piszesz naprawdę świetnie, za każdym razem wszystko składa się w logiczną całość, no i język - naprawdę kocham! Doskonale potrafisz uchwycić charakter postaci i konsekwentnie się go trzymać ;).
OdpowiedzUsuńZżera mnie ciekawość co też wykminiła Afrodyta i zła jestem bardzo na Sil że nie pogada z Annabeth. Takie trzymanie czytelnika w napięciu :D. Drake mnie intryguje, aczkolwiek ciągle mylę go z Dereckiem i czasem gubię wątek, no ale to już odbiór osobisty że tak to ujmę ;). Żyję w jakiejś takiej pewności że Silena będzie z Beckendorfem, ale znając Ciebie to kto wie...
Jedną literówkę zauważyłam, "odwieść" kogoś od jakiegoś pomysłu, "odwieźć" samochodem ;) taki tam błąd błędzik.
No i co tu dużo pisać, powtórzę że genialne dzieła tworzysz i życzę ci żebyć wyszła poza świat fanfików, jestem ciekawa co może z tego wyniknąć, no i mam nadzieję że ten komentarz będzie w miarę spójny i logiczny. Tak więc pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Weny! :)
Niniejszym zostawiam tu i teraz komentarz na polecenie pewnej osoby, oraz ta, wyżej wymieniona osoba, przekazuje Ci, iż jesteś najlepszą blogerką jaką zna.
OdpowiedzUsuńJak zwykle, świetne! Czekam na kolejny rozdział :3
OdpowiedzUsuńA w międzyczasie, zapraszam do mnie! Tematyka Avengersów, Zwiadowców i Władcy Pierścieni (coś w rodzaju fanfiction) Link:
http://na-krancu-bifrostu.blogspot.com/
Naj naj Merr! Ja ,,Specjalista od romansów(zazwyczaj są tak przewidywalne)" nie wiem co się stanie ojoj ! 😊 A rozdział tak jak zwykle fajny. Liczę ze Drew się zmieni choc to tak malo prawdopodobne (UWAGA! WYZNANIE ja ja nawet lubię). Sil ma być z Charlesem. A ha mam dostać jak najwięcej rozdziałów najlepiej w wakacje i w wrześniu na urodzinki 😊
OdpowiedzUsuńSuper 😊 czytam już od 1 i się zachwycam ❤
OdpowiedzUsuń