wtorek, 23 grudnia 2014

Świątecznie, czyli "Gwiazd Naszych Wina"

Kto z nas nie zna "Gwiazd Naszych Wina"? Książka, film, wielka historia o wielkiej miłości. 
I smutek w sercu ze względu na zakończenie.
Święta Bożego Narodzenia to radosny czas, ale w tym roku zamierzam trochę posmucić.
Napisałam świąteczne opowiadanie właśnie o GNW - i teraz wam je oddaję do przeczytania.
Mam nadzieję, że udało mi się oddać charakter książki i naskrobać ten fragment wyrwany z przyszłości Hazel w cywilizowany sposób :).


Podobno każdy płatek śniegu jest inny i wyjątkowy. Nikt jednak nie powiedział, że jego inność i wyjątkowość obroni go przed rozpłaszczeniem się na chodniku, dachu czy szybie samochodu. Każdy prędzej czy później zostaje przez kogoś zdeptany albo wyparuje.
Moim płatkiem śniegu był Augustus Waters. I, tak jak płatek śniegu, który obserwowałam, Augustus Waters również zniknął z mojego życia, pochłonięty przez siłę wyższą.
­— Hazel!
Odkleiłam wzrok od padającego śniegu, starając się nie myśleć o miliardach Gusów padających od kilku godzin i nieustannie znikających sprzed mojego nosa.
— Idę! — odkrzyknęłam w odpowiedzi na wołanie mamy.
Wywlokłam się z pokoju, zgarniając po drodze zapisaną gęstym pismem kartkę, która swoim nędznym wyglądem wzbudzała moją litość. Ogólnie wszystko wzbudzało moją litość, bo na świecie nie było rzeczy, która nie potrzebowałaby litości.
Najtrudniejszą częścią całego zabiegu wychodzenia z domu okazało się szarpanie z wąsami tlenowymi i szalikiem jednocześnie. Stałam, dzielnie podtrzymując butlę tlenową, kiedy mama uwijała się wokół mnie, nakładając kolejne warstwy.
Buty ślizgały się po oszklonym chodniku, płatki umierały na moich oczach, a wózek z butlą jeździł, gdzie chciał, ale to wszystko nie miało znaczenia. Był dwudziesty czwarty grudnia, Wigilia Bożego Narodzenia, a ja jechałam tam, gdzie powinnam już od dawna być. Tego, co zaplanowałam, nie mogła zniszczyć nawet gołoledź.
— Będą rodzice Gusa? — zagadnął tata, kiedy wsiedliśmy do samochodu.
— Nie. Wyjechali, jutro go odwiedzą.
— To dobrze, że my mu dotrzymamy towarzystwa — uśmiechnęła się mama, szukając mojego wzroku w lusterku.
— Niedługo będę mu dotrzymywać towarzystwa przez cały czas, więc lepiej się już przyzwyczajać — stwierdziłam, zanim zdążyłam się ugryźć z język. Wzrok mamy z ciepłego "będzie dobrze", zmienił się w "przynajmniej myślałam, że będzie dobrze".
Ale nic nie powiedziała. Tata milczał. Ja też milczałam. Nawet radio milczało, a głośniki tylko żałośnie skrzypiały na zakrętach, podobnie jak pozostałe części samochodu. Nie słychać było świątecznych piosenek, którymi wszystkie stacje bombardowały słuchaczy w ramach Wielkiej Komercji, która obejmowała cały świat już od połowy listopada. Silnik lekko mruczał, a ja w jego rytmie stukałam paznokciami o butlę upchniętą między nogi.
Cisza nie mogła trwać długo, bo to według mojej psycholożki źle działało na moje myśli, które bezproblemowo biegały sobie wtedy po polach smutku i depresji. Mama skrupulatnie dbała o zabawianie mnie rozmową, chociaż bardziej to przypominało wymiany zdań, podczas których ona się starała, a ja starałam się równie mocno, tyle że zakończyć jej wysiłki. Nie potrzebowałam złotych rad Jestem Panią Psycholog I Wiem Wszystko. Ona nie przeżyła Małej Nieskończoności, więc nic nie mogła wiedzieć o świecie.
Poza tym, dlaczego ktoś ma ingerować w moje życie? Przecież świetnie sobie radzę. I ja, i Gus sobie świetnie radzimy. Przed snem dużo rozmawiamy, w czasie dnia wspominamy, w nocy o sobie śnimy. Co za różnica, żywi czy martwi. Śmierć to bariera, którą miłość łatwo łamie.
— Rozmawiałaś z Isaakiem?
— Ostatnio niewiele — przyznałam zgodnie z prawdą. — Nasze pogaduchy bardziej przypominają stypę niż normalną rozmowę. Poza tym wolimy milczeć niż mówić tony niepotrzebnych słów.
— Musicie mieś jakieś inne tematy.
— Co rozumiesz przez inne tematy? — Wlepiłam wzrok w lusterko. — Inne niż jakie?
— Dobrze wiesz, o jaki temat mi chodzi, Hazel. Przestań się na mnie wyżywać, próbuję tylko pomóc.
— Wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze? Że powinnaś się przyzwyczajać. — Było już za późno, machina poszła w ruch. — Bo kiedyś ja zniknę tak samo jak on i wtedy też będzie ci trudno znaleźć inny temat do rozmowy.
Tata zacisnął mocniej dłonie na kierownicy.
— Hazel Grace Lancaster, nie odzywaj się tak do matki. — Jego głos się złamał. Nie potrafił powiedzieć tego stanowczym tonem.
I znowu milczałam. Tata nic więcej nie powiedział, ale drżenie jego rąk mówiło za niego. Mama cichaczem otarła łzę i odchrząknęła, by przemyśleć krótką wymianę zdań i wymyślić następny temat do krótkiej wymiany zdań. Odkąd zaczęła się szkolić na nowego Patricka, coraz lepiej jej to wychodziło.
Tak właśnie wyglądał świat bez Gusa. Pełen rozmówek (już nie rozmów), niedomówień, nerwów i obaw o to, co przyniesie jutro. Ale pod wieloma względami ten świat był lepszy niż ten sprzed ery Gusa. Przede wszystkim, żyło w nim jego jasne wspomnienie i głos, który zawsze usypiał do snu.
Okay, Hazel Grace?
Dopóki tata nie zaparkował przed bramą cmentarza, mama zdążyła jeszcze zapytać o Kaitlyn (bilans spotkań: 3; bilans spotkań z rozmową dłuższą niż dziesięć minut:1), Van Houtena (mama: widziałaś list, który przesłał Pe...; ja: widziałam, nie chcę o tym rozmawiać) i Jestem Panią Psycholog I Wiem Wszystko (ja: nie lubię jej; mama: ale pomaga; ja: nie pomaga). Mama wyglądała na przybitą, gdy zamykała drzwi samochodu. Objęłam ją w pasie i wtuliłam się w jej plecy, ale wiedziałam, że to nie wystarczy.
Ludzie zaliczają się do dwóch kategorii. Niektórzy mówią na to optymiści i pesymiści, ale dla mnie są to ludzie z przyszłością i bez przyszłości. Moja kategoria nie pozwalała na silne wiązanie się z osobami z przyszłością, skoro ja jej nie mogłam mieć.
Mimo to rzuciłam:
— Przepraszam.
A mama odpowiedziała:
— Kocham cię.
A wtedy ja:
— Ja też cię kocham.
Wtedy nadszedł odpowiedni moment, żeby pociągnąć za sobą wózek i przejść przez bramę cmentarną, a następnie iść ścieżką aż do miejsca, gdzie spoczywa na zawsze osoba, którą kocham w czasie teraźniejszym.
Jestem, Augustusie. Jestem.
— Cześć, Gus — powiedziałam wesołym tonem do pomnika. — Jak się miewasz? Od ostatniej randki nie ruszyłeś się z miejsca ani o milimetr. Nawet kwiatków nie podlałeś, leniu. Tylko leżysz całymi dniami i nocami.
Wyjęłam z kieszeni zapalniczkę i wzięłam od taty znicz, który zręcznie, z wprawą, zapaliłam. Rodzice stanęli nieco z tyłu, dając mi przestrzeń, która należała tylko do nas dwojga.
— I pozwoliłeś na siebie nasrać ptakom, nie wierzę! — zawołałam ze zgrozą, wyjmując z foliowej torebki szczotkę, którą zaczęłam odgarniać warstwę puchu. — Jak nie śnieg, to ptasie bobki.
Zdążyłam uprzątnąć tylko połowę pomnika, zanim stwierdziłam, że pora na odpoczynek. Czułam, jak wąsy tlenowe gorączkowo pracują, dostarczając mi nadającego się do oddychania powietrza. Przysiadłam na ławce, specjalnie na ten cel postawionej. Rodzice Gusa mówili, że to właśnie po to, żeby odpocząć. Ewentualnie jeszcze, żeby coś postawić. Mnie jednak nie musieli mydlić oczu. To była ławka przygotowana dla mnie na moje prywatne Ostatnie Dobre Dni.
Kiedy tak siedziałam i siedziałam, w cmentarnej ciszy rozległ się szloch. Tata pękł. Nie było niczego bardziej rozpaczliwego niż płacz ojca, który oznaczał bezsilność tak głęboką, że nawet kolejka górska nie dałaby rady nas z niej wyciągnąć.
Odwróciłam się na chwilę, żeby zobaczyć, jak odwraca ode mnie wzrok i idzie zrezygnowanym krokiem w stronę furtki. Nie mogłam go winić, że nie dał rady. Gdyby nie głupie żarty, też bym pewnie ryczała jak dziecko. Mama uniosła brwi, a ja przytaknęłam. Ktoś musiał iść za tatą, żeby go wyciszyć, a ja miałam jeszcze coś do zrobienia.
Chwilę zbierałam myśli. Potem wyjęłam kartkę z kieszeni. A dopiero potem zaczęłam czytać.

Augustusie!
Nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz, ale liczę że tak, ponieważ sklerozy nie miałeś, jak się ostatnio widzieliśmy. Poza tym wiele się w ciągu tych ostatnich kilku tygodni nie zmieniłam. Może oprócz tego, że mam worki pod oczami, ale to tylko dlatego, że nie sypiam zbyt dobrze. Ciężko mi się oddycha.
Dlaczego tu jestem? Odpowiedź jest oczywista, dla ciebie. Ale oprócz tego przyjechałam tu z rodzicami z własnych, egoistycznych pobudek. Prawda jest taka, że nie tylko ty pojechałeś sobie na wieczne wakacje. Zabrałeś ze sobą część mnie.
Mimo że się starałam żyć, nie potrafiłam. Potrzebowałam kubła zimnej wody, żeby otrząsnąć się z braku "okay", naszych rozmów, bezpiecznej przystani "Ciosu udręki", który nagle przestał być jedyną książką, którą czytam raz za razem. Naprawdę wydawało mi się, że sobie radzę. W końcu pokazałam van Houtenowi, gdzie jego miejsce, nie dałam się wciągnąć w jego pokręcone gierki i byłam silna. Och, Gus, byłam taka silna. A przynajmniej wmawiałam to sobie, żeby sobie poradzić z zaistniałą sytuacją. To JA miałam być granatem. Ty miałeś cierpieć, a skończyliśmy, cierpiąc oboje.
Mała Nieskończoność, jak sama nazwa wskazuje, jest okresem bardzo krótkim, zawistnym i lubiącym działać na niekorzyść ludzi o imieniu Hazel. Moje życie skupiło się na trzech nieskończonościach - Pierwszej, czyli tej przed spotkaniem ciebie, Drugiej, zwanej Małą, oraz trzeciej, która nadal trwa, rozpoczęta mową pogrzebową niewłaściwą, tą wygłoszoną dla ludzi. Pożegnałam się, ale kocham w czasie teraźniejszym. To się wyklucza, Gus, i to mnie niszczy, a jest to niszczenie gorsze niż świecenie się w każdym zakamarku ciała.
Oboje palimy się cały czas jak bożonarodzeniowa choinka. Oboje zdajemy sobie sprawę, co z tego wynika. Spójrz na mnie, Gus. Spójrz na mnie z tych cholernych zaświatów i powiedz mi, że to, co robię, jest normalne, a spróbuj przy tym nie skłamać.
Jestem jedną z osób, które przebiegają na czerwonym świetle. Kolor nie ma znaczenia, liczy się uciekająca chwila.
Chciałabym z dumą siedzieć na ławce i uśmiechać się do ludzi, którzy czasem się tu dla ciebie pojawiają, mówić, jak świetnie się miewam oraz jak zmieniłeś pozytywnie moje życie, pokazując, że warto walczyć. Ale zdałam sobie sprawę, że nie umiem. Mała Nieskończoność będzie na zawsze najpiękniejszym okresem w moim życiu, ale nie umiem jej przeciągnąć. Weszłam w Trzecią Nieskończoność, zwaną też Ostateczną, która szydzi z patrzenia w przeszłość.
Nie umiem tak dłużej trwać w zawieszeniu i udawać, że wszystko jest "okay", bo nie jest.
Kocham cię w czasie przeszłym, Gus, bo się pożegnałam. Kocham cię też w czasie przyszłym, bo już niedługo, jak tylko rozpalę się swoim pełnym arsenałem, znowu będziemy razem. Ale nie umiem cię dłużej kochać w czasie teraźniejszym z prostego powodu — bo teraźniejszość to coś, przez co trzeba przejść, żeby dotrzeć do przyszłości. Nie chcę marnować miłości na coś nietrwałego.
Twoja,
Hazel Grace Lancaster

Patrzyłam jeszcze chwilę w kartkę, myśląc o wszystkim, co sprawiło, że znalazłam się na tej ławce, a potem zwinęłam kartkę w kulkę i rzuciłam na pomnik. Odbiła się od płyty i spadła na ziemię.
Miliony Augustusów znowu zaczęły padać z nieba, tym razem przemieszane z łzami. Nie byłam pewna, nad czym płacze niebo; nad Gusem, moimi rodzicami, mną, rakiem, listem, światem czy rozwijającym się problemem uzależnień od internetu, ale wiedziałam, że gdzieś tam w środku jest malutka Hazel i malutki Gus, którzy co prawda spadają z w różnym tempie, ale rozprysną się w tym samym miejscu.
Wróciłam do samochodu.
Mama tym razem nie zadawała żadnych pytań.
Tata udawał, że nie płakał.
Augustus Waters kpił sobie ze wszystkich wokół, udając, że leży w ziemi, a tym czasem pewnie siedział gdzieś na chmurce z papierosem w ustach, głosząc aniołom kwieciste mowy na temat nieskończoności.
A z tyłu samochodu siedziała Hazel Grace, która miała niedługo wkroczyć w zaawansowane stadium Ostatecznej Nieskończoności.




Mile widziane komentarze!

47 komentarzy:

  1. Pierwszy !
    Ciekawe opowiadanie :)
    Ale dalej czekam na przygody Sileny :P
    Pozdrawiam, Hiszpan :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że niedługo coś wstawię ^^
      Również pozdrawiam.

      Usuń
  2. O Gwiazd Naszych Wina słyszał chyba każdy, masz rację :) Taki szum wokół tej książki i filmu... I ja też uległam jej czarowi, chociaż nie jest moją ulubioną powieścią Greena. A opowiadanie... Smutne, zrobiło mi się smutno, naprawdę smutno. Wcale nie jest to świąteczne opowiadanie, bo święta powinny być radosne i wesołe, a nie pełne przemyśleń o nieskończoności i skończoności. Ale chociaż nastawiło mnie trochę melancholijnie, to było piękne. Wiesz, miejscami pomyślałam, że w pewnym sensie piszesz podobnie do Greena, to znaczy,to opowiadanie jakby wpasowało się, było... idealne. Miało to, co nazywam filozofowaniem Greena, w ten nienachalny, swobodny sposób. Naprawdę bardzo mi się podobało.
    Pozdrawiam i wesołych świąt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za całą opinię bardzo dziękuję, a szczególnie za tę część o nienachalnym filozofowaniu. Bardzo się bałam, że wyjdzie takie tym przesączone, że ludzie będą mieli dość metafor na cały następny rok xD.
      Wesołych Świąt!

      Usuń
  3. Super opowiadanie, czyta się tak lekko jak książkę GNW;)) Gratuluję talentu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama przeczytałam "Gwiazd naszych wina" i od razu pokochałam tego autora. Powieść wydawała mi się być normalną powieścią-powieść, jak powieść. Autor jednak ma w sobie to coś, tą nutkę sarkazmu (trochę jak Rick Riordan, którego też kocham) Na film wybrałam się z klasą i nie zaintygował mnie film. Prawie zasnęłam.
    Twoje opowiadanie...Nie mam słów. Mianuję cię drugim Johnem Greenem! (a nie wiem, jak się odmienia to nazwisko!) Cudne opowiadanie, chociaż słowo "cudnie" nie opisuje mojego zachwytu :3 Prawda-nie jest to opowiadanie wesołe, czyli takie, jak Święta. Ale ma w sobie to coś. Piszesz jak John, ale masz w tym stylu też cząstkę siebie. Zdobyłaś moje serduszko tym fragmentem: "Augustus Waters kpił sobie ze wszystkich wokół, udając, że leży w ziemi, a tym czasem pewnie siedział gdzieś na chmurce z papierosem w ustach, głosząc aniołom kwieciste mowy na temat nieskończoności." Pięknie ujęte najprawdopobniejsze miejsce pobytu Gusa.
    Pozdrawiam! Wesołych świąt życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Sama jestem wielką fanką Greena, więc jak tylko zauważyłam że napisałaś coś o tym, od razu weszłam i przeczytałam.
    Podoba mi się. Nawet bardzo. Wczułaś się w ten styl pisania Greena, momentami to było napisane jakby przez samego Johna G. Podziwiam.
    Opowiadanie smutne. Bardzo. Szczerze mówiąc spłynęło mi parę łez, a mnie ostatnio bardzo trudno zmusić do płaczu, więc naprawdę podziwiam. Pięknie napisane...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy dobrze to zabrzmi, ale cieszę się, że wzbudziłam w kimś aż takie emocje. Buziaki!

      Usuń
  6. Piękne opowiadanie! Masz coś związanego z Greenem :D Będą dalsze części?

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne, super piszesz jesteś cudowna.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hm. Moją opinię mogę nazwać słodko-kwaśną. Dlaczego? Już zaczynam.
    John Green zalicza się do mojego rankingu ulubionych pisarzy, a GNW zajmuje miejsce w " moje ukochane", więc ciekawa, znajdując to, postanowiłam przeczytać.
    Może zacznijmy od tej kwaśnej części. Podziwiam Cię jednak, że wzięłaś się za trudne postacie.
    Moim zdaniem(!) nie pisałaś momentami jak Hazel. Przykład: "Ona nie przeżyła Małej Nieskończoności, więc nic nie mogła wiedzieć o świecie." Okay, Hazel ma raka, wie trochę więcej o życiu z chorobą. Zabrzmiało to egoistycznie, jakby tylko ona i Gus się kochali, a przecież sama mówiła, że ich historia zginie w tłumie innych. :)
    Nawet po śmierci Augustusa, nie mówiła aż tak metaforycznie.
    I ten humor, po prostu... Niehazelowy :)
    Jednak, sądzę, że Hazel to trudna postać ( może właśnie dlatego jest moją ulubioną damską postacią).
    I te wspomnienia z samej książki (np. rollercoaster) po prostu... Nie pasowało.
    Ta słodka część:
    Podoba mi się sam pomysł. I sposób w jaki to opisałaś. Ślicznie :)

    Życzę pomysłów na dalsze pisanie :)
    I pamiętaj, że nie chciałam cię urazić, a jedynie pomóc.
    Pozdrawiam ~ Natalie ♥ Cudny cytat, K.C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dziękuję bardzo za szczerą opinię! Jeżeli to coś pomoże - do ostatniej chwili wahałam się, czy to wstawiać. Nie czułam idealnego powiązania z postacią, która rzeczywiście jest trudna to odwzorowania. Postanowiłam jednak, że uznam, że to moja wersja Hazel po przejściach, która jednak bardziej się załamała, niż chciała to wcześniej przyznać i przejęła trochę metaforycznego trybu życia Gusa :)
      Dziękuję i również pozdrawiam.

      Usuń
  9. Podobało mi się aczkolwiek początek i środek nieGreenowe. Nie wiem czy tylko ja tak odczułam ale widać że chcesz go naśladować lecz wychodzi Ci to średnio. Ale przecież Green pisze w sposób niezwykły i odrębny. Nie podabały mi się, jak mojej poprzedniczce u góry, częste nawiązania do tego co już było. Mam na myśli właśnie wagonik jadący w górę itd. Green umieścił takie elementy ale hmm.. nie szczycił się nimi tak jak internauci. Różne było też nastawienie Hazel. Jej zgryzliwość ( nie chodzi mi tu o przytyki o śmierci). Hazel nie była wredna. No i nie wiem czy słusznie, ale wydaje mi się, że tata Hazel nie zwracał się do niej '' Hazel Grace Lancaster''. Jednakże spodobało mi się, że 'znałaś bohaterów', tata Hazel płakał itd. Koniec twojego opowiadania spodobał mi się. Sam pomysł bardzo fajny.Uważam, że opowiadanie jest naprawdę niezłe.. Mam nadzieję, że moją opinią Cię nie uraziłam. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie uraziłaś, takie opinie bardzo się przydadzą :). Sama widzę, że nie wyszło tak idealnie, jak bym sobie tego życzyła.
      Green jest specyficzny, więc trochę trudności sprawiło mi wpasowanie się w jego styl, co doprowadziło właśnie do tego, co przywiązani do jego pisania zauważyli - jest inaczej. Ale John Green się nie nazywam, więc to chyba naturalne :P
      Jeszcze raz dziękuję bardzo za opinię. Faktycznie, teraz widzę, że z nawiązaniami przesadziłam. Ale poszło, to już edytować nie będę.
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Naprawdę świetne! I wspaniałe porównanie do płatków śniegu, gratuluję ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Cóż, przyznam się szerze, że oczywiście, słyszałam o tym filmie, a tym samym książce, ale nie poszłam do kina, ponieważ słyszałam różne opinie, jak również ze wzgl an fakt, iż uznałam, że oglądać taki film w kinie to chyba nie jest dobry pomysł. KSiążka Oskar i Pani Róża to jedyna, która powoduje,że płacżę od początku do konca - nie za I razem, ale za innymi już tak. Miałam zamiar obejrzeć Gwiazd naszych wina, ale nigdy się nie złożyło, dopóki nie weszłam dzisiaj na Twojeog bloga. I obejrzałam, zanim przeczytałam ten wpis. Nie płakałam od połowy, wg opisów niektórych, ale płakałam i obawiam sie,że jeśli będe to oglądać kolejny raz, będzie tak, jak z Oskarem i Panią Różą. Wszystkie niedociągnięcia filmu, przefe wszystkim ojciec Hazel, nikną w sensie. W ich Małej, minimalnie krótkiej i nieskończenie pięknej Nieskończoności. Wspaniały fragment, porównanie śniegu do nieskończoności, do gwiazd, i to o miłości, to,że nie może kochać go w czasie teraźniejszym, to chyba podobało mi się najbardziej i nadal chce mi się płakać. dziękiuję,że dzięki Tobie przypomniałam sobie o tym filmie. Dziękuję za ten post

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam nadzieję,że to jasne z komentarza, ale nie czytałam książki, co zapewne jet karygodnym błędem, na razie żyję filmem. Chyba popełnię jednak ten okropny błąd i przeczytam książkę po filmie...

      Usuń
    2. Polecam książkę, klimat zupełnie inny. Gdybym nie czytała książki i nie emocjonowała się każdym fragmentem, nie przeżywałabym zapewne tak bardzo filmu.
      Dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że obudziłam w Tobie chęć do poznania kolejnego dzieła, a przy okazji dostarczyłam trochę emocji.
      Co do Oskara i Pani Róży - nawet mi nie przypominaj... Nie jestem osobą, która się łatwo wzrusza, ale to wywołało u mnie emocje.

      Usuń
    3. Mysle,ze ja przeczytam. Ale chyba za jakis czas, zeby nie zapłakać sie na smierc...za krotki czas po filmie jak na razie. Zapraszam do mnie na nowosc na zapiski-condawiramurs

      Usuń
    4. Przeczytałam ksiązkę i cóż,płakałamprzy niej więcej niż przy filmie... widziałam w książce w nich jeszcze większą siłę,szczególniejak byli razem...Choć końcówkę chyba lepiej pokazali w filmie, tutaj nie płakjałam już mocniej przy końcówce, ale możedlatego,że i tak płakałam...Och, chyba poczytam jegoinne powieści,ale nie wiem kiedy...Dziękuję Merr,za przekonanie mnie do zapoznaniasię z tą powieścią. faktycznie,ten ojciec całyczas płakał,więc toakurat pasuje i tutaj

      Usuń
  12. WOW. Tylko tyle mogę powiedzieć.
    Czytałam ten rozdział i miałam wrażenie, że nie napisała go dziewczyna, która czytała tą książkę/ oglądała film. Czytałam to i miałam wrażenie, że ten rozdział napisał autor tej książki. Idealnie pokazałaś w jaki sposób myślała Hazel, pokazałaś jej uczucia. Super się czytałam.
    Pozdrawiam i WESOŁYCH ŚWIĄT! :)
    @Tyska1993

    OdpowiedzUsuń
  13. Super opowiadanie,jakbyś pisała to z pomocą J.Greena :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiem czy piszesz jak sam Green bo nie czytałam książki a oglądałam film. Ale ogólnie powiem ci że podobał mi się początek. Do akcji w aucie było naprawdę super, no może mam jedno zastrzeżenie. Nie mogli jechać na wigilię bo tam nie ma takiego zwyczaju. Ale to nie jest coś strasznego XD. Środek mi się nie podobał. Koniec.... to koniec XD ale był już okej, no może nie tak fajny jak początek ale okej XD

    OdpowiedzUsuń
  15. Trafiłam do Ciebie przez spam, który zostawiłaś u mnie i kiedy zauważyłam tutaj tego świątecznego one-shota, który jest jakby kontynuacją "Gwiazd naszych wina" powiedziałam sobie, że nie! Nie ma szans, żebym tego nie przeczytała! Bo musisz wiedzieć, że moja obsesja na punkcie Johna Greena naprawdę nie zna granic. Ubóstwiam jego książki, mogę je cytować jak opętana, ja po prostu nimi żyję. XD Dobra, to nie zabrzmiało dobrze. Po prostu uznajmy, że jego twórczość znaczy dla mnie naprawdę wiele. O, tak lepiej.
    Co do Twojego tekstu, to dziewczyno! Ogromne gratulacje, bo naprawdę poczułam się tak, jakbym czytała tekst napisany przez Greena. Mistrzostwo! ♥
    Jak tylko przeczytam kilka blogów, które czekają już długo, długo u mnie w zakładkach, obiecuję, że zabiorę się za Twoje opowiadanie.
    Pozdrawiam i życzę wesołych świąt! ♥

    W wolnej chwili zapraszam do siebie: http://your-perfect-imperfections-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Tradycyjnie już przepraszam za opóźnienie i za streszczanie się. Tak tradycyjnie w tradycyjne święta... Choć tutaj to tradycyjnie wcale nie jest. Wtedy mielibyśmy świąteczny obiad albo kolację, rodzinną, ciepłą atmosferę, życzenia, wiarę, nadzieję... A zamiast tego jest cmentarz, Nieskończoność i rozpaczliwe szukanie chusteczki gdzieś pod ręką. Czy to źle? Nie, w żadnym wypadku. Przecież schematy są po to, aby je łamać ;)
    Nie da się ukryć, że powieści Greena stanowią spore wyzwanie, jeśli chodzi o pisanie. Stworzył ten swój specyficzny, indywidualny styl i myślę, że komuś innemu bardzo trudno jest to powtórzyć. Ale miejscami jak najbardziej Ci się udawało. Nie mogę powiedzieć, że wszędzie, ale, do jasnego Eteru, jesteś Merr, a nie Green. Gdyby chciała przeczytać coś w jego stylu, to zwyczajnie wzięłabym się za jedną z książek. I jaki ma sens kopiowanie kropka w kropkę innego autora? "Żeby być wielkim, trzeba tworzyć, a nie odtwarzać" - nie pamiętam, kto to napisał, ale wisiało to na ścianie u mnie w gimnazjum i tak mi się wbiło do głowy... Także jak najbardziej się cieszę, że w tym tekście czuć było Twoją rękę i Twój styl, który osobiście kocham. I tego one-shota czytałam z jak największą przyjemnością. Kurczę, to chyba źle zabrzmiało... Chodzi mi o przyjemność czytania dobrze napisanego tekstu, a nie o "Ha, ha, Hazel zaraz umrze!", bo to chyba już by było dziwne. W ogóle kocham Hazel i bardzo mi się podoba też w Twoim wykonaniu, także jej relacje z rodziną. Jak dla mnie cudowne były te "rozmówki" jej mamy, wyszły tak naturalnie i tak bardzo... No, bardzo Hazel i jej mama. Myślę, że zrozumiesz, o co mi chodzi. Kocham ten list. Kocham tekst o kpiącym ze wszystkich Gusie. Piękne, naprawdę. Brawa dla Ciebie!
    I na koniec - WESOŁYCH ŚWIĄT! Wigilia była wczoraj, ale co tam. Festina lente, nie? A zatem wesołych świąt, ciepłej, rodzinnej atmosfery, spełnienia marzeń, wora prezentów (a wśród nich dobrych książek ;P), odpoczynku, wyspania się, mając szkołę w głębokim poważaniu, abyś spędziła ten czas jak najlepiej i radośniej... I w ogóle wszystkiego naj! I jak na klasyka przystało - In festum nativitatis Christi, tibi praecor omnia bona :)

    Przesyłam uściski,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, takie opóźnienie to nic :).
      Szczerze mówiąc, zanim zaczęłam to pisać, wydawało mi się, że Green pisze aż za prosto. Ale tak prosto wcale nie było. Teraz chyba zacznę go doceniać jeszcze bardziej... Ale masz rację, bezsensowne byłoby robienie Green-style'u z Merr-style'u, który podobny do Green-style'u nie jest. Wyszło więc pomieszanie z poplątaniem, ale - mam nadzieję - w pozytywnym sensie.
      Dziękuję za piękne słowa. Również wesołych świąt! Choć teraz chyba bardziej po-świąt, ale co tam.
      Buziaki,
      M.

      Usuń
  17. Nie podobało mi się. Pełno słów których nie powinno być nawet w opowiadaniu o GNW. Cały zamysł dobry, ale wykonanie nie koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, przynajmniej koncepcja się spodobała :).
      A powiesz mi, o które słowa chodzi?
      Pozdrawiam ;).

      Usuń
  18. To było coś....

    Droga Merr, za Twą wspaniałą radosną twórczość mam zaszczyt nominować Cię do Liebster Blog Award.
    Więcej informacji u mnie:
    http://prophecy.bloog.pl/

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  19. Powiem Ci szczerze zakochałam się w tym opowiadaniu.. No może nie dosłownie, ale kiedy to czytałam czułam tam Greena... Uwielbiam jego książki a zwłaszcza GNW i kiedy zobaczyłam link na fb to automatycznie to uruchomiłam i przeczytałam... I myśle, że świetnie poczułaś Hazel. Jednym słowem CUDOWNE. Pozdrawiam i czekam na więcej ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za tyle miłych słów! Aż chce się dalej pisać :).

      Usuń
  20. Kochać Cię czy nienawidzić? Oto jest pytanie.
    Przez tydzień nie mogłam się pozbierać po GNW, a teraz wpadasz ty z miniaturką i znowu się rozpadam. Niby mi dobrze, bo kocham tą książkę, a taki mały powrót to coś kochanego, ale jednocześnie przypomniałaś mi "Gus nie żyje, sorry, lajf is brutal".
    Ale napisane jest pięknie, zresztą jak zwykle :')
    Nie mam nawet co dalej pisać, bo jedyne co mam do powiedzenia to - super, podoba mi się, łamie mi serce, ale jest mega.
    Zapraszam do siebie, do bardziej radosnych klimatów, ale bez linku. Myślę, że jeśli będziesz chcieć, nie będzie Ci potrzebny link.
    Szczęśliwego nowego roku przy okazji :)
    Athe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogowie, ile tu "kocham" ;-; Widać jak bardzo jestem rozdarta, żeby pisać, aż TAK chaotyczne komentarze?
      /A.

      Usuń
    2. Chyba zaczynam jakoś sterować pozytywnie emocjami czytelników. A byłam pewna, że będzie więcej "nie podobało mi się", bo jakoś uważałam, że dziwnie wyszło xD.
      Dziękuję za kolejny świetny komentarz :')
      M.

      Usuń
  21. Jestem nową czytelniczką i tak jak większość świetnych blogów twój znalazłam przez przypadek. Przeczytałam wszystkie rozdziały OSS i muszę przyznać, że rozkochałaś mnie nimi, a ja w pełni się tobie oddałam i teraz czekam, niecierpliwie, ale czekam na dalsze przygody S.
    Jestem gimbusem i ta część mnie wyrywa się by napisać że masz zajefajny talent i, że jeśli masz zamiar sobie kiedyś odpuścić pisanie to musisz wiedzieć, że zginiesz marnie z moich rąk, a i może też z rąk Apolla i Posejdona( bo go lubię za to że stworzył koniki *.*)
    Ale do rzeczy bo ja ci tu grożę, a kom w totalnym bałaganiexDDD
    Brawo za genialny pomysł, wykonanie i oprawę. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Dziwię się że dopiero teraz doszły mnie słuchy że istnieje ktoś taki jak Merr. Nie będę kryła że masz bardzo specyficzny sposób pisania.( Większość blogerów/rek pisze w pierwszej osobie czs. teraźniejszego lub przeszłego, a ty bawisz się w narratora na tyle bliskiego bohaterom

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. że zna ich uczucia i myśli) Przeklęty limit znaków każe mi to rozdrabniać na II części -,-'
      Przepraszam...
      Chyba czas kończyć...
      Pozdrowionka
      Cholernie dużo weny
      Brzoza
      Czyli Ja
      Ps. Nie będę cię i innych namawiała do odwiedzin mojego profilu ze względu, że głównie zajmuję się komentowaniem i nie posiadam żadnego bloga xDDD( ale coś szykuje C;)
      Pps. Ten kom miał się pojawić pod innym postem ale nie ogarniam swojego lenistwa więc jest tutaj xDD ( za dużo roboty z kopiuj i wklej *,*)

      Usuń
    2. Hahaha, jeju, dziękuję bardzo. Uśmiechałam się przez cały czas, czytając ten komentarz. Poza tym bardzo sobie cenię gimbusowatą wersję komentarzy. Wiesz, taki kop w cztery litery, motywujący do pisania xD. Jak mi ludzie grożą, zaraz szybciej się za pisanie zabieram.
      Szczerze? Sama swojego stylu nie ogarniam. Po prostu jest. A jeżeli przy tym zachowuje jakąś oryginalność, to tym lepiej dla mnie :).
      Również pozdrawiam!
      M.

      Usuń
  22. Buźka!(To ja tylko, że z nowego konta, ~ಗಾಬ್ರಿಯೆಲ~ zawiesiłam :P) Cieszę się, że ty się cieszysz, bo ja się cieszę z twojego rozdziału xD Nieważne...xDD
    Gimbusy to przyszłość świata!!! Co nie? Mam nadzieję, że ten kop spożytkujesz do napisania kolejnego OSS, bo jak nie to dostaniesz kolejnego i tym razem samodzielnie dopilnuję byś napisała 8 rozdział :)
    Pozdrowionka
    Szczęśliwego Nowego roku!!!
    Brzoza czyli ja :)

    OdpowiedzUsuń
  23. PRZEPRASZAM!
    PRZEPRASZAM!
    PRZEPRASZAM!
    WYBACZYSZ MI, ŻE ZAPOMNIAŁAM SKOMENTOWAĆ?
    Miniaturka jak zwykle jest niezwykła i genialna jak wszystko co wyszło spod twojego pióra! Podziwiam, zabrać sie za coś na podstawie Greena.Ale ci to wyszło :*
    Tak przy okazji może informuj mnie o nn? wtedy nie będe zapominać!
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział!
    http://sekret-ktory-niszczy.blogspot.com/2014/12/rozdzia-1.html

    Pozdrawiam i szczęśliwego nowego roku!
    PaKi( Paulla K)

    OdpowiedzUsuń
  24. GENIALNE!
    Czelam na więcej minaturek!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  25. Genialne!
    Czekamy, Merr! Dawno cię nie było :(

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie mogę uwierzyć, że to co przed chwilą przeczytałam nie jest napisane przez Johna Green'a. Te porównania, metafory, niesamowicie lekki sposób pisania... Podczas czytania kilka razy zakręciły mi się w oczach łzy i nawet nie próbowałam ich powstrzymać. Czułam, jakby historia Hazel nigdy się nie skończyła, a tylko czekała, żebym ją tu odnalazła. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  27. Czy tylko mi zrobiło się wilgotno pod oczami? Gratuluję, niewiele opowiadań potrafi mnie prawdziwie wzruszyć (no oprócz GNW i śmierci Greda w HP)

    OdpowiedzUsuń
  28. Brak słów.
    Mistrzostwo, masz ogromny talent.
    Oczywiście jak to ja musiałam się poryczec :")
    Zlamalas mi serce drugi Green'ie.

    OdpowiedzUsuń
  29. Piękne. Nawet uroniłem łzy czytając Twoje dzieło. Piękne

    OdpowiedzUsuń