środa, 8 października 2014

Oszukując samą siebie. Rozdział 5.

Obóz Herosów wita Was w swoich skromnych progach!
Przepraszam za tak długi czas oczekiwania. Mam nadzieję, że mała dawka humoru w rozdziale Wam to wynagrodzi.
Następny rozdział postaram się przygotować o wiele szybciej.
Komentujcie, obserwujcie, polecajcie. To naprawdę motywuje i przyspiesza moją pracę :)


Silena czuła się tak, jakby właśnie przejechał po niej traktor.
– Wszystko w porządku? – zapytał Argus. W jego głosie można było wyczuć autentyczne współczucie. Wynikało to pewnie z tego, że wiedział, jak niebezpieczne potrafią być dla półbogów sny. Silena nie chciała go uświadamiać, że mogą też powodować nienawiść.
Wzięła głęboki oddech na uspokojenie.
– Jasne – uśmiechnęła się lekko, odpędzając czarne myśli. – W jak najlepszym.
Argus odsunął się od drzwi, żeby Silena mogła wysiąść z furgonetki. Musiała kilka razy zamrugać, bo po jakże przyjemnej drzemce nie mogła przyzwyczaić się do słońca, które nieźle dawało popalić oczom. Zasłoniła ręką świecące prosto na nią promienie, żeby przyjrzeć się znajomemu wzgórzu otaczającemu Obóz Herosów. Westchnęła. Żeby się dostać do miejsca, w którym czeka na nią przyjaciółka, musiała się na nie wspiąć. W dodatku nie przemyślała swojego stroju – miała na sobie kilkucentymetrowe szpilki w kolorze o ton ciemniejszym od fioletowej walizki, którą swoją drogą Argus zaoferował, że weźmie. Silena była mu wdzięczna. Już pod swoim ciężarem się zapadała w miękką ziemię, a z ciężką torbą utknęłaby tu i do następnej jesieni.
Pierwsze sekundy spacerku na wzgórze były znośne. Co prawda szpilki niczego nie ułatwiały, ale chodziło się w nich po trawniku lepiej, niż Silena oczekiwała. Minutę później okazało się jednak, że nie musiała długo czekać, żeby sprawdzić prawdziwość pierwotnego założenia. Z uporem godnym osła posuwała się krok po kroku w stronę obozu, wtapiając się w miękki grunt. Argus, który szedł obok z walizką, co jakiś czas łypał na jej nogi z radosnymi iskierkami w oczach.
Tak, Argusie. Bardzo śmieszne.
Silena nie wiedziała, czy zrobiła to pod wpływem ostatniego snu, czy emocji poprzedniego dnia. Jak by nie było, bez uprzedzenia przystanęła, sięgnęła do kostek i zdjęła szpilki. Przez chwilę przypatrywała się im z zastanowieniem, udając, że ignoruje ledwo powstrzymującego się od śmiechu Argusa, po czym odwróciła się w stronę drogi, którą przyjechali na Long Island, i rzuciła najpierw prawy, a potem lewy but gdzieś w trawę. Odwróciła się z uśmiechem na ustach, otaksowała Argusa pełnym dumy spojrzeniem, a następnie pobiegła w górę zbocza, zostawiając ochroniarza Obozu Herosów daleko w tyle. Po raz ostatni czuła się tak szczęśliwa, gdy… Właściwie nie wiedziała, kiedy. Liczyło się tu i teraz.
Ostatnie metry przebyła szybkim krokiem, hamując na samym szczycie wzgórza. Docierały już do niej głosy obozowiczów. Oddychała ciężko. Czuła się winna, że zaniedbała treningi, przez co spadła jej kondycja. Normalnie taki wysiłek powinien być dla niej jak bułka z masłem. Mimo to czuła się z siebie dumna. Przebiegła co najmniej połowę zbocza, a Argus był teraz wdrapującym się ku niej punktem z fioletową plamą w ręce. Silena wzięła głęboki oddech, wymamrotała po raz ostatni greckie przekleństwo, żeby zapomnieć o Drake’u oraz Afrodycie, i spojrzała na rozciągający się przed nią Obóz Herosów.
Jeszcze nigdy nie była na Long Island na jesieni. Jak się okazało, miała czego żałować.
Na widok ustawionych w kręgu domków Silenie napłynęły łzy do oczu. Każdy Olimpijczyk miał tu postawione symboliczne mieszkanie dla swoich dzieci. Dla niektórych, jak dla Sileny, były to tylko domki letniskowe, bo do obozu przyjeżdżali tylko na wakacje. Inni, na przykład Annabeth czy Drew, spędzali na Long Island cały rok, więc symbolizowały ich prawdziwe domy. Silena bardzo za tym wszystkim tęskniła. Nie wiedziała o tym jednak aż do teraz, kiedy wypatrzyła domek numer dziesięć, swój domek. Wyróżniał się zdecydowanie na tle pozostałych różowym dachem i pastelowymi ścianami. Niektórzy nazywali dziesiątkę posiadłością Barbie, ale Silenie to nie przeszkadzało. Barbie kojarzyła jej się z bezpiecznym dzieciństwem, którym mogła się cieszyć bez świadomości o tym, że istnieją potwory z rządzą krwi herosów tak silną, że potrafią zapisać się do twojej szkoły i udawać najlepszego kumpla, żeby w odpowiedniej chwili uderzyć. To była jedna z ogniskowych historyjek, w której musiało kryć się ziarno prawdy. Stała przez chwilę w bezruchu, słuchając dolatującego z ogromnego pola truskawek śmiechu i patrząc na różowy dach. Wróciła do domu.
Ze śmiechem zbiegła ze wzgórza i pędziła jak wiatr w stronę niosących się w powietrzu głosów. Dostała tak silnego kopa pozytywnej energii, że nawet nie zauważyła, kiedy rzuciła się na krzyczącą na obozowiczów postać. Rąbnęły o ziemię. Silenę bolał łokieć i pierwszą myślą, która jej przyszła do głowy, była ta, że niedługo będzie tam miała pięknego siniaka, ale w zasadzie jej to nie obchodziło.
Osoba, którą przygniotła Silena, zaczęła się szarpać i krzyczeć.
– ZEJDŹ ZE MNIE, TY KLOCU!
– Oh, Clarisse – powiedziała śpiewnym głosem córka Afrodyty, ignorując rzuconą w jej stronę uszczypliwą uwagę. – Jak miło cię znowu zobaczyć!
Córka Aresa uniosła głowę i otworzyła usta ze zdziwienia. Przez chwilę przypominała Silenie Percy’ego, który po przybyciu do obozu właściwie ciągle miał podobny wyraz twarzy, gdy nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Nie powiedziała jednak tego na głos. Clarisse by się na nią za to obraziła, bo nie darzyła największą sympatią Percy’ego.
Mówiąc dokładnie, to była najszczersza przyjaźń skrywana maską nienawiści o zabarwieniu złośliwym. Ale każde z nich by zaprzeczyło, gdyby się o to spytać, więc wszyscy taktownie mówili, że ta dwójka się nie lubi. Percy i Clarisse ułatwiali to wszystkim zdecydowanie, mieszając się z błotem przy każdym spotkaniu.
– Myślałam… Ja… To znaczy… Co ty tu robisz?
– A jak myślisz? – zapytała Silena z błyskiem w oku. – Leżę na tobie.
– To znajdź sobie ciekawsze zajęcie do roboty.
Silena przeturlała się na trawę, rękoma zakrywając twarz, żeby się nie roześmiać. Jeszcze kilka minut temu myślała o tym, jakie bagno zrobiła jej z życia Afrodyta przez swoją wielką miłość do córki. Teraz miała to gdzieś. Do szczęścia w zasadzie brakowało jej tylko jednej osoby…
– Sil! Jesteś!
Ziemia zadrżała, gdy dwie par nóg wraz z ich właścicielami podbiegły do Sileny. W jej kierunku wyciągnięte zostały ręce, które dziewczyna z chęcią ujęła, żeby móc się podnieść. Wpadła w objęcia Lacy, swojej siostry.
– Stęskniłam się – wyszeptała Silena prosto do jej ucha.
– Wiem. – Głos Lacy drżał od hamowanego płaczu. Emocjonalna jak zawsze. – Ja też. Tyle cię ominęło w ciągu tych trzech miesięcy!
– Niecałych trzech – poprawiła ją Silena.
Niezrażona Lacy ciągnęła dalej:
– Muszę ci opowiedzieć o najnowszych obozowiczach, porządkach, Wielkiej Aferze…
Silena uniosła brew, spoglądając na siostrę z zaciekawieniem. Obozowe plotki były jednym z ich ulubionych zajęć, a nie wątpiła, że Lacy ich sporo podczas nieobecności Sileny nazbierała. Lepsza od niej w takich rzeczach była jedynie Drew, ale tylko dlatego, że część chłopaków mdlała na widok jej czerwonych ust i wydekoltowanych bluzek. Za chwilę rozmowy z możliwością bezkarnego gapienia się mogli wydać swoje rodzeństwo na pastwę najpiękniejszej z córek Afrodyty.
– „Wielka Afera”?
– Pan D. po prostu trochę się wkurzył, gdy znowu przegrał z Chejronem w karty. Możliwe, że w gniewie wybiegł z Wielkiego Domu, poszedł na arenę, a Chejron za nim. Możliwe też, że Chejron krzyknął coś w rodzaju „nie umiesz przegrywać!”, a Pan D. na to „może ty oszukujesz?”, a Chejron „ja? To ty chowasz karty i wyciągasz, gdy ich potrzebujesz!”, a Pan D. „ czyli posądzasz mnie o kłamstwo?” i w taki oto sposób z połowy areny zrobiła nam się mini plantacja winogron.
Silena oderwała się w końcu od Lacy z niedowierzaniem malującym się na twarzy. Wiedziała, że konflikty karciane były niezwykle burzliwe, ale zwykle, po pierwsze, odbywały się za ścianami Wielkiego Domu, a obozowicze mogli jedynie snuć domysły na ich temat, a po drugie Pan. D. zawsze potrafił się w miarę opanować. W miarę, bo raz zdarzyło mu się zamienić podsłuchujących braci Hood w kiść winogron, którą przetransportował na dach, a następnie odczarował chłopaków. Mało nie zwymiotowali do komina z szoku, gdy zobaczyli, gdzie się znajdują. Ich rodzeństwo od Hermesa dostarczyło im drabinę, po której mogli bezpiecznie dotrzeć z powrotem na ziemię. Silena sądziła, że musieli poczuć dość pewnie po wyjściu z sytuacji obronną ręką, bo następnego dnia na wszystkich drzwiach domków w obozie widniał napis „DIONIZOSIE, CHCESZ PO NOSIE?”. Annabeth zainterweniowała w samą porę, zanim Pan D. cokolwiek zauważył. Mieli tupet, wszyscy musieli im to przyznać. Ale to dzięki nim życie w Obozie Półkrwi było o wiele mniej nudne.
– I co, teraz te winogrona sobie tam po prostu rosną? – spytała Silena.
– Właściwie to tak – odpowiedział za otwierającą usta Lacy Gregory, jeden z nielicznych synów Afrodyty. – Chejron próbował coś z nimi zrobić, ale ciągle odrastają.
– A w dodatku śmierdzą jak cholera. – Grobowy głos Clarisse wyróżniał się na tle pozytywnego szczebiotania Lacy. – I się rozrastają. Musiałam ewakuować swój sprzęt.
Silena cicho gwizdnęła. Skoro Clarisse wynosiła z areny swoje sprzęty, musiało być naprawdę źle. Jej broń, elektryczna włócznia (podarunek od samego Aresa specjalnie dla niej, perełka w kolekcji), hełmy i tarcze, wszystko zabezpieczone zamkiem pancernym, i musiała je wynieść? Nie mogła w to uwierzyć.
– Pancerna skrytka okazała się zabójczo trudna do sforsowania przez Hoodów, a zwykły winogron ją po prostu stamtąd wykurzył. Dasz wiarę? – roześmiała się Lacy. Silena się do niej przyłączyła, potem Gregory, a następnie rechotała cała trójka, trzymając się za brzuchy, które zaczęły ich boleć.
– Masz żółte zęby, Lacy. Afrodyta nie będzie dumna – syknęła złośliwie Clarisse, pojawiając się nagle koło Sileny. Chociaż jej uwaga zabrzmiała uszczypliwie, oczy pozostały dość łagodne, co mogło oznaczać tylko jedno: Clarisse była w dobrym humorze. – Poza tym, to nie wina winogron, tylko kwestie strategiczne.
– Co? – Silena zmarszczyła brwi. Coś jej tu nie pasowało.
Clarisse wymamrotała coś pod nosem. Gregory parsknął śmiechem. Lacy go szturchnęła, dając znak, żeby powiedział, co usłyszał.
– Nie… n-nie mogła… to znaczy… Zeusie! – i śmiech. – Te w-winogrona…
– Greg!
– Nie m-może… to przez te winogrona…
Silena wybuchnęła szczerym śmiechem.
– Czy to jest to, o czym myślę? – wyjęczała z trudem między napadami śmiechu.
Clarisse patrzyła na nią z ustami zaciśniętymi w wąską linijkę. O ile Silenie i jej rodzeństwu było do śmiechu, o tyle jej ani trochę. Córce Afrodyty przeleciało przez głowę, że mogą być w tym momencie dla niej niemili, ale w końcu to była Clarisse. Silena miała w głowie tysiące sytuacji, za które się nie zemściła na córce Aresa, a teraz nadarzała się do tego idealna okazja, nawet jeśli odrobinę niezgodna z zasadami savoir-vivre'u.
– Nie róbcie wielkiej afery o to, że winogrona zarosły mi drzwi sejfu i jeszcze trochę, a bym została bez swoich skarbów.
– Na gacie Zeusa – wykrztusiła Lacy.
– Może to nie są kwestie strategiczne? – powiedziała cierpko Clarisse. ­– A jakbyś to nazwała, Barbie numer dwa?
– Clarisse! Przegrałaś zakład!
Kolejny znajomy głos sprawił, że Silena podskoczyła z radości. Kiedy wydawało jej się, że nie może być bardziej naładowana pozytywną energią, okazało się, że jednak jest w stanie, nawet mimo stojącej obok i ciskającej greckie przekleństwa Clarisse. Uścisnęła rękę Lacy, wydostała się z tłumu rodzeństwa i rzuciła się na szyję osoby, na którą najbardziej czekała. Uderzył ją zapach ołówków i papieru oraz liści i truskawek. Z pozoru zupełnie dziwna kombinacja, ale pasująca do jej szarookiej właścicielki.
Silena poczuła, jak jej stopy odrywają się od ziemi i po chwili kręciła się w powietrzu, trzymana przez najbliższe jej ramiona.
– Bogowie, jak ja cię kocham.
– Sil, takie wyznania to na osobności – zaśmiała się Annabeth, ale po chwili odrobinę spoważniała:  Też się cieszę, że cię widzę. – Uważnie otaksowała wzrokiem przyjaciółkę, doszukując się jakichś zmian. – Po tym iryfonie zastanawiałam się przez długi czas, co się stało, że tak nagle zmieniłaś decyzję. Przecież…
– Cicho bądź i przestań tyle myśleć, okay? Ciesz się tym, że twoja ukochana przyjaciółka do ciebie przyjechała i zamierza poprawić w końcu twój wygląd, bo, bez obrazy, ale wyglądasz jak Demeter po pożegnaniu Persefony.
Annabeth rzuciła Silenie pół rozbawione, pół surowe spojrzenie.
– A ty nadal wierzysz, że ci na to pozwolę?
– W każdym razie będę próbować. Uporu uczyłam się od mistrza.  – Silena wystawiła w stronę przyjaciółki język, nie pozostawiając nawet odrobiny niepewności, kto był wspomnianym mistrzem.
– Chciałabym ją poznać, musi być naprawdę mądra – parsknęła Annabeth.
Silenie brakowało jej nieskrępowanej nieskromności. Było to czasem denerwujące, ale tworzyło jej najlepszą przyjaciółkę, więc roześmiała się razem z nią.
– Wracając do tematu, jaki zakład?
– Clarisse powiedziała, że powstrzyma się od nazywania przez tydzień Lacy „Barbie numer dwa”, ale, jak wszyscy doskonale słyszeli, jej się to nie udało. – Annabeth potarła ręce z wyraźną satysfakcją. Nie ukrywała, że uwielbiała mieć rację.
– To może jeszcze wyjaśnij, o co się założyłyście, bo Clarisse mocno to przeżywa. – Gregory wskazał na oddalającą się postać, która szła w kierunku areny, kopiąc wszystko, co stanęło jej na drodze, nawet łydkę Willa Solace’a od Apolla, który przypadkiem się na nią napatoczył.
Annabeth uśmiechnęła się tajemniczo. W jej oczach błysnęło coś na kształt rozbawienia, chociaż Silena dałaby uciąć sobie głowę, że była w tym spojrzeniu nutka złośliwości. Zastanawiała się, co Ann mogła wymyśleć jako karę dla córki Aresa. Clarisse nie bała się żadnych walk, prawie zawsze wygrywała słowne potyczki i skutecznie zastraszała wszystkich obozowiczów w taki sposób, że ci nawet nie myśleli o tym, żeby się na niej odegrać. Była kimś, z kim trzeba było się liczyć, żeby wieść spokojne życie, czytaj: nie obudzić się owiniętym w papier toaletowy na dachu swojego domku, jak się to zdarzyło Mirandzie Gardiner od Demeter.

Biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki, zakład musiał toczyć się o coś naprawdę dobrego, bo Clarisse się zdenerwowała, a mało jest rzeczy, które mogą ją aż tak wyprowadzić z równowagi, żeby kopała po nogach synów Apolla. Annabeth musiała mieć dobry plan. Silena nie mogła się doczekać obejrzenia jego rezultatów.

14 komentarzy:

  1. OMG *.*
    Komentarz będzie krótki... Jutro wstawię dłuższy :P
    OMG *.*
    NARESZCIE <3
    ŚWIETNY ROZDZIAŁ *.*
    CUDOWNIE PISZESZ :*
    Nadal jestem pod wrażeniem, więc nie potafię sensownie napisać XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ;) no ale pozostanie znów czekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. I'm alive! Mater Dei, wybacz mi, kochana, tę ciszej z mojej strony i tytułem wstępu przepraszam również za brak komentarza pod miniaturką z Igrzyskami. Wiesz, jak to jest z odwlekaniem. Dzisiaj nie było czasu, to jutro - i tak w kółko, aż w końcu się zapomina, co tak właściwie miało się zrobić. Głupio mi teraz z tego powodu... Ale pewnie sama na własnej skórze nieraz odczułaś skutki zapracowania (mnie już wszyscy straszą maturą, juhu), więc może nie będę się już głupio i bezsensownie tłumaczyć, tylko przejdę do przyjemniejszej dla nas obu części.

    Muszę przyznać, że warto było czekać na ten rozdział. Podobało mi się Twoje Percabeth, ale w porównaniu z tym... Wow. Teraz podziwiam i OSS, i to, jak bardzo się rozwinęłaś. Jaki cudny styl Ci się wyrobił, jak widać doświadczenie w prowadzeniu akcji i kreowaniu bohaterów... Normalnie mnie zawstydzasz! Że też mi jeszcze chce się pisać... Znaczy, prawdę mówiąc, to często mi się nie chce, ale że jeszcze to robię... No dobrze, ale znów rozpisuję, a nie chcę ponownie rozbijać tekstu na dwa komentarze, więc ad rem!
    Akcja ze szpilkami była po prostu wspaniała - nie mogłam się nie uśmiechnąć. Nawet nie tyle przez samo zrzucenie butów, ale raczej przez znaczenie tego gestu. W ogóle muszę przyznać, że wspaniale opisałaś uczucia i emocji Sileny. Prawie jakbym siedziała w jej głowie/sercu albo przynajmniej stała gdzieś tuż obok. W tle puszczałam sobie muzykę z Brother Bear i wiesz... "Niech duchy tych, co mieszkali tu wezmą nas za ręce..." itd. - piękny podkład po Silenę wracającą z radością do domu. Pokochałam wręcz ten fragment, cudownie przedstawiony. I bezbłędnie oddałaś też życie w Obozie - te wszystkie interakcje między herosami, afery z Panem D., wkurzająca się Clarisse, Will Solace obrywający w łydkę... Cud, miód i orzeszki :) Przekomarzanie się Sileny i Annabeth też ładnie wyszło, tak naturalnie. I również chcę wiedzieć, co wymyśliła córka Ateny!

    Mogłabym Ci tak słodzić i słodzić, ale wzywa robota i limit znaków. Obym cholerstwa znowu nie przekroczyła, obsecro magnopere!

    Pozdrawiam,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajrzyj do mnie
    lovecastellan. blogspot. com
    Super piszesz

    OdpowiedzUsuń
  5. Warto było tu zajrzeć. Rozdział świetny. Weny.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawaj dalej Mery! :D Jest naprawde super i po prostu nie mogę się doczekać <3 Nie wiem co ze sobą zrobić, plis jak najszybciej (; ~Wera Caban

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział,naprawdę masz talent dziewczyno oby tak dalej! na pewno chętniej będę odwiedzać twój blog
    przepraszam za spam ;/
    Aarone jest opiekunką tzw "Cyrografu z San Venganzy" który wymordował jej całą rodzinę,algorytmu który jest w stanie zniszczyć wszystko i pozwolić na dyktatorskie rządy.Jej życie od śmierci męża zupełnie się nie układa,problemy z tabletkami,choroba dziadka,olbrzymia tajemnica i demon którym jest sama,to wszystko ją wyniszcza.Jest całkiem kimś innym niż się wydaje do momentu kiedy poznaje pewnego mężczyznę
    capitan-america-age-of-heros.blogspot.com
    Pozdrawiam Lupin

    OdpowiedzUsuń
  8. Co ta Annabeth tam wymyśliła. /; i biedny Will, tak dostać w łydkę za nic! No ale rozumiem, dziecko Aresa raczej nie jest milutkie jak baranek. xDD

    ____________________________
    ps: Merr, ponieważ nie masz spamownika, to mam nadzieję, że się nie obrazisz, jeśli tutaj coś zareklamuję D:
    serdecznie zapraszam na mojego nowego bloga o tematyce demonicznej. /;
    ponieważ dopiero zaczynam, mam nadzieję, że zajrzysz i skomentujesz.
    z góry dziękuję. B|
    http://doyoulikedemons.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. ej no Merr kiedy kolejny rozdział? :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy kolejny rozdział? :/ świetna robota

    *************
    Zapraszam na mój blog z opowiadaniem ,,Upadła"
    Jeśli lubicie historie z nieziemsko przystojnymi, niebezpiecznymi chłopcami z sekretami to z pewnością znajdziecie tu coś dla siebie. :)
    http://opowiadanie-upadla.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. So awesome! *_*
    Jest jedna sprawa, która mnie zdziwiła. Czemu reklamujesz swój blog na moim, bardzo mało znanym blogu? Przecież widać, że za wiele osób nie zajrzy itd.

    (komentarz, który zostawiłaś uznałam za spam, postanowiłam, że nikomu nie będę robić reklamy)
    ~Majczi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jakoś czasem błądzę po internetach i trafiam na takie ukryte perełki :)
      Jak napisałam - link można, a nawet należy usunąć, ja też nie lubię, jak mi się ktoś z reklamą wpycha.
      Dziękuję, że wpadłaś :)

      Usuń