niedziela, 10 sierpnia 2014

Oszukując samą siebie. Rozdział 4.

Kiedy Annabeth Chase powiedziała, że może przestać kosić trawę i położyć się wcześniej spać, Argus pomyślał, że to żart. Pan D. nigdy by mu nie wybaczył, gdyby opuścił posterunek. Nienawidził, gdy jesienne porządki się przedłużały, a dzieciaki kręciły się pod Wielkim Domem, wytrącając go z równowagi. Dyrektora Obozu Herosów nie należało doprowadzać do gniewu. Problemem Argusa było jednak to, że i córki Ateny nie mógł rozeźlić. Mała półbogini, jeśli tylko chciała, potrafiła porządnie zaleźć mu za skórę. Strach przed Annabeth i świadomość, że jedna z jego ulubionych letniczek czeka sama w Nowym Jorku sprawiły, że Argus niechętnie odłożył kosiarkę do składziku i poszedł spać z myślą o czekającej go podróży. Po kilku godzinach snu władował się do pomarańczowej furgonetki. Droga upłynęła mu szybko i przyjemnie. Zwłaszcza, gdy trąbił na śmiertelników.
Po dotarciu na miejsce Argus uprzejmie nacisnął dzwonek do drzwi, czekając, aż córka Afrodyty otworzy mu drzwi i zaprosi do środka. Każdego lata dostawał jakieś ciastko albo drożdżówkę – taka nieoficjalna zapłata za przewóz. W końcu, jak sądził Argus, nie każdy mógł sobie pozwolić na ekskluzywną pomarańczową furgonetkę z własnym kierowcą.
To, co zobaczył na miejscu, całkowicie wyprowadziło go z równowagi.
Córka Afrodyty otworzyła drzwi, otaksowała Argusa od stóp do głów krytycznym spojrzeniem, po czym warknęła przez zaciśnięte zęby, że jego koszula wyszła z mody już dwa lata temu. Następnie bezpardonowo wręczyła mu do rąk fioletową walizkę, zatrzasnęła z hukiem drzwi oraz poszła prosto do furgonetki, nie odwracając się ani na sekundę. Argus stał przez chwilę skamieniały, niepewny, co powinien zrobić. Po chwili pokręcił z rozbawieniem głową. Wepchnął walizkę do furgonetki, po czym sam usiadł za kierownicą. Odpalając wóz, pochwycił w lusterku zbuntowaną minę córki Afrodyty. Dziewczyna wpatrywała się w nowojorskie ulice za oknem jakby chciała je wszystkie rozwalić. Co jakiś czas mruczała pod nosem greckie przekleństwa.
Cóż, pomyślał Argus. Przynajmniej nie jedziemy w ciszy.

Po godzinie siedzenia z założonymi rękami na tylnym siedzeniu Silena stwierdziła, że pora przestać bluźnić. Chociaż była wściekła, musiała się opanować. Ogarnął ją wstyd, że niegrzecznie potraktowała szefa ochrony Obozu Herosów, ale nie miała w tamtym momencie głowy do przeprosin. Kiedy zamknęła oczy, ogarnęła ją ciemność, a wraz z nią nadeszła fala nieprzyjemnych wspomnień.
Po odgadnięciu, że Maryse musiała grzebać w rzeczach ojca Sileny, dziewczyna postanowiła, że nie będzie się wtrącać. Coś ją niepokoiło w zachowaniu kobiety, ale wcześniej obiecała, że postara się być wyrozumiała. Dlatego zamknęła album, odłożyła wszystkie rzeczy na półkę i poszła się spakować. Ciągle czuła w ustach ledwie wyczuwalny smak popcornu, więc wypiła duszkiem jedną szklankę wody, po czym położyła się na kanapie w salonie, nie przebierając się nawet w piżamę.
Już po kilku chwilach zmęczenie i przeżycia tego wieczoru pchnęły ją w objęcia Morfeusza. Na nieszczęście Sileny, oprócz boga snów do jej głowy pragnął się dostać ktoś jeszcze.

- Kim jesteś? – zapytała Silena z wahaniem, patrząc w stronę zakapturzonej postaci. Dziewczyna miała wrażenie, że tajemnicza osoba uważnie lustruje ją niewidocznymi spod kaptura oczami. Przeszył ją dreszcz. Znała skądś tę sylwetkę.
Silena już od dawna nie miała świadomych snów. Z lekcji z Chejronem pamiętała, jakie są niebezpieczne dla półbogów. W ich umysły mogły się wdzierać potwory, pragnący manipulacji bogowie oraz fałszywi przyjaciele. Nie była pewna, którą z tych kategorii ma przed sobą, ale przeczuwała, że nie wyniknie z ich spotkania nic dobrego.
Silena mimo dzielącej ją od postaci odległości rozpoznała ją, gdy ta zsunęła kaptur. Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
- Mama?
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz widziała Afrodytę, ale wiedziała, że musiało upłynąć sporo czasu. Bogowie nie mieli prawa spotykać się ze swoimi dziećmi, by nie wykorzystywać ich przeciwko innym bóstwom. Wszyscy jednak znajdowali jakiś sposób, by się skontaktować ze swoim potomstwem; więź łącząca rodziców z dziećmi była zbyt silna.
Matka uśmiechnęła się do Sileny przyjaźnie, na co dziewczyna natychmiast odpowiedziała tym samym. Choć miały niewiele okazji do spotkań, zawsze wyczekiwała ich z niecierpliwością. Owszem, czasami bywały chwile zwątpienia, a nawet gniewu na ograniczone kontakty. Ale gdy widziała Afrodytę, nie potrafiła wygłosić na jej widok pięknej mowy o zaniedbaniach. Każdą chwilę trzeba było szanować jak nieoczekiwany skarb.
Bez wahania przebiegła dzielącą je odległość, wpadając w ramiona matki. Odetchnęła głęboko, wciągając w nozdrza zapach delikatnych perfum. Tkanina, z której zrobiono płaszcz z kapturem, przyjemnie otulała odsłonięte ramiona Sileny. Dziewczyna czuła na swoich plecach miarowy dotyk delikatnych palców matki. Odkąd ojciec zaczął spotykać się z Maryse, nie zaznała ani jednej chwili takiej czułości, jak podczas tego snu.
- Tak dawno cię nie widziałam – wyszeptała Afrodycie do ucha. Jak zwykle się rozkleiła, głos drżał jej niekontrolowanie.
- Wiem – odpowiedziała jedynie bogini. Znajomy tembr głosu rozbrzmiał w oczach Sileny jak chór dziewięciu Muz Apollina, choć coś jej w nim nie pasowało. Zwykle Afrodyta zwracała się do niej z ciepłem w głosie, chcąc naprawić stracony czas. Tym razem wygłosiła jedynie formułkę. Silena wtuliła się mocniej w matkę, zrzucając winę na przytępiające jej zmysły wydarzenia tego wieczoru.
- Tęskniłam.
Afrodyta płynnie wyswobodziła się z objęć Sileny, unikając odpowiedzi na pytanie. Dziewczyna próbowała doszukać się w jej twarzy znajomego uśmiechu czerwonych ust czy błyszczących szczęściem oczu, ale niczego nie znalazła.
- Ty nie? – zinterpretowała natychmiast milczenie bogini. Chciała usłyszeć od matki, że ta ją kocha i cieszy się, że w końcu widzi córkę. Że wyrosła i wypiękniała. Może nawet, że cieszy się z obejmowanego przez Silenę stanowiska grupowej Afrodyty, bo wie, że jest ono w dobrych rękach.
Tymczasem Afrodytę stać było jedynie na krótkie „wiem”. Silena miała wrażenie, jakby dostała butelką z perfumami w brzuch.
- Oh – ocknęła się bogini. – Ja tak.
- Co?
- Pstro – zachichotała Afrodyta, w przeciwieństwie do córki najwidoczniej ubawiona własnym żartem.
Silena zmarszczyła brwi ze zdziwienia. Nie była pewna, czy Afrodycie wypada jest mieć głupawkę jako starożytnemu bóstwu, odpowiedzialnemu za najważniejsze w życiu każdego człowieka uczucie – miłość. Przywołała w myślach jej ostatnie spotkanie z matką, podczas którego bogini wydawała się dość normalną osobą. Oprócz tego, że z przerażeniem w oczach kazała jej wyrzucić okropny żółty lakier do paznokci, nie sprawiała wrażenia pokręconej jak w tej chwili.
- Wydoroślałaś, skarbie – przerwała przedłużającą się ciszę Afrodyta.
- W przeciwieństwie do ciebie – mruknęła Silena pod nosem, a dodała głośniej: - tak jak radziłaś, zapuściłam włosy. Może dlatego wydaję się doroślejsza? Ostatnio czytałam artykuł, w którym pisali, że długie…
Afrodyta zatkała jej usta ręką.
- Damy nie czytają – powiedziała poważnym głosem. – Powinnaś mieć służkę, która będzie wybierać jedynie odpowiednie tematy przeznaczone dla twojej ślicznej buźki. Powinnaś uważać, bo popsujesz sobie wzrok, skarbie, a okulary w ogóle nie pasowałyby do twojej karnacji. A może powinnaś wypróbować zabarwione soczewki kontaktowe? Gdyby założyć ci na oczy kolor pomarańczowy, który rozjaśniłby ciemny brąz, wyglądałabyś jeszcze piękniej. – Afrodyta w końcu uwolniła usta Sileny, ale i tak nie dała jej dojść do słowa nawet na sekundę. – Na gacie Zeusa, co to ma być? Skarbie, czy ty masz wory pod oczami? Nie wolno mi wpuszczać herosów na Olimp, ale chyba będę musiała spróbować cię tam jakoś przemycić. Co powiesz na wizytę u Erato? Ostatnio znudziło jej się latanie z innymi Muzami po przyjęciach organizowanych przez Apolla, więc otworzyła mały salon piękności tuż pod naszym pałacem. Powiedziała mi w tajemnicy, że poezja miłosna przestała ją interesować odkąd zobaczyła, jaka Atena jest szczęśliwa, choć żyje samotnie. Poza tym od dawna miała słabość do kosmetyków. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie… Spytała mnie wtedy, gdzie może zdobyć jakąś dobrą odżywkę do włosów. Podobno Apollo wozi swoje Muzy w swoim odsłoniętym rydwanie, barbarzyństwo dla włosów! Nie chciałam być dla niej niemiła, ale miałam wrażenie, że na jej głowie widziałam słomę zamiast błyszczących kosmyków, jak powinno być. Nauczyłam ją, jak robić genialny ekstrakt z iskier pioruna Zeusa, który podziałał błyskawicznie. Oczywiście w pakiecie dostała ode mnie parę innych zaufanych przepisów, więc z pełną odpowiedzialnością mogę cię do niej zabrać na zabieg. Salony piękności śmiertelników nie zlikwidowałyby twoich siwych cieni pod oczami, ale Erato na pewno coś wymyśli. Szybko się uczy. Pamiętam, jak kiedyś…
Silena stała w oszołomieniu, wpatrując się w matkę jak w przybyły z kosmosu statek UFO. Afrodyta, choć pełna wdzięku i wysoka, przypominała jej nawijającego małego zielonego ludka z innej planety, który mówi niezrozumiale dla przeciętnych ziemskich jednostek. Nie znała takiej Afrodyty. Matka lubiła modę i plotki, ale Silena nie miała pojęcia, że aż tak. Współczuła mężowi matki, Hefajstosowi. Jeżeli tak wyglądała jego wieczna egzystencja, to nie dziwiła się, że wolał się zaszywać w swojej kuźni i rozmawiać z wynalazkami zamiast z bogami czy ludźmi.
- Mamo, przestań – poprosiła Silena. – Nieczęsto się widujemy, więc chciałabym wykorzystać ten czas jakoś lepiej niż na olimpijskie plotki.
- Jakże można go lepiej spożytkować? Nie znałam cię od tej strony, skarbie.
Silenie zrobiło się głupio. Nie wiedziała, w jaki sposób zasugerować matce, by ta powiedziała jej coś więcej o Maryse, skoro ta wolała gadać w nieskończoność o życiu na Olimpie. Silena pragnęła normalnego życia z dwojgiem rodziców, choć żyjących osobno. Zbyt często zapominała, że jej marzeń nie da się spełnić.
- Chciałabym cię prosić o przysługę.
- Czyli jednak decydujesz się na wizytę u Erato? – ucieszyła się Afrodyta, spoglądając na córkę z błyskiem w oku. – Nie pożałujesz, zobaczysz. Te okropne wory znikną w ciągu kilku godzin, może nawet mniej. Wywar z sowy powinien pomóc.
- Wywar z sowy? – Silena straciła wątek, wytrącona z równowagi. – Skąd bierzecie sowy?
- Atena ma ich pełno.
Silena wzięła głęboki oddech, przykładając jednocześnie zimną dłoń do czoła. Wizualizacja wywaru z sowy w jej głowie sprawiła, że chciała zwymiotować. Ledwo udawało jej się jeść kurczaka ze świadomością, że kiedyś biegał on po czyjejś fermie i jadł robale. Wzdrygnęła się na myśl szklanki pełnej sowiego napoju z wetkniętym dla ozdoby piórkiem. Afrodyta byłaby do tego zdolna, zwłaszcza z zagorzałą popleczniczką Muzą u boku.
- Chyba podziękuję – zaprotestowała słabym głosem.
- Będziesz żałować, ale trudno. Przynajmniej próbowałam – wzruszyła ramionami Afrodyta, po czym wyciągnęła przykryte długimi rękawami dłonie i zaczęła się krytycznie przypatrywać swoim paznokciom. – Co myślisz o tym kolorze, skarbie?
Silena przyjrzała się neonowemu różowi, krzywiąc się w duchu.
- Śliczny – zapewniła.
Afrodyta westchnęła, odrywając wzrok od swoich dłoni i przenosząc go na córkę. Silena uśmiechnęła się do matki, ale ta jedynie pokręciła głową ze smutkiem.
- Powinnam wysłać cię na kurs kłamania, bo jesteś w tym kiepska. Nie nadawałabyś się na aktorkę.
Dziewczyna spuściła głowę, zaciskając jednocześnie palce na materiale swojej bluzki. Chociaż nie było to czymś, co powinno się chwalić, uważała, że doskonale kłamie i ukrywa swoje tajemnice. Usłyszenie od matki, że wręcz przeciwnie, wprawiło ją w zakłopotanie oraz rozdrażnienie. Mogła jedynie mieć nadzieję, że Afrodyta wyczuła nieprawdę przez swoje nadludzkie zdolności. Silena miała wrażenie, że matka równie dobrze mogła siedzieć w tej chwili w jej głowie i śmiać się w duchu z tego, że nabrała córkę.
Silena spojrzała na Afrodytę oraz jej poważną minę, uświadamiając sobie, że jej teoria właśnie upadła. W dodatku matce najwidoczniej nie było ani trochę głupio. Stała spokojnie, otulona swoim burym płaszczem, jakby wypełniła swój obowiązek – powiedziała córce szczerze, że próbowała ją oszukać w zupełnie amatorski sposób.
- Może ja nie chcę zostać aktorką – powiedziała Silena, zbyt późno uświadamiając sobie, że wybrała najgorszą ripostę z możliwych.
- Świat na tym nie ucierpi, a może nawet zyska – stwierdziła bez skrupułów Afrodyta. – Zostałaś przeznaczona do bycia modelką, skarbie. Tylko najpierw te wory pod oczami, bo aparat lubi idealnie czyste buźki.
Silena nie zamierzała się poddawać ani wracać do tematów bliskim wywarowi z sowy.
- W takim razie kto byłby według ciebie lepszym aktorem? Drew? – wymówiła imię siostry wyzywającym tonem. Chciała, by matka zaprzeczyła, po czym przytuliła Silenę i powiedziała jej, żeby nie porównywała się do siostry, gdyż są dwiema różnymi osobami. Afrodyta jednak pokiwała energicznie głową, tym samym wpychając Silenę w jeszcze większe poczucie beznadziei.
- Drew jest naprawdę utalentowana. Poza nią wskazałabym tylko jedną osobę, która dzięki mnie może zajść daleko w branży aktorskiej – powiedziała z uśmiechem na ustach.
- Kogo? – spytała Silena, nim zdążyła ugryźć się w język. Bała się, że wywoła kolejny wywód Afrodyty.
- Drake’a Richardsona.
Znajome imię podziałało na Silenę jak wyjątkowo moce uderzenie pięścią w brzuch. Myślała, że po wieczornych rozmyślaniach uporała się już z tym tematem, ale wzmianka Afrodyty o jakimś chłopaku o tym samym imieniu sprawiła, że wszystko odżyło na nowo. Silena usiłowała sobie wmówić, że musi minąć więcej niż kilka godzin, by zagoić rozpościerającą się w jej sercu dziurę. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek przestanie ją boleć myśl o ciemnej uliczce w pobliżu kina i wydarzeniach, które miały tam miejsce.
Afrodyta wpatrywała się w Silenę uważnie, badając jej reakcję na imię chłopaka. Dziewczyna nie wiedziała, dlaczego jej matka wyraźnie czegoś od niej oczekuje. Kiedyś Afrodyta powiedziała jej, że obserwuje ją cały czas oraz chce jej dobra. W tym momencie nie mogła ze sobą połączyć pragnienia wszystkiego, co najlepsze dla Sileny z wymówieniem imienia osoby, która sprawiła jej tyle bólu. Dziewczyna uświadomiła sobie, że jeśli matka chciałaby jej bezpieczeństwa, uratowałaby ją w beznadziejnej sytuacji. Z drugiej strony, bogowie nie mogli ingerować w życie swoich dzieci, więc Afrodyta, nawet obserwując scenę z udziałem Drake’a, nie reagowałaby.
Jednak w Silenie odżyła mała nutka nadziei – może matka swoim niedorzecznym zachowaniem chciała ją pocieszyć? Rozmową o plotkach sprowadziłaby jej myśli na inne tematy, a wytknięciem niedociągnięć w strefie mówienia nieprawdy spowodowałaby mowę obronną Sileny, którą ta normalnie by wygłosiła.
Dlaczego jednak wypowiedziała jego imię? Mogła skłamać. Albo powiedzieć samo nazwisko.
- Znasz go, skarbie – powiedziała Afrodyta, pokazując swoje nieskazitelnie białe zęby w szerokim uśmiechu. Silenie mimowolnie przyszedł na myśl kot z Cheshire z „Alicji w Krainie Czarów” i jego wyszczerz. – Byłaś z nim nawet na randce.
Silena zamarła.
- Jak to? – wydusiła z siebie po chwili milczenia.
- Musiałam trochę podrasować wasz związek. Chłopak, namówiony czaromową, doskonale spisał się w swojej roli. Mogę go nawet nominować do Oscara, niech się poczuje doceniony – tym razem uśmiech nie sięgnął oczu Afrodyty, ale Silena była zbyt roztrzęsiona, by to zauważyć. Nie mogła uwierzyć, że jej matka mogła zrobić coś tak okropnego.
To musiała być pomyłka. Silena nie dopuszczała do siebie innego rozwiązania.
- Chyba się pomyliłaś – powiedziała z pewnością, której wcale nie miała. – Drake, z którym się dzisiaj spotkałam, nazywał się… - urwała. Nie znała nazwiska chłopaka.
- Drake Richardson, nieprawdaż? Czarne włosy, brązowe oczy, dość umięśniony, pracuje w Starbucksie.
Silenę zatkało. Niekontrolowanie zaczęły jej drżeć ręce.
- Jesteś… Jesteś… - Nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa. Wszystkie, które przychodziły jej na myśl, nie odzwierciedlały rozmiaru krzywdy wyrządzonej przez Afrodytę.
Czy właśnie tak miało wyglądać „niewtrącanie się w życie półbogów” oraz „nieingerowanie w ich życie”? Silena rozejrzała się w panice, poszukując jakiegokolwiek punktu zaczepienia, miejsca, gdzie mogłaby się ukryć. Widziała jednak tylko pusty korytarz i twarz matki przed sobą wykrzywioną w fałszywym uśmiechu. Cofała się powoli, krok po kroku, usiłując zapanować nad chcącym wyrwać się z jej gardła krzykiem. Afrodyta stała spokojnie, rękoma gładząc tkaninę swojego burego płaszcza. W normalnych okolicznościach Silena zadrwiłaby, że prawdopodobnie w najbliższym czasie takie okrycia staną się modowymi wyznacznikami całego świata, ale w tamtym momencie chciała jedynie uciec od niewinnego uśmiechu matki. Nie wyglądała na kogoś, kto zmanipulowałby niewinnego pracownika Starbucksa, by ten zgwałcił jej córkę.
A jednak, pomyślała Silena. W myślach słowa zabrzmiały jak oznaka przyjęcia okrutnej prawdy.
- Jestem Afrodyta – powiedziała radośnie bogini, udając, że nie widzi miarowego cofania się córki. W odpowiedzi zaczęła do niej podchodzić. – Pani miłości, urody, piękna, pożądania, kwiatów, słodyczy, uległości, płodności… Wymieniać dalej, skarbie?
- Zwariowałaś – skwitowała Silena lekko histerycznym tonem. Matka nie była świadoma, że nie chciała użyć jej imienia, a obraźliwego epitetu, który na długo zapadłby jej w pamięć.
- Jak każdy w tym nowoczesnym, pełnym pułapek świecie, skarbie – sentencjonalny ton nadał jej wypowiedzi powagi, która natychmiast została rozwiana: - dlatego my, bogowie, musimy trzymać losy ludzkości w swoich rękach.
Manipulując ludźmi i nasyłając gwałcicieli na swoje dzieci, dodała Silena w myślach. Prychnęła.
- Ludzkość ma pecha.
- Modowego na pewno.
- Nie zmieniaj tematu – warknęła Silena. Przestała się cofać; teraz zmierzała w stronę Afrodyty równym krokiem, zmniejszając dzielący ich dystans. – Dlaczego rozwalasz moje życie?! – krzyknęła matce prosto w twarz, gdy dotarła przed jej oblicze. – Dlaczego nasłałaś na mnie Drake’a? Dlaczego, chociaż masz mnie w dupie, chcesz mnie zniszczyć?
Afrodyta uśmiechnęła się pobłażliwie, ignorując dwa z trzech pytań. Nie zdawała sobie sprawy, do jakiego stanu doprowadziła córkę i jak bardzo ją zmieniła przez sytuację z Drakiem.
- Skarbie, ja ci nie rozwalam życia. Ja ci je ułatwiam.
Choć w głowie Sileny kotłowały się miliony myśli – głównie przekleństw – nie potrafiła znaleźć odpowiedniej riposty. Matka olewała ją przez większość życia, nie licząc krótkich spotkań. To Silenie zawsze zależało na utrzymywaniu więzi, to ona składała jej ofiary, paląc materiałowe bransoletki ku czci matki, to ona rozmawiała z nią, siedząc u kosmetyczki oraz zastanawiając się, jaki wybrać kolor do umalowania paznokci. Sądziła, że Afrodyta to doceni. Nie mogła się bardziej mylić. Nie wiedziała, co powinno wygrać – szacunek do matki jako starożytnej bogini i rodzicielki Sileny czy ogarniająca ją niechęć oraz jej wierni towarzysze, czyli rozżalenie oraz gniew.
- Ułatwiasz? – zdanie wypowiedziane przez Afrodytę tak wyprowadziło Silenę z równowagi, że jej głos urósł do pisku.
- Widzisz, skarbie – Afrodyta na chwilę zamilkła, jakby poszukiwała odpowiednich słów – bogowie nie mogą kontrolować życia swoich dzieci, ale mogą im pomagać poprzez śmiertelników. Ja wybrałam doskonałego aktora, Drake’a.
- I co chciałaś mi tym przekazać? – spytała Silena, siląc się na sarkastyczny ton. – Że chcesz się ze mną przespać?
Afrodyta zaniosła się perlistym śmiechem. Jej córka się skrzywiła; nie wiedziała, co matka widzi śmiesznego w tej sytuacji.
- Lubię wprowadzać nowe trendy, skarbie, ale nie aż tak radykalne – puściła oko w stronę Sileny, ale córka nie odpowiedziała jej żadnym gestem. – Poza tym, Hefajstos nie byłby zadowolony. Ostatnio stał się bardzo zaborczy. Mam wrażenie, że Atena znowu rozpowiada plotki o mnie i o Aresie, choć to już dawno skończone. Bogini mądrości mnie nienawidzi, to pewne! W każdym razie, Drake to jedynie narzędzie w moich smukłych dłoniach. Obserwowałam cię od dłuższego czasu i zauważyłam problemy, jakie sprawiała ci czaromowa. Jesteś grupową, skarbie, a na tym stanowisku brak znajomości mojego daru to hańba. Przedstawiciel mojego domku w Obozie Półkrwi musi go opanować. Wahałam się, czy nie przesłać do Chejrona gołębia z poleceniem, by to Drew zajęła twoje miejsce, ale postanowiłam dać ci jeszcze jedną szansę. Jak widzisz, opłaciło się!
W miarę jak Afrodyta dochodziła do sedna sprawy, Silena coraz mocniej zaciskała pięści, wbijając paznokcie w skórę, tym samym zostawiając na niej półksiężyce. Kiedy zastanawiała się przez długie godziny, jak rozpracować czaromowę i w końcu ją opanować, jej matka po prostu nasłała na nią gwałciciela. Szybko i prosto, bez zbędnych komplikacji. Miały zadziałać emocje i chęć ratowania własnego ciała.
W dodatku Afrodyta chciała ją odwołać z funkcji grupowej, zostawiając jej rodzeństwo w rękach Drew. Wrednej siostry, która traktowała ludzi jak będące na jej służbie przedmioty. Zupełnie jak Afrodyta – nieodrodna córka swej matki, manipulującej ludźmi kreatury.
To wszystko sprawiło, że Silena nie wytrzymała.
- To moja sprawa kiedy, gdzie i w jaki sposób nauczę się panować nad twoim głupim darem – rzuciła lodowatym tonem. – Nie masz prawa mieszać w moim życiu. Wracaj na Olimp i więcej się nie wtrącaj.
Afrodyta zbyła jej wybuch machnięciem ręki.
- Skarbie, nie denerwuj się tak. Wiedziałaś, że stres wysusza skórę? Masz szczęście, że Erato ma u siebie specjalny zabieg na takie sprawy. Poleciłam go ostatnio Atenie, wiesz jak ona zawsze dramatyzuje. Umówię cię na wizytę, jeżeli mi powiesz, kiedy ci pasuje.
- Nigdy – odparowała Silena. – Trzeba było się troszczyć o moją suchą skórę, zanim nasłałaś na mnie Drake’a. – Nawet na sekundę nie zastanawiała się nad tym, by spuścić z tonu. Gdy Drake ją uderzył, nie była nawet w połowie tak wściekła jak teraz.
Chłopak wzbudzał w Silenie strach przemieszany ze smutkiem i współczuciem dla jego tragicznej przeszłości. Gdy wiedziała już, dlaczego się tak dziwnie zachowywał oraz chciał ją skrzywdzić, pierwsze uczucie całkowicie się ulotniło. Uciekając z uliczki koło kina zastanawiała się nad jego postawą pełną skruchy. Skulona sylwetka nabierała zupełnie nowego znaczenia – odnajdywał siebie, a jego mózg odrzucał powoli czar Afrodyty. Matka Sileny była wszystkiemu winna. Drake został perfidnie zmanipulowany przez to, że dziewczyna nie potrafiła sobie poradzić z czaromową.
Patrząc na Afrodytę spod przymrużonych powiek, Silena czuła, jak wypełnia ją nieznane dotąd uczucie skierowane w stronę matki.
- W każdej chwili mogłam przecież odwołać polecenie – wzruszyła ramionami bogini. – Nic ci nie groziło.
- Jesteś pewna? Gdy bezkarnie mnie kopał, prawie łamiąc żebra, miałam wrażenie, że jednak znalazłam się w niebezpieczeństwie.
- Daj spokój. Przecież nie pozwoliłabym cię skrzywdzić, skarbie.
Z twarzy Afrodyty nie dało się nic wyczytać, więc Silena nie miała pewności, czy jej zapewnienia cechowała szczerość. Im dalej matka brnęła w swoje zapewnienia o dobru Sileny, tym bardziej dziewczyna traciła w nie wiarę.
Kiedy zobaczyła Afrodytę, naprawdę się ucieszyła. Powiedziała jej nawet, że tęskniła, tuląc się z czułością pełną niewypowiedzianych słów. Patrząc z perspektywy czasu, Silena miała wrażenie, że to jej zawsze zależało bardziej na ocieplonych kontaktach z matką niż samej bogini. Ona nigdy nie była wylewna, nie mówiła jej wprost o swoich uczuciach. Chociaż, według Sileny, to powinno stanowić dla niej coś naturalnego.
W przeciwieństwie do innych półbogów, dziewczyna wierzyła, że mimo matki-bogini może mieć pełną, choć rozdzieloną rodzinę. Nigdy nie przypuszczałaby, że jeden wieczór mógłby zniweczyć wszystkie wysiłki utrzymania drogich jej osób wokół siebie. Już nie chciała, by matka ją odwiedzała. Zraniła swoją córkę i niewinnego chłopaka, co mogło oznaczać tylko jedno – była taka sama, jak reszta olimpijskich egoistów.
- Więc czemu ci nie wierzę?
Ze zdziwieniem odkryła, że wzrok jej się zamazuje. Otarła łzy wierzchem dłoni z postanowieniem, że już nigdy więcej nie będzie płakać.
Afrodyta albo nie widziała chwilowego załamania Sileny, albo miała jej osobę głęboko w czterech literach.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała radośnie.
- Przestań zgrywać pokręconą! – krzyknęła Silena z rozdrażnieniem. – Zachowujesz się jak stereotypowa Afrodyta, która dba tylko o własny tyłek. Nawijasz w nieskończoność o moich workach pod oczami, chociaż ich wcale nie mam, oraz o zakładzie Erato! Jesteś moją matką, znam cię! Widziałyśmy się tylko kilka razy w moim całym życiu, ale nie wierzę, że to ty.
Afrodyta wyglądała na wstrząśniętą, jednak chwilę potem bezbrzeżne zdumienie zastąpił szeroki uśmiech. Silena opuściła ręce, poddając się.
- Skarbie, to ty przestań zgrywać pokręconą. Najpierw wyrażasz radość z naszego spotkania, potem na mnie bezpodstawnie napadasz, a teraz zarzucasz mi, że mam problemy z własną osobowością. Bogowie może i są czasami nieprzewidywalni, ale przy tobie jesteśmy jak niewinne baranki hasające po pastwiskach.
- Bezpodstawnie napadam? – Silena nawet nie zauważyła, że po raz kolejny powtarza z niedowierzaniem słowa matki. – Nasłałaś na mnie gwałciciela!
- Chłopaka, który miał ci pomóc opanować czaromowę – poprawiła Afrodyta.
Silenę zatkało.
- Zacznij nazywać rzeczy po imieniu – zasugerowała.
- Spuść z tonu, skarbie. To niegrzeczne odzywać się do matki w taki sposób. – Oczy Afrodyty ciskały gromy w stronę Sileny. Na dziewczynie ta zabawa w Zeusa nie zrobiła najmniejszego wrażenia. – Powinnaś brać przykład z Drew. Odwiedziłam ją kilka dni temu w Obozie Herosów i była zachwycona. Razem przygotowałyśmy jej zestawy ubrań na kilka dni, chociaż to bardzo trudne – westchnęła ze zrezygnowaniem, kręcąc głową. – Kiedy wymyślano obozowe koszulki, byłam pewna, że zostaną uszyte z dobrych materiałów. Elastyczne, choć niewyglądające jak worki na śmieci. Gdy jest zimno, materiał zachowuje ciepło ciała, a kiedy słońce świeci w najlepsze, przyjemnie chłodzi okrytą tshirtem skórę. Nie przewidziałam jednak, że wybrano ten okropny pomarańcz! W każdym razie Drew okazywała należny mi szacunek. Zawiodłam się na tobie, skarbie.
Silena z każdym wypowiadanym przez Afrodytę zdaniem coraz bardziej dygotała na całym ciele z wściekłości. Najpierw matka kazała jej się opanować, mając świadomość, jak bardzo skrzywdziła swoją córkę i Drake’a. Następnie znowu porównała ją do Drew. Była pewna, że w kwestii tak płytkiej jak dobór spodenek i butów do obozowej koszulki idealnie dogadała się z matką. Silenę ciekawiło, co by zrobiła jej siostra, gdyby się okazało, że matka nasłała na nią gwałciciela „dla jej dobra”.
Silena miała na końcu języka uwagę „to ja zawiodłam się na tobie”, ale wybrała dużo lepszą ripostę.
- Matka powinna mieć zdobyty szacunek dziecka – powiedziała powoli i dobitnie, cedząc każde słowo. – A ty go nie masz.
- Dałam ci szansę – odparowała Afrodyta. Silena wychwyciła ledwie dostrzegalną zmianę w jej głosie. Bogini nawet nie dodała swojego standardowego „skarbie” na końcu, co mogło oznaczać tylko jedno – dziewczyna osiągnęła zamierzony cel. Matka była tak samo wściekła jak ona.
- Jaką?! – głos Sileny urósł do krzyku.
- Pomogłam ci z czaromową.
- Nie pomaga się ludziom, krzywdząc innych.
Silena zacisnęła rozluźnione wcześniej pięści. Nie mogła uwierzyć, że jej matka uparcie nie chciała przyznać się do winy. Cały czas zasłaniała się dobrem córki jak tarczą.
- Ostatni raz powtarzam, sk… - Afrodyta urwała z wysiłkiem, po czym powróciła do zaczętej myśli: - że masz się uspokoić.
Było już jednak za późno. Biała kula gniewu urosła gdzieś we wnętrzu Sileny, rozbijając się teraz z wielkim hukiem. Dziewczyna, nie panując nad sobą, zrobiła duży krok w stronę matki i wymierzyła zaskoczonej bogini policzek. Krzyknęły w tym samym czasie.
Silena, w chwili, kiedy jej ręka dotknęła gładkiego policzka Afrodyty, zorientowała się, jakiego niewybaczalnego przewinienia się dopuściła. Przybrała pełen skruchy wyraz twarzy. Ze ściśniętym sercem przyjrzała się miejscu, w którym jej palce odcisnęły się na twarzy bogini, pozostawiając czerwony ślad. Powoli przeniosła wzrok na oczy matki; zobaczyła w nich nieokiełznany gniew. Tym samym przewidziała, co wkrótce miało się stać. Krzyknęła ponownie, rzucając się w bok.
Mimo zamkniętych oczu widziała przez powieki oślepiające światło. Skuliła się, przyciskając kolana do klatki piersiowej, chcąc ochronić jak największą część ciała przed palącą skórę prawdziwą postacią matki. Zwykle bogowie przybierali kształt śmiertelników, by nie ranić realnym blaskiem płynącym z ich nieśmiertelnej formy swoich dzieci. Silena wiedziała, że jeżeli Afrodyta przybrała swoją prawdziwą postać, musiała być na nią naprawdę wściekła. Z wzajemnością.
- Jak śmiesz?! – wykrzyknęła Afrodyta. W głowie Sileny eksplodował ból, wywołany zwielokrotnionym echem głosu matki. Miała wrażenie, jakby stało nad nią sto Afrodyt i krzyczało w jej stronę obelgi.
Mimo obezwładniającego ją przerażenia, Silena odkrzyknęła:
- Drake tak potraktował mnie, więc odpłacam się tym samym tobie!
- Nie będziesz mnie utożsamiać z byle śmiertelnikiem. – W głos Afrodyty wkradł się lodowaty ton.
- Masz rację – odpowiedziała Silena w podobnym stylu. – Nie zasługujesz na to.

Krzyknęła, gdy poczuła czyjś dotyk na swoim ramieniu. Otworzyła kurczowo zaciśnięte powieki, spoglądając z przerażeniem na stojącego w otwartych drzwiach samochodu Argusa. Zamknęła usta, przełykając ślinę, po czym odchrząknęła. Zanim się obudziła, musiała krzyczeć.
Ze zdziwieniem odkryła, że granica pomiędzy wspominaniem a oddaniem się w objęcia Morfeusza się zatarła. Miała jednak nieodparte wrażenie, że spotkanie z udziałem Afrodyty jeszcze nie raz wkradnie się w jej sny; koszmar poprzedniej nocy będzie powracał.

Senna mara, która okazała się prawdą.

5 komentarzy:

  1. Wreszcie coś dodałaś XD wiem wiem w wakacje ma się mniej czasu niż w roku szkolnym XD że cudo to chyba nie muszę już pisać enty raz XD
    Mam nadzieje że wakacje mijają zacnie i że po nich wrócisz natchniona weną ^^
    Pozdrawiam i do zobaczenia :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne!
    Biedna Silena... Tyle przeszła, a tu okazało się, że jej problemy spowodowała jej własna matka :c .Nie lubie bogów... Są tacy egoistyczni...
    Świetnie piszesz, ale to Ci już mówiłam ;) .
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :D
    Pozdrawiam i weny życzę,
    Sheila

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma to jak powrót do Internetów po wyjeździe. Czwarty rozdział!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :) Nie mogłam się doczekać!
    Muszę przyznać, że nigdy nie przepadałam (przepraszam tych, co ją lubią) Afrodyty... Ale napisałaś to genialnie!
    Za jedno przepraszam. Nawet nie wiesz jak mi odwala przy końcowym zdaniu: "Senna mara, która okazała się prawdą"
    Chyba powinnam przestać jeść tyle słodyczy, bo powoli zaczynam wariować :D
    I oczywiście będę czekać z niecierpliwością na kolejny rozdział XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak bardzo kochacie Merr za 4 roździały ?? O.o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Sory, ale to lekka przesada :/

      Usuń