Obóz Herosów wita Was w swoich skromnych progach!
Przepraszam za tak długi czas oczekiwania. Mam nadzieję, że mała dawka humoru w rozdziale Wam to wynagrodzi.
Następny rozdział postaram się przygotować o wiele szybciej.
Komentujcie, obserwujcie, polecajcie. To naprawdę motywuje i przyspiesza moją pracę :)
Silena czuła
się tak, jakby właśnie przejechał po niej traktor.
– Wszystko w
porządku? – zapytał Argus. W jego głosie można było wyczuć autentyczne
współczucie. Wynikało to pewnie z tego, że wiedział, jak niebezpieczne potrafią
być dla półbogów sny. Silena nie chciała go uświadamiać, że mogą też powodować
nienawiść.
Wzięła głęboki
oddech na uspokojenie.
Argus odsunął
się od drzwi, żeby Silena mogła wysiąść z furgonetki. Musiała kilka razy
zamrugać, bo po jakże przyjemnej drzemce nie mogła przyzwyczaić się do słońca, które nieźle dawało popalić oczom. Zasłoniła ręką świecące
prosto na nią promienie, żeby przyjrzeć się znajomemu wzgórzu otaczającemu Obóz
Herosów. Westchnęła. Żeby się dostać do miejsca, w którym czeka na nią
przyjaciółka, musiała się na nie wspiąć. W dodatku nie przemyślała swojego
stroju – miała na sobie kilkucentymetrowe szpilki w kolorze o ton ciemniejszym
od fioletowej walizki, którą swoją drogą Argus zaoferował, że weźmie. Silena była mu
wdzięczna. Już pod swoim ciężarem się zapadała w miękką ziemię, a z ciężką
torbą utknęłaby tu i do następnej jesieni.
Pierwsze
sekundy spacerku na wzgórze były znośne. Co prawda szpilki niczego nie
ułatwiały, ale chodziło się w nich po trawniku lepiej, niż Silena oczekiwała.
Minutę później okazało się jednak, że nie musiała długo czekać, żeby sprawdzić
prawdziwość pierwotnego założenia. Z uporem godnym osła posuwała się krok po
kroku w stronę obozu, wtapiając się w miękki grunt. Argus, który szedł obok z
walizką, co jakiś czas łypał na jej nogi z radosnymi iskierkami w oczach.
Tak, Argusie. Bardzo śmieszne.
Silena nie
wiedziała, czy zrobiła to pod wpływem ostatniego snu, czy emocji poprzedniego
dnia. Jak by nie było, bez uprzedzenia przystanęła, sięgnęła do kostek i zdjęła
szpilki. Przez chwilę przypatrywała się im z zastanowieniem, udając, że
ignoruje ledwo powstrzymującego się od śmiechu Argusa, po czym odwróciła się w
stronę drogi, którą przyjechali na Long Island, i rzuciła najpierw prawy, a
potem lewy but gdzieś w trawę. Odwróciła się z uśmiechem na ustach, otaksowała
Argusa pełnym dumy spojrzeniem, a następnie pobiegła w górę zbocza, zostawiając
ochroniarza Obozu Herosów daleko w tyle. Po raz ostatni czuła się tak szczęśliwa, gdy…
Właściwie nie wiedziała, kiedy. Liczyło się tu i teraz.
Ostatnie metry
przebyła szybkim krokiem, hamując na samym szczycie wzgórza. Docierały już do
niej głosy obozowiczów. Oddychała ciężko. Czuła się winna, że zaniedbała
treningi, przez co spadła jej kondycja. Normalnie taki wysiłek powinien być dla
niej jak bułka z masłem. Mimo to czuła się z siebie dumna. Przebiegła co
najmniej połowę zbocza, a Argus był teraz wdrapującym się ku niej punktem z
fioletową plamą w ręce. Silena wzięła głęboki oddech, wymamrotała po raz
ostatni greckie przekleństwo, żeby zapomnieć o Drake’u oraz Afrodycie, i spojrzała
na rozciągający się przed nią Obóz Herosów.
Jeszcze nigdy
nie była na Long Island na jesieni. Jak się okazało, miała czego żałować.
Na widok
ustawionych w kręgu domków Silenie napłynęły łzy do oczu. Każdy Olimpijczyk
miał tu postawione symboliczne mieszkanie dla swoich dzieci. Dla niektórych,
jak dla Sileny, były to tylko domki letniskowe, bo do obozu przyjeżdżali tylko na
wakacje. Inni, na przykład Annabeth czy Drew, spędzali na Long Island cały rok, więc symbolizowały ich prawdziwe domy. Silena bardzo za tym wszystkim tęskniła. Nie wiedziała o tym jednak aż do
teraz, kiedy wypatrzyła domek numer dziesięć, swój domek. Wyróżniał się
zdecydowanie na tle pozostałych różowym dachem i pastelowymi ścianami.
Niektórzy nazywali dziesiątkę posiadłością Barbie, ale Silenie to nie
przeszkadzało. Barbie kojarzyła jej się z bezpiecznym dzieciństwem, którym
mogła się cieszyć bez świadomości o tym, że istnieją potwory z rządzą krwi
herosów tak silną, że potrafią zapisać się do twojej szkoły i udawać
najlepszego kumpla, żeby w odpowiedniej chwili uderzyć. To była jedna z
ogniskowych historyjek, w której musiało kryć się ziarno prawdy. Stała przez
chwilę w bezruchu, słuchając dolatującego z ogromnego pola truskawek śmiechu i
patrząc na różowy dach. Wróciła do domu.
Ze śmiechem
zbiegła ze wzgórza i pędziła jak wiatr w stronę niosących się w powietrzu
głosów. Dostała tak silnego kopa pozytywnej energii, że nawet nie zauważyła,
kiedy rzuciła się na krzyczącą na obozowiczów postać. Rąbnęły o ziemię. Silenę
bolał łokieć i pierwszą myślą, która jej przyszła do głowy, była ta, że
niedługo będzie tam miała pięknego siniaka, ale w zasadzie jej to nie
obchodziło.
Osoba, którą
przygniotła Silena, zaczęła się szarpać i krzyczeć.
– ZEJDŹ ZE
MNIE, TY KLOCU!
– Oh, Clarisse
– powiedziała śpiewnym głosem córka Afrodyty, ignorując rzuconą w jej stronę uszczypliwą uwagę. – Jak miło cię znowu zobaczyć!
Córka Aresa
uniosła głowę i otworzyła usta ze zdziwienia. Przez chwilę przypominała Silenie
Percy’ego, który po przybyciu do obozu właściwie ciągle miał podobny wyraz
twarzy, gdy nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Nie powiedziała jednak
tego na głos. Clarisse by się na nią za to obraziła, bo nie darzyła największą
sympatią Percy’ego.
Mówiąc
dokładnie, to była najszczersza przyjaźń skrywana maską nienawiści o
zabarwieniu złośliwym. Ale każde z nich by zaprzeczyło, gdyby się o to spytać,
więc wszyscy taktownie mówili, że ta dwójka się nie lubi. Percy i Clarisse ułatwiali to wszystkim zdecydowanie, mieszając się z błotem przy każdym spotkaniu.
– Myślałam…
Ja… To znaczy… Co ty tu robisz?
– A jak
myślisz? – zapytała Silena z błyskiem w oku. – Leżę na tobie.
– To znajdź
sobie ciekawsze zajęcie do roboty.
Silena
przeturlała się na trawę, rękoma zakrywając twarz, żeby się nie roześmiać.
Jeszcze kilka minut temu myślała o tym, jakie bagno zrobiła jej z życia
Afrodyta przez swoją wielką miłość do córki. Teraz miała to gdzieś. Do
szczęścia w zasadzie brakowało jej tylko jednej osoby…
– Sil! Jesteś!
Ziemia
zadrżała, gdy dwie par nóg wraz z ich właścicielami podbiegły do Sileny. W jej
kierunku wyciągnięte zostały ręce, które dziewczyna z chęcią ujęła, żeby móc
się podnieść. Wpadła w objęcia Lacy, swojej siostry.
– Stęskniłam
się – wyszeptała Silena prosto do jej ucha.
– Wiem. – Głos
Lacy drżał od hamowanego płaczu. Emocjonalna jak zawsze. – Ja też. Tyle cię
ominęło w ciągu tych trzech miesięcy!
– Niecałych trzech – poprawiła ją Silena.
Niezrażona Lacy ciągnęła dalej:
– Muszę ci opowiedzieć o najnowszych obozowiczach, porządkach, Wielkiej
Aferze…
Silena uniosła
brew, spoglądając na siostrę z zaciekawieniem. Obozowe plotki były jednym z ich ulubionych zajęć, a nie wątpiła, że Lacy ich sporo podczas nieobecności Sileny nazbierała. Lepsza od niej w takich rzeczach była jedynie Drew, ale tylko dlatego, że część chłopaków mdlała na widok jej czerwonych ust i wydekoltowanych bluzek. Za chwilę rozmowy z możliwością bezkarnego gapienia się mogli wydać swoje rodzeństwo na pastwę najpiękniejszej z córek Afrodyty.
– „Wielka Afera”?
– Pan D. po
prostu trochę się wkurzył, gdy znowu przegrał z Chejronem w karty. Możliwe, że
w gniewie wybiegł z Wielkiego Domu, poszedł na arenę, a Chejron za nim. Możliwe
też, że Chejron krzyknął coś w rodzaju „nie umiesz przegrywać!”, a Pan D. na to
„może ty oszukujesz?”, a Chejron „ja? To ty chowasz karty i wyciągasz, gdy ich
potrzebujesz!”, a Pan D. „ czyli posądzasz mnie o kłamstwo?” i w taki oto
sposób z połowy areny zrobiła nam się mini plantacja winogron.
Silena
oderwała się w końcu od Lacy z niedowierzaniem malującym się na twarzy.
Wiedziała, że konflikty karciane były niezwykle burzliwe, ale zwykle, po
pierwsze, odbywały się za ścianami Wielkiego Domu, a obozowicze mogli jedynie
snuć domysły na ich temat, a po drugie Pan. D. zawsze potrafił się w miarę
opanować. W miarę, bo raz zdarzyło mu się zamienić podsłuchujących braci Hood w kiść
winogron, którą przetransportował na dach, a następnie odczarował chłopaków. Mało nie zwymiotowali do komina z szoku, gdy zobaczyli, gdzie się znajdują. Ich rodzeństwo od Hermesa dostarczyło im drabinę,
po której mogli bezpiecznie dotrzeć z powrotem na ziemię. Silena sądziła, że
musieli poczuć dość pewnie po wyjściu z sytuacji obronną ręką, bo następnego
dnia na wszystkich drzwiach domków w obozie widniał napis „DIONIZOSIE, CHCESZ
PO NOSIE?”. Annabeth zainterweniowała w samą porę, zanim Pan D. cokolwiek
zauważył. Mieli tupet, wszyscy musieli im to przyznać. Ale to dzięki nim życie
w Obozie Półkrwi było o wiele mniej nudne.
– I co, teraz
te winogrona sobie tam po prostu rosną? – spytała Silena.
– Właściwie to
tak – odpowiedział za otwierającą usta Lacy Gregory, jeden z nielicznych synów
Afrodyty. – Chejron próbował coś z nimi zrobić, ale ciągle odrastają.
– A w dodatku
śmierdzą jak cholera. – Grobowy głos Clarisse wyróżniał się na tle pozytywnego szczebiotania Lacy. – I się rozrastają. Musiałam ewakuować swój
sprzęt.
Silena cicho
gwizdnęła. Skoro Clarisse wynosiła z areny swoje sprzęty, musiało być naprawdę
źle. Jej broń, elektryczna włócznia (podarunek od samego Aresa specjalnie dla
niej, perełka w kolekcji), hełmy i tarcze, wszystko zabezpieczone zamkiem
pancernym, i musiała je wynieść? Nie mogła w to uwierzyć.
– Pancerna
skrytka okazała się zabójczo trudna do sforsowania przez Hoodów, a zwykły
winogron ją po prostu stamtąd wykurzył. Dasz wiarę? – roześmiała się Lacy.
Silena się do niej przyłączyła, potem Gregory, a następnie rechotała cała trójka, trzymając się za brzuchy, które zaczęły ich boleć.
– Masz żółte
zęby, Lacy. Afrodyta nie będzie dumna – syknęła złośliwie Clarisse, pojawiając
się nagle koło Sileny. Chociaż jej uwaga zabrzmiała uszczypliwie, oczy
pozostały dość łagodne, co mogło oznaczać tylko jedno: Clarisse była w dobrym
humorze. – Poza tym, to nie wina winogron, tylko kwestie strategiczne.
– Co? – Silena
zmarszczyła brwi. Coś jej tu nie pasowało.
Clarisse
wymamrotała coś pod nosem. Gregory parsknął śmiechem. Lacy go szturchnęła,
dając znak, żeby powiedział, co usłyszał.
– Nie… n-nie
mogła… to znaczy… Zeusie! – i śmiech. – Te w-winogrona…
– Greg!
– Nie m-może…
to przez te winogrona…
Silena
wybuchnęła szczerym śmiechem.
– Czy to jest
to, o czym myślę? – wyjęczała z trudem między napadami śmiechu.
Clarisse
patrzyła na nią z ustami zaciśniętymi w wąską linijkę. O ile Silenie i jej
rodzeństwu było do śmiechu, o tyle jej ani trochę. Córce Afrodyty przeleciało
przez głowę, że mogą być w tym momencie dla niej niemili, ale w końcu to była
Clarisse. Silena miała w głowie tysiące sytuacji, za które się nie zemściła na
córce Aresa, a teraz nadarzała się do tego idealna okazja, nawet jeśli odrobinę niezgodna z zasadami savoir-vivre'u.
– Nie róbcie
wielkiej afery o to, że winogrona zarosły mi drzwi sejfu i jeszcze trochę, a
bym została bez swoich skarbów.
– Na gacie
Zeusa – wykrztusiła Lacy.
– Może to nie
są kwestie strategiczne? – powiedziała cierpko Clarisse. – A jakbyś to
nazwała, Barbie numer dwa?
– Clarisse! Przegrałaś zakład!
Kolejny znajomy głos sprawił, że Silena podskoczyła z radości. Kiedy
wydawało jej się, że nie może być bardziej naładowana pozytywną energią,
okazało się, że jednak jest w stanie, nawet mimo stojącej obok i ciskającej
greckie przekleństwa Clarisse. Uścisnęła rękę Lacy, wydostała się z tłumu
rodzeństwa i rzuciła się na szyję osoby, na którą najbardziej czekała. Uderzył
ją zapach ołówków i papieru oraz liści i truskawek. Z pozoru zupełnie dziwna kombinacja,
ale pasująca do jej szarookiej właścicielki.
Silena poczuła, jak jej stopy odrywają się od ziemi i po chwili kręciła
się w powietrzu, trzymana przez najbliższe jej ramiona.
– Bogowie, jak ja cię kocham.
– Sil, takie wyznania to na osobności – zaśmiała się Annabeth, ale po
chwili odrobinę spoważniała: – Też się cieszę, że cię widzę. – Uważnie otaksowała wzrokiem przyjaciółkę, doszukując się jakichś zmian. – Po tym iryfonie
zastanawiałam się przez długi czas, co się stało, że tak nagle zmieniłaś
decyzję. Przecież…
– Cicho bądź i przestań tyle myśleć, okay? Ciesz się tym, że twoja
ukochana przyjaciółka do ciebie przyjechała i zamierza poprawić w końcu twój
wygląd, bo, bez obrazy, ale wyglądasz jak Demeter po pożegnaniu Persefony.
Annabeth rzuciła Silenie pół rozbawione, pół surowe spojrzenie.
– A ty nadal wierzysz, że ci na to pozwolę?
– W każdym razie będę próbować. Uporu uczyłam się od mistrza. – Silena wystawiła w stronę przyjaciółki
język, nie pozostawiając nawet odrobiny niepewności, kto był wspomnianym
mistrzem.
– Chciałabym ją poznać, musi być naprawdę mądra – parsknęła Annabeth.
Silenie brakowało jej nieskrępowanej nieskromności. Było to czasem
denerwujące, ale tworzyło jej najlepszą przyjaciółkę, więc roześmiała się razem
z nią.
– Wracając do tematu, jaki zakład?
– Clarisse powiedziała, że powstrzyma się od nazywania przez tydzień
Lacy „Barbie numer dwa”, ale, jak wszyscy doskonale słyszeli, jej się to nie
udało. – Annabeth potarła ręce z wyraźną satysfakcją. Nie ukrywała, że uwielbiała mieć rację.
– To może jeszcze wyjaśnij, o co się założyłyście, bo Clarisse mocno to
przeżywa. – Gregory wskazał na oddalającą się postać, która szła w kierunku
areny, kopiąc wszystko, co stanęło jej na drodze, nawet łydkę Willa Solace’a od
Apolla, który przypadkiem się na nią napatoczył.
Annabeth uśmiechnęła się tajemniczo. W jej oczach błysnęło coś na
kształt rozbawienia, chociaż Silena dałaby uciąć sobie głowę, że była w tym
spojrzeniu nutka złośliwości. Zastanawiała się, co Ann mogła wymyśleć jako karę
dla córki Aresa. Clarisse nie bała się żadnych walk, prawie zawsze wygrywała
słowne potyczki i skutecznie zastraszała wszystkich obozowiczów w taki sposób,
że ci nawet nie myśleli o tym, żeby się na niej odegrać. Była kimś, z kim
trzeba było się liczyć, żeby wieść spokojne życie, czytaj: nie obudzić się
owiniętym w papier toaletowy na dachu swojego domku, jak się to zdarzyło
Mirandzie Gardiner od Demeter.
Biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki, zakład musiał toczyć się o coś
naprawdę dobrego, bo Clarisse się zdenerwowała, a mało jest rzeczy, które mogą
ją aż tak wyprowadzić z równowagi, żeby kopała po nogach synów Apolla. Annabeth
musiała mieć dobry plan. Silena nie mogła się doczekać obejrzenia jego
rezultatów.
OMG *.*
OdpowiedzUsuńKomentarz będzie krótki... Jutro wstawię dłuższy :P
OMG *.*
NARESZCIE <3
ŚWIETNY ROZDZIAŁ *.*
CUDOWNIE PISZESZ :*
Nadal jestem pod wrażeniem, więc nie potafię sensownie napisać XD
Super ;) no ale pozostanie znów czekać ;)
OdpowiedzUsuńI'm alive! Mater Dei, wybacz mi, kochana, tę ciszej z mojej strony i tytułem wstępu przepraszam również za brak komentarza pod miniaturką z Igrzyskami. Wiesz, jak to jest z odwlekaniem. Dzisiaj nie było czasu, to jutro - i tak w kółko, aż w końcu się zapomina, co tak właściwie miało się zrobić. Głupio mi teraz z tego powodu... Ale pewnie sama na własnej skórze nieraz odczułaś skutki zapracowania (mnie już wszyscy straszą maturą, juhu), więc może nie będę się już głupio i bezsensownie tłumaczyć, tylko przejdę do przyjemniejszej dla nas obu części.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że warto było czekać na ten rozdział. Podobało mi się Twoje Percabeth, ale w porównaniu z tym... Wow. Teraz podziwiam i OSS, i to, jak bardzo się rozwinęłaś. Jaki cudny styl Ci się wyrobił, jak widać doświadczenie w prowadzeniu akcji i kreowaniu bohaterów... Normalnie mnie zawstydzasz! Że też mi jeszcze chce się pisać... Znaczy, prawdę mówiąc, to często mi się nie chce, ale że jeszcze to robię... No dobrze, ale znów rozpisuję, a nie chcę ponownie rozbijać tekstu na dwa komentarze, więc ad rem!
Akcja ze szpilkami była po prostu wspaniała - nie mogłam się nie uśmiechnąć. Nawet nie tyle przez samo zrzucenie butów, ale raczej przez znaczenie tego gestu. W ogóle muszę przyznać, że wspaniale opisałaś uczucia i emocji Sileny. Prawie jakbym siedziała w jej głowie/sercu albo przynajmniej stała gdzieś tuż obok. W tle puszczałam sobie muzykę z Brother Bear i wiesz... "Niech duchy tych, co mieszkali tu wezmą nas za ręce..." itd. - piękny podkład po Silenę wracającą z radością do domu. Pokochałam wręcz ten fragment, cudownie przedstawiony. I bezbłędnie oddałaś też życie w Obozie - te wszystkie interakcje między herosami, afery z Panem D., wkurzająca się Clarisse, Will Solace obrywający w łydkę... Cud, miód i orzeszki :) Przekomarzanie się Sileny i Annabeth też ładnie wyszło, tak naturalnie. I również chcę wiedzieć, co wymyśliła córka Ateny!
Mogłabym Ci tak słodzić i słodzić, ale wzywa robota i limit znaków. Obym cholerstwa znowu nie przekroczyła, obsecro magnopere!
Pozdrawiam,
Lakia
Zajrzyj do mnie
OdpowiedzUsuńlovecastellan. blogspot. com
Super piszesz
Warto było tu zajrzeć. Rozdział świetny. Weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dawaj dalej Mery! :D Jest naprawde super i po prostu nie mogę się doczekać <3 Nie wiem co ze sobą zrobić, plis jak najszybciej (; ~Wera Caban
OdpowiedzUsuńświetny rozdział,naprawdę masz talent dziewczyno oby tak dalej! na pewno chętniej będę odwiedzać twój blog
OdpowiedzUsuńprzepraszam za spam ;/
Aarone jest opiekunką tzw "Cyrografu z San Venganzy" który wymordował jej całą rodzinę,algorytmu który jest w stanie zniszczyć wszystko i pozwolić na dyktatorskie rządy.Jej życie od śmierci męża zupełnie się nie układa,problemy z tabletkami,choroba dziadka,olbrzymia tajemnica i demon którym jest sama,to wszystko ją wyniszcza.Jest całkiem kimś innym niż się wydaje do momentu kiedy poznaje pewnego mężczyznę
capitan-america-age-of-heros.blogspot.com
Pozdrawiam Lupin
wow, kiedy next?
OdpowiedzUsuńCo ta Annabeth tam wymyśliła. /; i biedny Will, tak dostać w łydkę za nic! No ale rozumiem, dziecko Aresa raczej nie jest milutkie jak baranek. xDD
OdpowiedzUsuń____________________________
ps: Merr, ponieważ nie masz spamownika, to mam nadzieję, że się nie obrazisz, jeśli tutaj coś zareklamuję D:
serdecznie zapraszam na mojego nowego bloga o tematyce demonicznej. /;
ponieważ dopiero zaczynam, mam nadzieję, że zajrzysz i skomentujesz.
z góry dziękuję. B|
http://doyoulikedemons.blogspot.com/
Ekstra :)
OdpowiedzUsuńej no Merr kiedy kolejny rozdział? :(
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział? :/ świetna robota
OdpowiedzUsuń*************
Zapraszam na mój blog z opowiadaniem ,,Upadła"
Jeśli lubicie historie z nieziemsko przystojnymi, niebezpiecznymi chłopcami z sekretami to z pewnością znajdziecie tu coś dla siebie. :)
http://opowiadanie-upadla.blogspot.com/
So awesome! *_*
OdpowiedzUsuńJest jedna sprawa, która mnie zdziwiła. Czemu reklamujesz swój blog na moim, bardzo mało znanym blogu? Przecież widać, że za wiele osób nie zajrzy itd.
(komentarz, który zostawiłaś uznałam za spam, postanowiłam, że nikomu nie będę robić reklamy)
~Majczi
Nie wiem, jakoś czasem błądzę po internetach i trafiam na takie ukryte perełki :)
UsuńJak napisałam - link można, a nawet należy usunąć, ja też nie lubię, jak mi się ktoś z reklamą wpycha.
Dziękuję, że wpadłaś :)