Nie zawsze udaje
mi się wyprodukować rozdział na zawołanie, nie zawsze mam też czas pisać.
Dzisiaj
proponuję Wam zestaw zamienny - trochę Igrzysk i mojej fantazji, która
zniszczyła co prawda główny wątek trylogii, ale i tak chcę się nią z Wami
podzielić :)
Effie Trinket
wraca na mównicę, wygładza papierek i głośno odczytuje nazwisko. To nie ja.
To Primrose
Everdeen.
Kamienieję. Mam
wrażenie, że moje serce zaraz przestanie bić. Nawet w najgorszych koszmarach
nie przypuszczałabym, że moja siostra może zostać wylosowana przez Effie do
udziału w Głodowych Igrzyskach. Te dożynki nie powinny tak wyglądać. Tłum
szemrze i rozstępuje się, żeby przepuścić Prim. Nie podoba im się, że młoda
dziewczynka idzie na arenę na pewną śmierć. Tylko Kapitolowi może się to podobać.
Odruchowo szukam
w tłumie Gale’a. Twarz ma ściągniętą, usta zaciśnięte w wąską linijkę. Nie
wiem, czy to delikatne promienie słoneczne sprawiają, że jego twarz wygląda jak
wykuta z kamienia, czy to, że Prim właśnie została wylosowana. Na tysiące osób,
które miały po kilkanaście albo i kilkadziesiąt karteczek ze swoimi nazwiskami,
Effie dotknęła właśnie tej. Obiecałam siostrze, że nie zostanie wylosowana. Dla
Gale’a Prim jest jak młodsza siostra, jedna z najbliższych mu osób. Przenoszę
wzrok na jego oczy i widzę coś, czego nigdy bym się nie spodziewała ujrzeć
właśnie u niego. Cierpienie. Twardy jak skała Gale cierpi. Ja też cierpię, a
najbardziej cierpi Prim. Prim, która zmierza w stronę Effie z przerażeniem
wymalowanym na twarzy i drżącymi rękoma, trzęsącymi się w niekontrolowany
sposób. Spod spódnicy wystaje jej bluzka, ogonek kaczorka. Otwieram usta,
zamykam je, dziwiąc się, że nie mogę złapać powietrza. Nie wiem, gdzie się
podział cały potrzebny mi tlen. Co zrobić? Świat wiruje. To koniec. Jak mogło
do tego dojść? Nie znajduję odpowiedzi na żadne z tych pytań. W głowie mam
pustkę.
Przypominam
sobie, jak kiedyś śniło mi się, że stałam na arenie, otoczona przez
pozostałych, tkwiących ze mną w tym koszmarze trybutów. Bałam się. Nawet nie
zauważyłam, kiedy zaczęłam krzyczeć. Liczyło się tylko to, że wszyscy mieli na
twarzach wypisaną nienawiść i to uczucie kierowali prosto do mnie,
przygniatając mnie do ziemi. Leżałam, łzy ściekały mi po policzkach, a oni się
zbliżali. Nie bałam się wychodzić za ogrodzenie Dwunastki, by polować, a
skamieniałam z przerażenia, gdy ludzie tacy jak ja odwrócili się przeciwko
mnie. Przeznaczone na śmierć ofiary z dystryktów, by udowadniać ludziom, że
Kapitol zawsze wygrywa, a powstania nie mają sensu. Wszyscy wypowiadali moje
imię pełnym obrzydzenia tonem, jakbym była najgorszym śmieciem, jaki
kiedykolwiek stąpał po ziemi, nawet wyglądająca na nie więcej niż trzynaście
lat dziewczynka o łagodnych rysach. W tamtej chwili wydawało mi się, że
Strażnicy Pokoju w Dwunastce nigdy nie byli w stosunku do mnie tak okrutni jak
pochylone nade mną głowy trybutów. Prezydent Snow wie, jak obrócić ludzi
przeciwko sobie; mieli wspólnego wroga – mnie, również ofiarę Kapitolu.
Patrzyłam na ich wykrzywione w okrutnym grymasie twarze. Pękałam kawałek po kawałku,
rozpadając się od środka, dopóki nie zobaczyłam nagle twarzy Prim. Obudziła
mnie. Zmieniła nienawiść w miłość. Stojąc w tłumie mieszkańców Dwunastego
Dystryktu zastanawiam się, jak mogłaby stanąć na arenie i walczyć przeciwko tej
nienawiści, którą zostałaby bezwarunkowo obdarzona. Gdzieś przez głowę przemyka
mi myśl, że może Prim nie byłaby narażona na ich wrogość, bo stanowi łatwy do
zlikwidowania cel. Dławię się tą myślą, brzydzę się nią.
Prim nie może
umrzeć. Jest na to za młoda, zbyt niewinna, zbyt moja. Za bardzo ją kocham, żeby
jej na to pozwolić.
Kręci mi się w
głowie, boli mnie brzuch. Nogi mam miękkie, jakby były zrobione z waty, a mimo
to się trzymam, stoję prosto. Moje ciało nie reaguje jak powinno na polecenia,
które mu wydaję. Mam wrażenie, że cały zawarty w powietrzu tlen gdzieś się
ulotnił. Jak wiele razy w ciągu swojego życia stoję w tłumie mieszkańców
Dwunastki, a mimo to czuję się samotna. Biję się sama ze sobą w myślach.
Prim stoi obok
Effie, a jej drobna sylwetka cała drży. Wiem, że to nie jest jej miejsce, a po
minach otaczających mnie ludzi widzę, że oni również tak myślą. Najwyraźniej
nie dotyczy to Effie, która szeroko się uśmiecha, jak zawsze, i nie reaguje na
dobiegające ze strony publiczności szmery. To jej praca. Na estradzie czuje się
swobodnie. Stoi wyprostowana, ale nie sztywna jak kołek, w przeciwieństwie do
mnie oraz Prim, która aż się kuli. Wyobrażam ją sobie skuloną na materacu z
Jaskrem, jej kotem, u boku. Po chwili w myślach dorabiam siebie, leżącą koło
Prim, głaszczącą jej złote włosy. Jeszcze wczoraj wieczorem wtulała się w moje
otwarte ramiona, płacząc i trzęsąc się ze strachu o koszmarze Głodowych
Igrzysk, który urzeczywistnił się mimo moich zapewnień, że jej nic nie grozi.
Mrugam i wizja znika.
Effie mówi coś
cicho do Prim, która drga nieznacznie. Znam ją, więc wiem, co to oznacza – boi
się, ale nie chce tego okazać. Moja dzielna Prim.
Różowa peruka
Effie kłuje mnie w oczy. Sztuczne loczki lekko drgają, gdy przemieszcza się do
kuli z nazwiskami chłopców. Wiem, że to moja ostatnia szansa na ocalenie Prim.
Jeszcze chwila i nic nie będzie można zrobić. Zaraz powinno paść pytanie, na
które doskonale znam odpowiedź.
- Oh,
przepraszam. – Effie reflektuje się, że nie zapytała, czy ktoś nie chce
zastąpić Prim na arenie. Można się zgłosić na trybuta zamiast wylosowanej
osoby, jeżeli się chce zdobyć sławę i bogactwo, co zapewnia zwycięstwo w
Głodowych Igrzyskach. – Czy są wśród dziewcząt jakieś ochotniczki?
Milczę.
Nienawidzę
siebie za to, ale milczę.
- Doskonale –
podsumowuje Effie.
Nie tylko ja się
nie odzywam, milczą wszyscy mieszkańcy Dwunastego Dystryktu. Czuję na sobie
kilka spojrzeń, ale uparcie patrzę przed siebie. Muszę ich ignorować, żeby
zachować zimną krew. Po chwili przesuwam wzrok na Prim i natychmiast uciekam. Patrzy
na mnie cały czas. Zapewne bije się z myślami, czy cieszyć się, że nic mi nie
zagraża, czy rozpaczać, że zginie. Najokrutniejsze jest to, że wiem, że zginie.
Jest za słaba, by przetrwać, nie umie się bronić. Myślę o łuku i strzałach,
ukrytych w lesie. Gdybym zdobyła tę broń na arenie, miałabym szanse zwyciężyć i
wrócić do bezpiecznej rodziny i życia w Dwunastce, które po przeżyciach
Głodowych Igrzysk byłoby najlepszym, jakie mogłabym sobie wymarzyć. Widzę tę
przyszłość jak na dłoni, jakbym już wyszła cało z tego koszmaru, kiedy wizję
przesłaniają wspomnienia martwych ciał trybutów z ubiegłych lat Igrzysk.
Oglądałam wszystkie emisje, by jeszcze bardziej znienawidzić Kapitol. Gale
zawsze podsycał we mnie niechęć do sterujących naszymi życiami ludźmi, a patrzenie
na zabijających się trybutów z ich powodu sprawiało, że jego metoda okazała się
skuteczna. Teraz Kapitol każe mi wybierać między siostrą a sobą. Egoistka,
szepcze głos sumienia w mojej głowie.
Uderza mnie
myśl, że jeżeli teraz się nie zgłoszę, skażę swoją siostrę na pewną śmierć.
Lepiej jest zginąć czy żyć z taką świadomością? Mieć jej życie na sumieniu?
Wiem, że odpowiedź jest prosta, ale nie mogę jej odnaleźć. Chowa się przede mną.
Z estrady
dobiega mnie czyjś rechot. To pijany Haymitch śmieje się na cały głos,
przesuwając wzrokiem po zgromadzonym tłumie. Jest ostatnim zwycięzcą z
Dwunastki, który jeszcze żyje. Patrząc na niego, nie rozumiem, jak udało mu się
wygrać. W moich oczach wygląda na odwiecznego pijaka. Mimo to mam wrażenie, że
zna moje wszystkie myśli i jest mu za mnie wstyd. Sama mam ochotę zacząć się
histerycznie śmiać, żeby sobie ulżyć. Chcę, żeby napięcie zniknęło. Chcę się
cofnąć w czasie. Chcę wszystkiego, byle nie śmierci Prim, byle nie swojej
śmierci. Nie mogę jednak oczekiwać, że ktoś inny ocali moją siostrę.
Podnoszę wzrok
na Haymitcha i widzę, że patrzy prosto na mnie. Odwzajemniam spojrzenie. Jak to
jest, że nie mam na tyle odwagi, by być trybutką, a mogę patrzyć na Haymitcha
bez skrępowania?
Przed oczami
pojawiają mi się mroczki. Chcę przełknąć ślinę, ale okazuje się, że mam język
wysuszony na wiór.
Effie grzebie w
karteczkach z nazwiskami chłopców. Wyciąga jeden z nich i wraca na mównicę.
Rozwija papierek, uśmiecha się przerażająco białymi zębami, dopieszczanymi
przez specjalistów z Kapitolu.
Ostatnia szansa.
- Peeta Mellark!
Znam skądś to
nazwisko, jednak w tym momencie nie liczy się nic poza moją małą siostrą na
estradzie.
Przepraszam,
Prim.
Każdego
kolejnego dnia powtarzam te słowa tysiące razy, staczając się coraz bardziej.
Przestałam polować, łuk i strzały gniją gdzieś w lasach otaczających Dwunasty
Dystrykt. Żyję według ściśle wyznaczonych zasad. Jem niewiele, zaledwie tyle,
żebym przeżyła, ponieważ muszę szanować swoje życie, które przełożyłam nad to
siostry. Każdego dnia na ekranie wpatruję się w godło Kapitolu, nucę melodię
hymnu i szukam twarzy Prim. Niewinna Prim podczas wywiadu u Cinny, słaba Prim z
wynikiem zaledwie dwóch punktów na dwanaście, urocza i przestraszona Prim na
zdjęciu, kochająca Prim z jedną z trybutek, Rue. Dziewczynka z Jedenastki jest
podobnej postury, co moja siostra, ale otrzymała więcej punktów pozwalających
klasyfikować trybutów, dzięki którym sponsorzy mieli wybierać swoich faworytów.
Ich przyjaźń mnie martwi. Trudno będzie im stanąć na arenie jako wrogom. Choć
różnią się wyglądem, przeczucie mówi mi, że w środku są takie same. Nie powinno
ich być na tych ekranach.
Nie umiem sobie
przebaczyć i nie dziwię się, że inni też nie potrafią. Widzę to w oczach
mieszkańców Dwunastki, kiedy do mnie mówią. Wykrzyczałam Gale’owi w twarz
wszystko, co czuję, a on tylko spytał, czy może być ze mną szczery.
Przytaknęłam. Powiedział mi, że nie może mi wybaczyć i, chociaż mnie zna od
wielu lat, nie sądził, że mogłabym być do czegoś takiego zdolna. Szczerze
mówiąc, też nie sądziłam, że coś takiego kiedykolwiek się wydarzy. Przyjaźń
moja i Gale’a miała trwać wiecznie. Teraz jedynym dowodem na to, że w ogóle
istnieje, jest systematycznie pojawiające się mięso w naszej kuchni. Łudzę się,
że Gale robi to dla mnie, a nie pogrążonej w depresji mamy, wiem jednak, że
wszystko się zmieniło. Razem z Prim znikło z domu również szczęście. Nikt się
nie śmieje, nawet lekkie wygięcie warg w uśmiechu oznacza brak szacunku.
Chociaż jem od czasu do czasu wiewiórkę czy zająca, Gale też zniknął.
Kiedy nadchodzi
pierwszy dzień Głodowych Igrzysk, podczas którego wszyscy trybuci wychodzą na
arenę i rozpoczyna się walka, dostaję niekontrolowanych drgawek. Siadam przed
telewizorem. Jak każdego dnia nucę hymn Kapitolu i wpatruję się w jego godło.
Widzę arenę i wyjeżdżających na nią trybutów. Szukam twarzy Prim. Jest. Jej
jasne włosy są związane w jeden warkocz, nie dwa, jak zwykle. Z jakiegoś powodu
wydaje mi się to niewłaściwe. Wzrok zamazują mi łzy.
Dziesięć sekund
przed rozpoczęciem się walki spędzam na wycieraniu łez, które i tak płyną.
Złote włosy Prim są skąpane w czerwieni. Biegnie ile sił w nogach od rogu
obfitości, ale jakaś trybutka rzuca w nią nożem. Prim upada.
Odkąd nie
zgłosiłam się na zamiast siostry do udziału w Głodowych Igrzyskach, nienawidzę
się każdego dnia, a zarazem myślę, że nie postąpiłam źle. Egoistycznie, ale nie
źle. Czasami strach przed swoją śmiercią potrafi być silniejszy od strachu o ukochaną
osobę.
Problem w tym,
że nie mam już tej ukochanej osoby.
Przepraszam,
Prim.
O Mój Boże!!! To jest genialne! Kocham "Igrzyska"!!!!!! Ale Prim! Jak mogłaś ją zabić? No dobra... Zrobiłabym to samo XD Świetnie piszesz! Życzę dalszej weny :)
OdpowiedzUsuńŚliczne <3 Piękny styl pisania. Weny życzę :)
OdpowiedzUsuńSzokujące i ciekawe podejście do Igrzysk. Bardzo przyjemnie się czytało (o ile przyjemnym czytaniem można nazwać czytanie tak smutnego opowiadania). Weny Merrku! :D Czekam na Oszukując Samą Siebie 5/? :)
OdpowiedzUsuńOch super♡ naprawde fajny pomysl i fajnie napisane ;D no i czekamy teraz na Oszukujac sama siebie ♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i do zobaczenia ^,~
Niesamowicie piszesz! Przechodziły mnie ciarki gdy to czytałam... Wow, aż zabrakło mi słów a to nieczęsto się zdarza :D
OdpowiedzUsuńMnóstwa weny życzę!
Piękne. Doskonale oddajesz uczucia bohaterów.
OdpowiedzUsuńTo mnie poruszyło, serio.:(
Jak najwięcej weny! ^-^~
MERY, CUDOWNIE PISZESZ *.* *fanfary*
OdpowiedzUsuńco prawda nie podoba mi się ten pomysł... w sensie, że Katniss się nie zgłosiła i w ogóle, ale napisane przez ciebie jest po prostu genialne *.*
coś czuję, że ten komentarz będzie strasznie chaotyczny XD
dopiero teraz dodaję komentarz, bo poprzedni zniknął :O nie wiem czemu, chyba blogger mnie nie lubi ;_;
w każdym razie przepiękna miniaturka *.* smutna i tak dalej, ale cudowna *.*
no i tak naprawdę nie wiem, co tu mogę jeszcze napisać, bo nie zauważyłam ani jednego błędu :P
weny życzę! <3
do zobaczenia :*
i przy okazji zapraszam do siebie, bo przed chwilą dodałam króciutki rozdział XD (tak, w końcu!)
Lubię historie alternatywne, a ta jest udana i poruszająca. :) Czasem przyjmujemy poświęcenie Katniss za rzecz oczywistą, podczas gdy tak naprawdę nie można od nikogo wymagać takich ofiar. Katniss, która się nie zgłasza, twoja Katniss, nie jest przecież złym człowiekiem. A jeśli chodzi o Prim: nie wiem, czy to moja naiwność wyłazi, ale gdyby rzeczywiście miała wziąć udział w walce, wyobrażam sobie, że przetrwałaby dłużej. Małe dziewczynki bywają niepozorne i - jak Rue - potrafią zaskoczyć. ;)
OdpowiedzUsuńMiałam w głowie obraz, który wyglądał następująco - Prim robi wszystko to, co Katniss w oryginale. Tylko Katniss się obroniła przed rzuconym nożem pomarańczowym plecakiem, a Prim nie zdołała. Myślałam nad takim rozwiązaniem, jakie podałaś, ale wtedy zrobiłabym całe opowiadanie, a nie miniaturkę. Miało być krótko oraz emocjonalnie i mam nadzieję, że wyszło :) Dziękuję za miłe słowa!
UsuńA może ten nieszczęsny nóż nie trafiłby w Prim? ;)
UsuńMoże i nie, ale u mnie trafił XDDD
Usuńhihihi jakby co ja znam Merr
OdpowiedzUsuńwiec jezeli stanie sie ultramegaznana osoba to ja bede szpanować że to moja przyjaciółka hihi
zazdrośćcie mi lamusy!
genialnie :)
OdpowiedzUsuńPiękne, wspaniale to napisałaś :) Weny i wspaniałych pomysłów życzę, jak zawsze !
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wpadłaś na mojego bloga. Ja teraz będę często zagladać na twojego :D
Jak miło Cię znowu widzieć na blogosferze :")
UsuńNo więc... w ogóle nie przepadam za trylogią "Igrzyska Śmierci", której dwie ostatnie części były (z całym szacunkiem dla Suzanne Collins i wszystkich fanów) pisane troszkę na "pokaz", przynajmniej ja tak to odbieram :( Aczkolwiek pierwsza część to prawdziwe arcydzieło <3
OdpowiedzUsuńJednak Twoja wersja bardzo mi się spodobała. Naprawdę umiesz pisać wspaniałe opisy, szczególnie trafnie oddajesz uczucia bohaterów. Ogólnie miniaturka genialna, chociaż smutna *o* Prawie się popłakałam :'(
Pozdrawiam i czekam (tak jak chyba wszyscy ;D) na następną część OSS
Mądralińska ^^
super miniaturka !! uświadamia ,że poświęcenie Katniss nie jest takie oczywiste
OdpowiedzUsuńmega! <3 zaskakująco
OdpowiedzUsuńzapraszam w wolnej chwili do mnie ;)
http://opowiadanie-upadla.blogspot.com/
Chociaż wizja jest niesamowicie przerażająca, moim zdaniem, idealnie wpisuje się w charakter Katniss i w to jaki sposób zawsze ją odbierałam. Jedynie Gale... nie wiem. Wielokrotnie rozważałam taką wersję wydarzeń i nigdy nie "pozwalałam mu" nienawidzić Kotnej. To do niego nie pasuje. Chociaż może pozbył się co do niej złudzeń i...
OdpowiedzUsuńWłaśnie dostarczyłaś mi temat do rozmyślań na całą noc, więc dobranoc :)
Szaławiła.
Umarłam x.x
OdpowiedzUsuń-A.
Myśle, ze gdyby Katniss wtedy sie nie odezwała, to wlasnie tak by skończyła. Nie wybaczyłaby samej sobie. W i czesci ksiazki j lubiłam, późnej juz niekoniecznie, ale odważna była zawsze. Troche mi sie tutaj nie podobała syspropocja miedzy pierwsza częścią, czyli wyborem trybutow, a cała reszta. Tak ładnie skupiałas sie ma opisach uczuć i rozterkach Katniss w tej I czesci,a tak szybko pokazalas jej upadek, bo tak tl chyba mozna nazwać, w II, tak szybko pokazAlas smierc siostry... Ale ogolnie mi sie podobało, b.smutna wizja, ale wiekszosc ludzi zapewne by tak zrobiła. Co jest wlasciwie jescze smutniejsze.
OdpowiedzUsuńUważam, że naprawdę ładnie piszesz, nie robisz błędów itd., ale nie podobało mi się. Początek- Katniss chaotycznie opowiada o swoich uczuciach. Środek- wybierają Prim, a Katniss boi się za nią zgłosić. Koniec- wszyscy ją znienawidzili, a Prim umiera. Nie zgadzam się też z wieloma opiniami, że pierwsza część jest najlepsza. Dla mnie przeciwnie. Przeczytałam to w pięć minut i nawet się nie wzruszyłam. Jednak Twoje opowiadanie OSS jest świetne. Temu nie mam nic do zarzucenia. Życzę weny ♥♡♥ :-)
OdpowiedzUsuń~Rainbow Laura
Mega opisałaś uczucia bohaterów, ale jak wysłałaś Peete z Prim na Igrzyska to... Gale mógł być z Katniss, mógł ją wspierać... ja za bardzo się Peeta nie przejęłam... jasne jest ważną postacią... ale jakoś za nim nie przepadam... jasne toleruję go... można przyjąć że... nawet go lubię... ale to tylko można... od poczatku filmu trzymałam kciuki za Katniss i Gala
OdpowiedzUsuńPs. Mam nadzieję że nie ma zbyt wielu błędów
Ps2. Czekam na kolejną część OSS.
Ps3. Uwielbiam twoje opowiedania 😍
Jestem super! Komentuje to po 2 latach od wstawienia 😂
OdpowiedzUsuń