Beckendorf okazał się być całkiem innym chłopakiem, gdy nie był przyklejony do ust Drew. Podczas drogi do feralnej półki Silena zdążyła poczuć, że jeżeli siostra nie przydepcze mu obcasem serca, będzie miała szansę na polubienie jej chłopaka. Beckendorf miał uroczy śmiech i poczucie humoru, które sprawiało, że córka Afrodyty miała ochotę przebywać dłużej w jego towarzystwie. Nie było ono takie nachalne i pełne samouwielbienia jak Valdeza – Silena go uwielbiała, ale czasem działał jej na nerwy – ale pełne dystansu do świata i ludzi. A co najważniejsze, Beckendorf umiał rozbawić bez ośmieszania kogoś innego. Dlatego też córka Afrodyty niechętnie się z nim rozstawała. Charles nie znał jej tak dobrze jak Annabeth, więc przy nim mogła poudawać, że nic jej nie trapi. Potrzebowała tego jak nigdy wcześniej.
Droga skończyła się stanowczo za szybko. Beckendorf pomachał Silenie na pożegnanie i ruszył na bitwę o półkę, uprzedzając wcześniej dziewczynę, że wieczorem chciałby odwiedzić Drew w domku Afrodyty. Silena umiała docenić ten gest. Żadne z nich nie miało ochoty na powtórkę z rozrywki z poprzedniego dnia. Odmachała mu z uśmiechem, a nawet gdy zniknął za drzewami, nie mogła pozbyć się banana z twarzy. Z lekkim sercem wróciła do Annabeth, żeby się odmeldować, a potem z jeszcze większą radością powitała chwilę wolnego czasu na jedzenie, które chodziło za nią od kilkudziesięciu minut, wywołując burczenie w brzuchu.
Silena zrobiła sobie najzwyklejszą kanapkę z serem, która w tamtym momencie wydawała jej się najlepszym posiłkiem świata, o wiele lepszym niż te wszystkie wykwintne dania serwowane w restauracjach, do których czasem zabierał ją ojciec, gdy chciał ją jeszcze nakłonić do polubienia Maryse. Silena odrzuciła myśl o brakującej fotografii, by móc pogrążyć się w przyjemności jedzenia. Nie było jej jednak dane zadowalać się kanapką w spokoju, bo niespodziewanie obok niej usiadła Clarisse i wyrwała z rąk bułkę.
– Dzięki, Sil – rzuciła z ulgą, pochłaniając jednym ugryzieniem połowę tego, co jeszcze przed chwilą stanowiło obiekt westchnień córki Afrodyty.
Na nic się zdały jej protesty. Chwilę później kanapka już na zawsze zniknęła z powierzchni ziemi, co Silena skwitowała zgrzytnięciem zębów.
– Nie ma za co.
Chociaż Silena włożyła w te słowa tyle jadu, ile tylko mogła, wątpiła, czy Clarisse cokolwiek to obejdzie. Wstała, żeby zrobić sobie drugą, identyczną kanapkę. Co chwilę ukradkiem zerkała na Clarisse, która nerwowo podrygiwała na ławce. Wyglądało to trochę tak, jakby mrówki łaziły jej po czterech literach, a ona zbyt się krępowała, żeby je stamtąd wykurzyć.
Jednak Silena nie powiedziała na głos ani jednego komentarza. Wiedziała, że jeśli grupowa Aresa zjawia się znikąd w porze pracy i nagle zjada komuś kanapkę, to musi mieć poważny problem i potrzebuje czasu, by go z siebie w końcu wydusić. Silena mogłaby posądzić każdego o wylewność, byle nie Clarisse.
Dlatego była taka dobra w dochowywaniu tajemnic. A że szantażowała nimi pojedynczych obozowiczów... O tym na głos się nie mówiło.
Silena zdążyła rozkroić bułkę i posmarować jej część masłem, kiedy Clarisse w końcu się odezwała:
– Potrzebuję twojej pomocy.
Słońce przebijało się przez jesienne liście, wiatr lekko targał włosy obu dziewczyn, z pola truskawek dobiegały krzyki, wokół uwijały się driady, a Clarisse La Rue prosiła córkę Afrodyty o pomoc.
Interesujące, pomyślała Silena.
– Jeżeli chodzi ci jak zwykle o podmienienie błyszczyka Drew na miazgę ze zgniłych truskawek to nie masz na co liczyć. Wydaje mi się, że zawarłyśmy pokój, a przynajmniej chwilowy.
– To dobre dla dzieci. – Clarisse machnęła ręką z lekceważeniem, a Silena ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem i przypomnienia córce Aresa, kto wymyślił ten numer. – Teraz chodzi mi o coś poważniejszego. Potrzebuję twojej zgody na zrobienie małego bałaganu w twoim domku.
Silena patrzyła na Clarisse z niedowierzaniem, marszcząc brwi. Ze wszystkich najdziwniejszych próśb, jakie kiedykolwiek usłyszała, "czy mogę u ciebie pobałaganić?" przebiła wszystko. Po co Clarisse było rozwalanie domku Afrodyty? Gdyby chciała zemścić się za coś na Drew, odstawiłaby ten żart z błyszczykiem albo wyzwałaby ją na pojedynek na arenie, który zakończyłby się ucieczką jej siostry z płaczem. Tak to jest, gdy, zamiast stawiać się na treningi, czyta się przemyconego Vogue'a. Chejron podobno interweniował w tej sprawie, ale Silena wiedziała, że nie ma siły, która zmusiłaby Drew do zrobienia czegoś związanego z potem.
– Jaką korzyść będziesz miała z wywrócenia mojego domku do góry nogami? – spytała.
– Czy ja zawsze muszę mieć jakieść korzyści? – Clarisse pokręciła głową z rozbawieniem. Spojrzała na Silenę, która wpatrywała się w nią uporczywie, po czym dodała: – Tak, to było pytanie retoryczne.
– Więc? – drążyła Silena.
Córka Aresa westchnęła. Zaczęła pstrykać palcami.
– Muszę znaleźć kilka rzeczy, które mi będą potrzebne do pewnego eksperymentu. – Silena nadal patrzyła na nią wymownie. – Przestań. Jesteś przerażająca, gdy tak wlepiasz we mnie swoje gały.
– Patrzę, bo mam nadzieję, że wyciągnę z ciebie coś na temat tego eksperymentu.
– Małe szanse – skwitowała Clarisse. – Powinnaś mi być wdzięczna, że w ogóle postanowiłam cię o tym poinformować. Równie dobrze mogłam po prostu wpaść do domku Królowej Piękności, wywrócić go do góry nogami, a potem zwalić winę na braci Hood.
Silena przełknęła kolejny kęs kanapki, po czym zadała pytanie, które ją nurtowało:
– Czy moja odmowa cokolwiek zmieni?
Usta Clarisse niebezpiecznie drżały, gdy ta próbowała powstrzymać uśmiech. Silena nawet nie musiała wysłuchać jej następnych słów, żeby wiedzieć, że odpowiedź brzmi "nie".
– Niespecjalnie. Doceń, że cię uprzedzam.
– Oceń skalę zniszczeń od jednego do dziesięciu.
– Osiem w skali szafy, siedem w skali łazienki i dwa w pozostałych częściach. Atak planowany na godzinę czternastą, bo wtedy nawet Drew musi wyjść ze swojej nory, bo o samych ciastkach z błonnikiem nie przeżyje.
Silena mimowolnie się uśmiechnęła. Jej siostra była taka przewidywalna, jeżeli chodzi o jej codzienne czynności. Do tej pory nie było jednak ustalone, kiedy domki dostaną pozwolenie na przerwę. Córka Afrodyty nie była pewna, czy chce wiedzieć, skąd Clarisse wie, kiedy planowany jest obiad.
– Ale masz zostawić fioletową kosmetyczkę – zastrzegła, zamiast czepiać się zdobytych informacji. – I pomarańczową w kwiatki najlepiej też. Poza tym lewa połowa szafy należy do mnie, jeżeli chodzi o wspólną część domku, którą dzielę z Drew.
Silena pomyślała o właścicielce kwiatowej kosmetyczki, Lacy. Trzymała ona w niej wszystkie błyszczyki, jakie kiedykolwiek kupiła, a miała na ich punkcie naprawdę olbrzymiego fioła. Najlepsze jednak było to, że potrafiła je z pamięci wyliczyć i powiedzieć, który aktualnie jej zaginął, a najczęściej i gdzie go zostawiła. Silena zazdrościła jej tej umiejętności – błyszczyki ginęły jej jak pluszaki, którymi rzucała po pokoju, gdy była mała. Znajdowała je w miejscach, w których nie miały prawa być.
Nie miała zamiaru tego mówić Clarisse, ale ze wszystkich jej sióstr Lacy była Silenie najbliższa. Mimo świra na punkcie błyszczyków i wyprasowanych ubrań (żelazko stało na półce nad łóżkiem na honorowym miejscu), była siostrą, z którą Silena oprócz matki mogłaby dzielić również ojca, czego nie mogła powiedzieć o większości swojego rodzeństwa.
– Ale w pomarańczowej są błyszczyki, a ja ich potrzebuję – powiedziała Clarisse, zgrzytając zębami. – Do eksperymentu, oczywiście.
Silena skwitowała tę uwagę milczeniem. W głowie zaczęło jej się powoli układać, co może kryć się pod słowem "eksperyment". Kąciki jej ust zaczęły niebezpiecznie drgać, więc, żeby się nie wydać, z zapamiętaniem ugryzła kanapkę. Musiała się opanować. Skoro Clarisse potrafiła zachować powagę, ona też musiała.
– Błyszczyk znajdziesz w czerwonej, która stoi na półce po prawej stronie lustra. A jeżeli chcesz szminki, powinnaś się domyślić, która kosmetyczka należy do Drew.
– Różowa? – natychmiast spytała Clarisse.
– Z wielkim sercem przebitym strzałą – przytaknęła Silena.
Clarisse podniosła się z ławki.
– Dzięki za pomoc.
– Ależ nie ma za co – odpowiedziała z szelmowskim uśmiechem Silena, machając córce Aresa na pożegnanie, a w duchu skręcając się z obezwładniającego śmiechu.
Około drugiej po południu domki Afrodyty, Ateny i Hermesa otrzymały pozwolenie na chwilę przerwy, co Silena przyjęła z ulgą, ale i niedowierzaniem. Wcześniej miała nadzieję, że informacje, które zdobyła Clarisse, może okażą się nieprawdziwe, a córka Aresa wpadnie na Drew w czasie szukania rzeczy potrzebnych jej do eksperymentu, ale, o dziwo, wszystko sprawdziło się co do minuty.
Dzieci Hermesa wracały od strony Jedenastki całe w kurzu, co musiało oznaczać, że porządki idą pełną parą. Niektórzy mieli na twarzach niewinne uśmiechy, spowodowane najpewniej wypchanymi kieszeniami. Jako opiekun złodziei Hermes musiał czuć nieopanowaną dumę, jeżeli w ogóle zwracał uwagę na swoje dzieci. Ze względu na lepkie ręce mieszkańcy Jedenastki byli nieustannie uznawani za winnych, gdy tylko coś znikało w tajemniczych okolicznościach, a zdarzało się to dość często, ponieważ domki nie mogły być zamykane. Mimo wielu próśb do Chejrona o pancerne antyhermesowe zamki, centaur pozostał niewzruszony. A dzieci Hermesa grasowały pod przewodnictwem braci Hood.
Z różnych stron wracały córki Afrodyty oraz jej nieliczni synowie, porozrzucani po Obozie Herosów przez komenderujące dzieci Ateny. Silena natychmiast wypatrzyła w tłumie Lacy, która wdzięcznie podskakiwała, idąc w stronę stołówki. Za nią wlókł się z nieszczęśliwą miną Gregory, który dostał w przydziale odciskanie symbolu Pegaza na obozowych koszulkach. Podobny wyraz twarzy miało jeszcze kilkoro z jej rodzeństwa, co musiało oznaczać, że robili to samo co Gregory. Dzieci Afrodyty miały naprawdę dość tej pracy. Nie dlatego, że nie lubiły zajmować się ubraniami – jeżeli o to chodzi, były prawdziwymi mistrzami krawiectwa. Przeszkadzało im tylko to, że koszulki obozowe ograniczały ich kreatywność i modowy instynkt. Co w końcu było ciekawego w odciskaniu jednego emblematu przez kilka godzin?
Silena podeszła do Lacy i Gregory'ego, witając się i siadając między nimi a naprzeciwko Drew. Chciałaby móc usiąść obok Annabeth, ale obozowe zasady nakazywały, żeby dzieci jednego boga czy bogini zasiadały przy jednym stole. Z tego powodu współczuła między innymi Percy'emu Jacksonowi, synowi Posejdona, który ze względu na brak rodzeństwa zawsze jadł sam, rzucając tęskne spojrzenia Annabeth siedzącej wśród dzieci Ateny.
Z jednej strony Silena współczuła Percy'emu i złorzeczyła na tę głupią zasadę, a z drugiej strony cieszyła się, że nie musiała z nim toczyć walk o uwagę Annabeth podczas jedzenia. Oczywiście, że lubiła syna Posejdona. Po prostu razem z Annabeth tworzyli dziwny trójkąt przyjaciółka-przyjaciółka-chłopak przyjaciółki, a zarówno Silena jak i Percy dziwnie by się czuli, mówiąc przy sobie rzeczy, których drugie mogłoby nie zrozumieć. Annabeth denerwowała ta rezerwa, bo uważała za naturalne, że dwie najbliższe jej osoby też są sobie bliskie. Silena tylko czekała na moment, kiedy ona będzie mieć chłopaka, a Annabeth będzie się krępować, żeby zdradzić mu jakiś sekret, który powierzyłaby tylko przyjaciółce.
Myśląc o tajemnicach, Silenie nagle przeszła ochota na jedzenie. Ciągle jeszcze nie przemyślała, co zrobić ze sprawą Afrodyty, a przecież pozostawała jeszcze Maryse! Annabeth była do tej pory cierpliwa, ale Silena wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała jej zdradzić powód swojego nietypowego przyjazdu do Obozu Herosów. Inna sprawa, że chciała to odwlekać i odwlekać.
Kiedy Silena wkładała sobie na talerz sałatkę, rozległ się gong. Wszyscy zwrócili się w stronę Chejrona, który najwyraźniej miał im coś do powiedzenia.
– Domki Ateny, Afrodyty i Hermesa! – rozległ się donośny głos centaura. Jeżeli do tej pory można było usłyszeć gdzieniegdzie jakieś szepty, teraz umilkły. Chejron był kimś, kto zasługiwał na największy szacunek. – Dzisiaj kończymy obowiązki o szóstej. O siódmej spotykamy się przy ognisku, żeby świętować postęp prac.
Chejron podziękował za uwagę i życzył smacznego, ale w tym samym momencie cały szacunek do niego poszedł na wyjątkowo długi spacer. Nagle zrobiło się głośno; domek Hermesa zaczął wznosić dzikie okrzyki ku czci Hefajstosa, patrona ognia, a ze stolika Afrodyty dobiegały raz za razem piski. Synowie i córki Ateny uśmiechały się co prawda, ale w większości pobłażliwie, patrząc na wariujący stolik Hermesa. Widać było jednak, że sami powstrzymują trochę swoją radość.
Jeżeli chodzi o obozowe wydarzenia, to ognisko zdecydowanie jest jednym z najważniejszych. To okazja do spotkania wszystkich, z którymi normalnie się mija, do porozmawiania z osobami, z którymi się nie obcuje codziennie oraz do migdalenia się ze swoją drugą połówką w miejscu publicznym. Śpiewanie przy ogniu, pieczenie kiełbasek, chwila bliskości z boskimi rodzicami, kiedy wszystkie istoty półkrwi wrzucają ofiary w płomienie – to wszystko sprawia, że każdy uwielbia ogniska.
Mniej oficjalnymi powodami ze strony chłopaków było to, że córki Afrodyty ubierały się dosyć skąpo. Wersja dla obozowych opiekunów – żar od ognia jest tak wielki, że założenie bluzy na ogromny dekolt mogłoby zaskutkować ugotowaniem żywcem. Wersja dla zainteresowanych tym dekoltem – "założyłam taki specjalnie dla ciebie". Wersja dla samych noszących ten dekolt – każda córka (i syn, ale o tym rzadziej się mówiło) musiała przejść inicjację, która polegała na tym, że trzeba było złamać serce komuś, kto się w tobie zakocha.
Silena nie przeszła tej inicjacji, o czym była uprzejma jej przypomnieć Afrodyta. A Drew, siedząca naprzeciwko, miała ich za sobą co najmniej pięć. Właśnie dlatego zrodziła się między nimi kłótnia, która trwała z przerwami od kilku lat. Każde wakacje były okazją dla Drew, żeby upomnieć się o funkcję grupowej. Chejron skutecznie ją ostudzał, ale przyznał, że Silena musi się postarać obejść tę inicjację, której zresztą nie popierał. Jednak daru czaromowy nie posiadały wszystkie dzieci Afrodyty, więc czymś trzeba było mierzyć ich wartość. Dużo łatwiejsze okazało się więc łamanie serc.
– Silena. Silena! Wróć do nas, skarbie. – Drew machała jej przed nosem ręką pachnącą czymś mdląco słodkim. – Pytałyśmy, co zakładasz na ognisko.
Silena zastanawiała się chwilę, czy chce podążać za radami matki i starać się jak najlepiej wpasować w zasady w nim panujące. Patrząc na rzucane jej ciekawe spojrzenia, zastanawiała się, czy chce zrobić pierwszy krok w stronę inicjacji, mówiąc "bluzkę na ramiączkach", czy nadal być tym, kim by chciała.
"Bluzę". Powiedz to.
Tylko kim chciała być?
Wahałam się, czy nie przesłać do Chejrona gołębia z poleceniem, by to Drew zajęła twoje miejsce, ale postanowiłam dać ci jeszcze jedną szansę.
Tak powiedziała jej Afrodyta we śnie. Silena pamiętała dokładnie każde słowo, bo razem tworzyły potworną prawdę. Jej matka nie była z niej dumna. Nie była godna swojej funkcji. Musiała się wzorować na Drew.
– Sil? – spytała Lacy, lekko szturchając ją w ramię.
Silena ją zignorowała. Odwzajemniła za to spojrzenie Drew, mrużąc oczy i uśmiechając się wyzywająco.
– Zobaczycie – zapowiedziała tajemniczo.
Kiedy odchodziła od stołu, złapała pytające spojrzenie Annabeth, która lekko się odsunęła, pytając, czy też ma skończyć jeść i dołączyć do Sileny. Córka Afrodyty lekko pokręciła głową, a Annabeth od razu wróciła do rozmowy ze swoim rodzeństwem. Silena odetchnęła z ulgą. Podjęła pewną decyzję i była pewna, że Annabeth by jej nie pochwalała.
Tylko że Annabeth nie musi z nikim walczyć, bo wszyscy uważają, że jest najlepszą grupową. A ja mam Drew – usprawiedliwiała się w myślach Silena. Wzięła głęboki oddech, po czym ruszyła w stronę domku Afrodyty, żeby ocenić zniszczenia, których dokonała tam Clarisse.
TAK! DOBRZE WIDZICIE! ODZYSKAŁAM AKAPITY! KOCHAM CIĘ MICROSOFCIE WORDZIE ONLINE!
Poza akapitami cieszmy się, bo doszłam właśnie do punktu przełomowego, od którego zacznie się dopiero akcja właściwa i cała intryga, o której tyle już plotę, a wcześniej była ho! daleko w przyszłość. Jedna decyzja, a ile może zmienić... W każdym razie od tego rozdziału będzie więcej akcji. A przynajmniej powinno być, bo wiadomo, jak to ze mną jest :).
Poza tym chciałabym podziękować za ponad 15 000 odwiedzin oraz komentarze, o których błagam więcej, bo moje łaknące pochwały (albo i krytyki, oczywiście) oczy chcą więcej!
A, zapomniałabym – jak niektórzy słusznie zauważyli, OSS miało być małym opowiadankiem w przerwie od wielkiego dzieła, nad którego PDFem cały czas pracuję. Ale zmieniło się w coś, z czym jestem bardzo związana, więc mogę Wam już teraz napisać, że OSS to pełnowymiarowa historia :).
A teraz już kończę, bo jakieś wywody powstały, a jutro ostatni dzień tego potwora zwanego szkołą przed weekendem. Wytrwajcie!
Nie wierzę! Jestem pierwsza!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle cudowny, Merr ^^ Jestem ciekawa co wykombinowala Clarisse.
Twój styl pisania jest cudowny *_* Zakochalam sie!
U mnie łatwo być pierwszą/ym :P
UsuńMogę zdradzić, że ujawni się to w następnym rozdziale. Poza tym... Dużo się wydarzy. Oj, dużo.
Dziękuję bardzo!
Nie podoba mi się.
OdpowiedzUsuńTaa, jasne. Jak by komuś mogło się nie podobać xD Za dobrze piszesz, Merr ;-;
Dzień Dobroci! Przeniesiony na dzisiaj! :D
No serio ca mam ci napisać? Nie przyczepię się do niczego :C Nie mogę. Jest za dobrze. Oddaj mi troszkę Twojego talentu! Błagam! *rozżalona Angela*
Więcej Sil i Beckendorfa, proszę! Nie koniecznie jako pary (skoro on chodzi z Drew...), ale więcej, bo kolejny dzień będzie Dniem Złości (o czym ja pisze? xD). No patrz jaki ten komentarz nieogarnięty! Więcej ich nie piszę! (Chyba, że ładnie poprosisz ;d)
UWAGA! WIELKA ROZKMINA!
Coś czuję, że na ognisku coś się wydarzy :o Drew rzuci Charliego? Czy może Sil będzie się z kimś migdalić?
KONIEC ROZKMINY
Ten komentarz jest naprawdę nieogarnięty...
Nie pozostaje mi nic jak standardowe "Życzę weny" lub "Czekam na kolejny rozdział", ale coś mi odwala, więc napiszę, że otrzymasz komentarz pod kolejnym xD Hahaha xd (Za dużo "xD").
Pozdrawiam,
Abs
Za dużo nie powiem, ale muszę powiedzieć, że strasznie zachciało mi się pisanie o Jedenastce, rany boskie ;-;
OdpowiedzUsuńTak bardzo skupiasz się na jednym, coś, czego u ciebie nie lubię. Każdy rozdział jest powtórką drugiego, tylko dodane jakieś malutkie wydarzenie.
Nie odejmę ci za to nic, ale i tak podziwiam twój styl pisania, chociaż jak na moją kochaną dysleksje to rzecz ciężka zrozumieć sens zdań, jeśli zaczniesz kombinować.
Okej, za chwilę zdzielę Cię w policzek, jeśli dłużej nie będę słodzić. W końcu muszę to zrobić.
Dobre, jak zawsze, ale jak wszystko na wady.
Już się domyślam, co takiego miała zrobić Clar... uhuhu...
Tak śmiesznie trafić na bloga w dniu dodania najnowszego posta, kiedy nie było się na stronie z cztery miesiaki (przyjmijmy, że to żartobliwe określenie miesiąca i, że w ogóle takie słowo istnieje).
Pozdrawiam i życzę weny,
córka pewnego zjeba z lirą... *pewnie wiesz, kto*
Jeżeli chodzi o skupianie się na jednym - po prostu staram się zrobić z tego coś spójnego, więc zawsze daję jakieś wspomnienia o poprzednich rozdziałach. Ale pomyślę nad tym, bo może rzeczywiście aż za bardzo to podkreślam :)
UsuńNa stronie? Jakiej stronie? xD.
Pozdrawiam.
W sensie, że na blogu. Mój dobór słów czasami... Przeraża nawet mnie xD.
UsuńHej
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, podpisuję się pod każdą pochwałą
Nie mogę się doczekać rozwinięcia wątku z planem a raczej eksperymentem Clariss
czytałem już wiele opowiadań na różnych blogach o tematyce PJ ale to opowiadanie jest najlepsze z nich.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
Wojtek P.
Bardzo mi sie podobało. Chciałabym jakis dokładniejszy opis chejronw, jestem ciekawa, czy dobrze go sobie wyobrażam. Podoba mi sie sposob, w jaki sawkujesz pokazywanie tajników swiata półbogów, jak rowniez propocrcjemiedzy opisami a dialogami, miedzy humorystycznymi elementami (ach, te błyszczyki, cźekam na efekty eksperymentu),jak i powazniejszymi watkami. Mam nadzieje ze jednak Sił zdecyduje wie juz niedługo na szczerość wobec Anabeth... Co do ogniska, czeka, z niecieprliwoscia, czyżby silena zdecydowała sie złamać komuś serce? Mam nadzieje,e e nie B. Swoja droga szkoda,ze nie pokazAlas ich rozmowy , ale coz, pewnie w przyszłości sie jeszcze pojawia.... Czekam z niecierpliwoscia na cd :)
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć ;")
OdpowiedzUsuńNotka genialna jak zawsze. Cieszę się, że pociągniesz dalej OSS - naprawdę polubiłam to opowiadanie i ufam, że nadal będzie tak dobre jak teraz ;)
Pozdrawiam i czekam na nn ;)
Niedawno zaczęłam czytać i szczerze się wciągnęłam. Oprócz tego, że kocham fantastykę, to kocham Percy'ego Jacksona. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Juz sie boje co wykombinowala Clarisse w zwiazku z domkiem Afrodyty XD
OdpowiedzUsuńNie chce sie zbyt duzo rozpisywac co nie wyjdzie mi latwo bo rozdzial jest swietny :D Merr czytam cię od jakiegos czasu ale chyba jeszcze nigdy nie napisałam ci komentarza czego teraz żałuje.
Nie moge się doczekać następnego rozdziału o ile już jest a ja jestem na tyle ślepa, że tego nie zauważyłam :/
córka tego co na dole zarządza *mam nadziej ze wiesz o kogo mi chodzi*
Jezusie, Merr... Piszesz w prosty, ale wciągający sposób, dawkujesz od niechcenia tyle informacji i wcale nie wychodzi jak lanie wody (zazdro tak bardzooo). Po prostu... Nie no xD Wpędzasz w kompleksy i tyle ;-;
OdpowiedzUsuńCUDOWNY ROZDZIAŁ. Pisz dalej, błagam XD
OdpowiedzUsuńCo za ŚWIETNY ROŹDZIAŁ!!! Musisz pisać dalej. Ja ci to karzę.XD Ale serio świetny !!!! ^°-°^
OdpowiedzUsuńCudowne ♡ Masz talent :
OdpowiedzUsuń*:3 Błagam, pisz dalej ;-, >:)
UsuńRozdział jest fajny.
OdpowiedzUsuńJak zwykle jest dobrze napisany, błędów praktycznie nie ma. Ale jest zakrótki, nic praktycznie się nie dzieje. Mam wrażenie jakby rozdział był bez końcówki XD. Mam nadzieje że w kolejnym coś będzie się działo. Ten też jak zawsze jest dobrzy ale brakuje mi akcji XD
Jestem zua, przerpaszam -_-
OdpowiedzUsuńRozdziął świetny