piątek, 20 czerwca 2014

Oszukując samą siebie. Rozdział 3.

- Jak to?
Głos Annabeth odbijał się echem w głowie Sileny, potęgując jej ból. Musiała znaleźć w szafce z lekami coś, co by jej pomogło w uporaniu się z tym nieprzyjemnym uczuciem. Nie chciała ciągnąć dyskusji z przyjaciółką w nieskończoność, a na to właśnie się zanosiło. Annabeth wiedziała, że Silena nigdy nie wracała do Obozu poza wakacjami. Jako jedna z nielicznych zawsze przyjeżdżała do swojej kochającej rodziny, do czego herosi nie byli przyzwyczajeni; wszyscy wiedzieli, że płynąca w ich żyłach boska krew jest silniejsza niż więzy ze śmiertelnikami. Córka Afrodyty wolała nie wiedzieć, jakie czarne scenariusze pałętają się po głowie Annabeth. Co jednak mogło być gorsze od próby gwałtu?
- Nieważne, Ann. Po prostu chcę się z tobą zobaczyć osobiście.
Annabeth przyjrzała się jej sceptycznie. Znała Silenę jak własną kieszeń; oprócz tajemnic rodzinnych córki Afrodyty nie miały przed sobą żadnych sekretów. Nagle przyjaciółka wyłamała się ze schematu, co musiało dla Annabeth stanowić duży problem. Według Sileny próbowała brać na siebie za dużo spraw i je analizować, co, nawet jak na córkę Ateny, stanowiło przesadę. Kochała przyjaciółkę, ale czasem miała ją ochotę wyprowadzić na pola truskawek w Obozie Herosów i kazać pracować cały dzień bez myślenia o czymkolwiek prócz kopania grządki za grządką.
- Najpierw powiedz mi, co się stało – zażądała Annabeth.
- Osobiście – powtórzyła Silena. – Chcę się z tobą zobaczyć osobiście.
Annabeth wystawiła w stronę iryfonu wskazujący palec, co miało oznaczać, że Silena musi chwilę poczekać. Na chwilę zniknęła z jej zasięgu wzroku, a obraz ukazany na tęczy zalśnił błękitem nieba nad Obozem. Coś w sercu Sileny drgnęło z tęsknoty za tym znajomym miejscem, gdzie nikt by jej nie skrzywdził tak jak Drake. Czekając na Annabeth, z niecierpliwości zaczęła obgryzać paznokcie. Bolały ją żebra po kopnięciu chłopaka, szczypał policzek. Silena zerknęła w lustro i od razu się skrzywiła z niesmakiem. W niczym nie przypominała dziewczyny, która wyszła kilka godzin temu do parku. Już wiedziała, czemu Annabeth nie chciała odpuścić. Na policzku rozlewał się pokaźnej wielkości fioletowy siniak wzbudzający w niej odruchy wymiotne. Jeszcze nigdy nie miała tak oszpeconej twarzy. Gdyby jej matka ją teraz widziała…
W porównaniu do nieskazitelnie białych kafelek łazienki, Silena wyglądała, jakby przejechał po niej uwalanymi w błocie kołami traktor. Zawsze mówiła, że poziom czystości w centrum Nowego Jorku jest nie do przyjęcia, ale nie wiedziała, że aż tak. Zdecydowanie powinna się najpierw umyć, a potem przebrać. I wyrzucić ubrania, chociaż uwielbiała te białe leginsy, które teraz przypominały szarą ścierę do podłogi.
Gdy Silena miała wziąć się za obgryzanie paznokci u drugiej dłoni, Annabeth pojawiła się w zasięgu iryfonu i córka Afrodyty, speszona, gwałtownie odsunęła od siebie rękę.
- Argus przyjedzie po ciebie jutro o dziewiątej rano.
- Oh – wyjąkała Silena, lekko speszona. – Nie da rady dzisiaj?
Argus był szefem ochrony w Obozie Herosów. Dzięki nałożonej przez bogów tarczy osłaniającej to miejsce, w praktyce całe dnie zbijał bąki, siedząc pod sosną Thalii nazwanej na cześć córki Zeusa poległej podczas pierwszej wojny światowej. Zginęła, chroniąc Obóz przed atakiem uwolnionych przez przypadek przez śmiertelników gigantów, współpracując ze swoim ojcem. Legenda głosi, że Thalia swoją pozostałą energią życiową podtrzymuje nałożoną przez prezesa Rady Olimpu, Zeusa, tarczę. Nikt, oprócz Sileny, w to nie wierzył. Jeżeli ona mogła być córką starożytnego bóstwa miłości, które rozpętało swoimi zachciankami wojnę trojańską, to półbogini z ubiegłego wieku miała prawo żyć jako drzewo.
Argus pełnił bardziej funkcję honorową, co doprowadziło do tego, że Chejron mianował go również kierowcą. Na wezwanie starego centaura, nauczyciela w Obozie Herosów, wykonywał także prace ogrodnicze, czyścił broń, a czasem pomagał satyrom nakrywać do stołu w jadalni. Jego głównym zajęciem nadal było jednak granie w karty z dyrektorem Obozu, Panem D.
Annabeth pokręciła głową, uśmiechając się przepraszająco.
- To ostatnie dni jesieni, Sil. Tylko dlatego, że Argus się mnie boi, dałam radę go namówić na przejażdżkę do Nowego Jorku.
Gdyby Silena miała obok siebie Annabeth, uściskałaby ją z całej siły. Parsknęła śmiechem na tę nierozsądną myśl – w końcu po to do niej zadzwoniła, żeby móc to zrobić i w końcu się wygadać.
- Dzięki, Ann.
- Podziękujesz, jak przyjedziesz – córka Ateny uśmiechnęła się przebiegle, jednak jej oczy pozostały poważne. Choćby Silena niewiadomo jak się starała, nie mogła uniknąć pytań na temat jej wyglądu i siniaka na policzku. – Weźmiesz na siebie część moich obowiązków.
Córka Afrodyty zmarszczyła brwi, usiłując sobie przypomnieć czasy, kiedy musiała cokolwiek robić w Obozie poza uczęszczaniem na standardowe zajęcia. Szermierkę prowadzili starsi półbogowie, grekę przejęła Annabeth, kuchnią zajmowały się menady, a Chejron zarządzał wszystkim, co Pan D. ze względu na napady złego humoru olewał. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że wakacje w Obozie mogą się równać obowiązkom. A jednak Annabeth użyła tego słowa i najwidoczniej, sądząc po wyrazie jej twarzy, mówiła całkiem serio.
- Okay – powiedziała, przeciągając głoski.
Annabeth przewróciła oczami.
- Jeszcze się przekonasz, o co mi chodziło.
Przez chwilę wpatrywały się w siebie z uśmiechami na ustach. Zaprzyjaźniły się, gdy miały po jedenaście lat, i od tamtej pory potrafiły porozumiewać się bez słów. Silena i Annabeth, Annabeth i Silena. Rozdzielić potrafił je tylko chłopak Annabeth, Percy Jackson.
- Muszę lecieć – powiedziała nagle Annabeth, wpatrując się w coś po jej lewej stronie, co znajdowało się poza zasięgiem iryfonu. – Dobranyks!
Silena tylko pokręciła głową na to wspomnienie z dzieciństwa. Powiedziała „dobranyks” do Annabeth, kiedy pierwszy raz odprowadzała przyjaciółkę do domku Ateny po wspólnej wyprawie nad jezioro. Sądziła, że śmiertelnicy używają zwykłego „dobranoc”, a półbogowie zastępują noc boginią nocy, legendarną Nyks. Spaliła się ze wstydu, kiedy Annabeth zaczęła się z niej śmiać. Nigdy nie mogła zrozumieć, czemu córka Ateny po tylu latach nadal ją tym denerwowała.
- Dobranoc – poprawiła ją delikatnie i wyjęła tamujący upływ wody korek. Odbijająca się od kropel wody piękna tęcza zniknęła, pozostawiając nieskazitelną biel łazienki nienaruszoną oraz stojącą pośrodku dziewczynę w brudnym ubraniu.
W końcu, po kilku minutach wpatrywania się w białe kafelki, Silena ocknęła się i wyszła z toalety, gasząc po drodze wszystkie powciskane kontakty. Ciemność działała uspokajająco na bolącą głowę, przynosząc zmęczonym oczom ukojenie od napierających na nie iskierek światła. Podpierając się o ściany, przeszła przez wąski korytarz. Powoli oczy przyzwyczajały się do panującego wszędzie mroku, a Silena zaczęła rozróżniać zarysy poszczególnych mebli, za którymi kłębiła się nieprzenikniona ciemność.
Przecięła przedpokój i weszła do kuchni. Pośród głuchej ciszy rozległy się trzaski otwieranych lub zamykanych szafek oraz szuflad, w jakich tylko mogła kryć się upragniona apteczka. Odgłosy obijały się po głowie córki Afrodyty, motywując ją do jeszcze szybszych poszukiwań. W końcu powitała radosnym okrzykiem znajome pudełko.
Silena postawiła je na kuchennym blacie, wyjmując ze środka małą, nieoznakowaną buteleczkę. Zachowała połowę jej zawartości na czarną godzinę. Chociaż miała świadomość, że nie powinna nadużywać znajdującego się w niej nektaru, nie mogła pozwolić, by Annabeth widziała, jak krzywi się z bólu przy każdym uśmiechu oraz syczy, robiąc jedynie mały krok. Mimo to wzięła buteleczkę do rąk z nabożną czcią. Boska krew płynąca w żyłach herosów pozwalała im na spożywanie nektaru, ale jego nadmierne wykorzystywanie mogło być tragiczne w skutkach. Na lekcjach w Obozie Herosów Chejron pokazywał nawet słoiczek ze sproszkowanym ciałem półboga, który nadużywał napoju bogów. Od tamtej pory buteleczki przestały znikać ze skrzydła szpitalnego. Wizja pozostania w Obozie w postaci kupki popiołu była gorsza od chwili bólu spowodowanej przez skaleczenie spiżowym sztyletem.
Silena wróciła po własnych śladach do łazienki. Bała się ponownego widoku fioletowej plamy na policzku, ale musiała zapalić światło, żeby móc nałożyć nektar i obserwować jego działanie. Zobaczywszy swoją brudną twarz w lustrze, wzdrygnęła się. Gdyby Drew ją teraz zobaczyła, miałaby satysfakcję do końca swojego wrednego życia, a na to Silena nie mogła pozwolić. Przez lata przebywania z Drew w jednym domku siostrzana miłość gdzieś wyparowała, o ile kiedykolwiek istniała. Jak mawiał Will Solace od Apolla - „haiku można zmienić, rodziny nie”. Dzieciaki zwariowanego boga na rydwanie zazwyczaj nie wygłaszały mądrości życiowych, ale tym razem Will trafił w sedno sprawy. Niestety, Drew wpisywała się w kategorię „rodzina”, a nie „haiku”, więc Silena nie miała zbyt wiele do gadania. Mogła się jedynie cieszyć, że nie jest całoroczną i musi znosić siostrę jedynie dwa miesiące w roku. Tym razem miała ją zobaczyć poza wakacjami i nie była pewna, czy tego chce. Na szczęście przyjaciół mogła sobie sama dobierać, dzięki czemu wiedziała, że ma w nich stuprocentowe wsparcie, które się przydawało przy publicznych kłótniach z Drew.
Silena postanowiła się wykąpać, by pozbyć się wszystkich cielesnych śladów pozostałych po feralnym wieczorze. Na srebrnym kranie widziała odbicie swoich ciemnych oczu, nadal zasnutych lękiem. Wydawało jej się, że czuje na plecach czyjś wzrok, ale gdy się odwróciła zobaczyła jedynie pustą ścianę i jasne drzwi. Zrugała się w duchu za przewrażliwienie. Przecież jedynie dlatego, że Drake okazał się zboczeńcem, nie mogła zwariować i myśleć, że na każdym kroku ktoś się na nią czai. Zawahała się na sekundę, zastanawiając się, czy zamknęła za sobą drzwi do mieszkania. Przywołała w pamięci dźwięk zamykanego zamka i odetchnęła z ulgą. Zatkała odpływ wody, przekręciła kurek i wpatrywała się w lecący z kranu strumień, wsłuchując się w kojący dźwięk płynącej wody.
Czekając aż wanna napełni się wrzątkiem, zdjęła ubranie i wyrzuciła je do kosza. Przez chwilę biła się z myślami, przyglądając się torebce. W końcu z sentymentu odniosła ją do pralni, oszczędzając jedyną rzecz łączącą ją z brudną uliczką niedaleko kina. Gdy Silena wróciła do łazienki, woda sięgała już połowy wanny, nad którą unosiła się para. Przekręciła kurek w stronę zimnej wody, żeby wyrównać temperaturę. Ręką przemieszała wodę, parząc wrażliwą skórę i zostawiając na niej czerwone ślady, które Silena ignorowała. Po przeżyciach tego wieczoru bardziej niż pieczący policzek czy pogruchotane żebra bolało ją serce. Chociaż Drake został sam w ciemnej uliczce nadal miała wrażenie, że widzi przed sobą jego twarz i czuje delikatny dotyk pocałunku z kina, co napawało ją nieustannym żalem. Usta wykrzywione w uśmiechu. Blask w oczach, kiedy rozmawiali. Ciepło jego kurtki, kiedy szli na seans. A potem diametralna zmiana, brutalność, cienie przeszłości. Silena nie mogła sobie wybaczyć, że wcześniej tego nie zauważyła. Nawet jeżeli chciała go jedynie wykorzystać, powinna była zachować przy tym odrobinę ludzkich odruchów i nie dać się zaskoczyć. Nie po to trenowała przez lata walkę z potworami, żeby dać się molestować śmiertelnikowi. Zwykłemu chłopakowi, do którego mimowolnie poczuła coś więcej niż powinna. Teraz, wpatrując się w lustrze w swoją twarz, zastanawiała się, czy to ta sama dziewczyna co kilka godzin temu. Czemu żałowała Drake’a? Czemu smuciło ją wspomnienie skulonej sylwetki w ciemnej uliczce, chociaż skrzywdził ją jak nikt inny?
Silena po raz kolejny skarciła się w duchu. Nie powinna o nim myśleć.
Weszła gwałtownie do wanny, wylewając nalaną po brzegi wodę na podłogę. Gorąca ciesz piekła całe jej ciało, dzięki czemu Silena choć na chwilę mogła oderwać myśli od Drake’a. W magiczny sposób oblewający jej ciało wrzątek przyniósł ze sobą falę rozprężenia. Silena wykrzywiła twarz w grymasie, pozwalając w końcu łzom wydostać się spod powiek. I tak była cała mokra; kilka kropel więcej nie stwarzało niebotycznej różnicy. Białe kafelki zamieniły się w niewyraźne plamy naznaczone czarnymi kreskami pociągniętych tuszem rzęs. Z piersi Sileny wyrwał się rozpaczliwy szloch. Dopiero teraz mogła wyrzucić z siebie skumulowane w jej wnętrzu emocje. W pewnym sensie cieszyła się, że jej ojciec jest u Maryse. Nie wiedziała, co by zrobił, gdyby zobaczył ją w tym stanie.
Poruszyła się niespokojnie w wannie, mącąc nieskazitelną do tej pory taflę wody. Dotarła do niej z całą mocą świadomość, że cudem uniknęła gwałtu. Co by się mogło stać, gdyby w jej żyłach nie płynęła boska krew? Gdyby jej matką nie była bogini miłości, która przekazała dar czaromowy swoim dzieciom? Gdyby Silena nie użyła jej w ostatniej chwili? Zamknęła oczy, żeby zatamować strumień łez. Wolała nie znać odpowiedzi, choć ta błąkała się w jej umyśle, nie dając spokoju.
Najgorszą rzeczą dla córki Afrodyty okazała się jednak świadomość, że mogła uniknąć tej okropnej sytuacji. Powinna była zaakceptować zaproszenie Maryse przekazane jej nie przez ojca. Kochała go najbardziej na świecie, a nieustannie raniła. Bała się, że go straci, więc naturalnie odtrąciła od razu osobę z zewnątrz, która wtargnęła do ich życia. Silena przywołała w swojej głowie obraz Maryse mówiącej, że jest rozpieszczonym bachorem. Brutalna prawda wygłoszona przez obcą kobietę przekreśliła szanse na wszelką sympatię do niej względem Sileny. A gdyby Maryse miała rację? Może po prostu taki typ charakteru – mówi prosto z mostu to, co myśli. Chociaż prawda boli, zawsze jest lepsza od kłamstwa.
Silena otarła łzy z twarzy i wyskoczyła z wanny. Zadawała sobie za dużo pytań, na które znała już odpowiedzi. Gdy wytarta i ubrana w świeżą koszulkę do spania wychodziła z łazienki, woda była jeszcze ciepła.
W porównaniu do wypełnionej parą łazienki reszta mieszkania wydawała się wyziębiona, więc Silena przeszła do salonu i zabrała z krzesła swoją ulubioną fioletową bluzę. Miękki materiał przyjemnie łagodził podrażnioną skórę. Z radością wymalowaną na twarzy zarzuciła kaptur na głowę, wtulając policzek w jego wnętrze. Ojciec kupił jej tę bluzę na piętnaste urodziny, zaledwie dwa lata temu. Tak niedawno, a zarazem jakby w zamierzchłych czasach. Owinęła się materiałem, żeby ochronić się przed zimnem, po czym udała się do pomieszczenia na samym końcu długiego korytarza. Gabinet ojca.
Królem pokoju był ogromny monitor przymocowany setką kabli do rozmaitych urządzeń, których Silena nie potrafiła nawet nazwać. Pokręciła ze zrezygnowaniem głową na widok gromadzących się pośród nich pajęczyn, uśmiechając się kpiąco pod nosem. Ojciec nigdy nie zważał na takie szczegóły. Pomalowane na szaro ściany nadawały gabinetowi pełen dostojeństwa wygląd, zgodny z przeznaczeniem pokoju. To tutaj powstawały najgenialniejsze projekty ojca, które następnie odkładał do przeznaczonych na nie segregatorów. Teraz Silena podeszła do jednej z piętrzących się pod lewą ścianą szafek i przesunęła plik papierów, by wydobyć z głębi półki trzy oprawione w brązową skórę albumy. Pamiętała jak wiele razy myszkowała w rzeczach ojca. Gdy była mała, pozwalał jej się nawet bawić nieudanymi projektami, ale niedługo potem dorosła i miejsce stalowych segregatorów w jej życiu zajęły kolorowe kosmetyki. Czasami żałowała, że nie może cofnąć się w czasie. Może gdyby z upływem lat nie zniknęła łącząca ich porozumiewawcza nić, mogłaby z nim poważnie porozmawiać o całej sytuacji z Maryse i raz na zawsze pozbyć się uprzedzeń. Byłaby nawet w stanie wyjawić swoje podłe kłamstwo i opowiedzieć o dwulicowości Drake’a! „Mogłaby”. „Byłaby w stanie”. Silena nienawidziła trybu przypuszczającego.
Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się do wyjętych albumów. Otarła po raz ostatni ręką łzy, wreszcie zdolna, by wziąć się w garść i przestać płakać. Nie powie ojcu, ale zwierzy się Annabeth. Nie pozwoli, by jej ukrywanie wszystkiego w sobie zniszczyło kolejną relację, na której jej zależało.
Silena wzięła na ręce trzy potężne zbiory fotografii, stękając z wysiłku. Nie wiedziała, że wspomnienia niosą ze sobą aż tak wielki ciężar. Z trudem doniosła wszystko do swojej sypialni i rzuciła na łóżko. Wpakowała się pod zieloną pościel, oparła się wygodnie o postawioną poduszkę oraz ugięła nogi w kolanach, by móc oprzeć na udach pierwszy otworzony album. Przekartkowała go szybko, ale, tak jak pamiętała, zawierał jedynie zdjęcia z wczesnego dzieciństwa. Ze wszystkich patrzyła na nią oczami barwy czekolady mała, roześmiana Silena, która jeszcze nie wiedziała, że jej matką jest bogini miłości. Ojciec uwielbiał fotografować swoją córkę.
Kolejny album zawierał poszczególne etapy dorastania Sileny. Zdjęcia umieszczone w srebrnych rameczkach były już poprzecierane przy brzegach. Silena uwielbiała przeglądać tę kolekcję. Za każdym razem doszukiwała się zmian w swoim wyglądzie, z wiekiem coraz bardziej widocznych. Teraz jednak odłożyła album, po czym wzięła do ręki ostatni. Otworzyła go na pierwszej stronie, czekając, aż zobaczy jedną z ukochanych fotografii, zrobioną w siedemnaste urodziny, na której obydwoje z ojcem uśmiechają się do aparatu, obejmując się jak za starych, dobrych czasów.
W tym problem, że fotografii nie było.
Silena wydała z siebie cichy okrzyk zdumienia. Przeglądała ten album miesiąc temu, kiedy zdjęcie jeszcze znajdowało się na swoim miejscu. Teraz srebrna ramka była pusta. Przejrzała w pośpiechu inne strony, doszukując się jakiś innych zgub, ale ktoś przeglądający ten album wziął tylko jedno zdjęcie. Tylko czemu musiał wybrać akurat jej ulubione?
Silena z wściekłością zrzuciła album na podłogę. Miała nieuzasadnione przeczucie, że to nie ojciec zabrał zdjęcie. A to mogło oznaczać tylko jedno.

Maryse.

9 komentarzy:

  1. Czytałam już to ,ale warto skomentować i z motywować . Nie mogę doczekać się rozmowy z Afrodytą . Wydaje mi ,że coś zmieniłaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba.
    Nie jestem jakąś fanką ff, ale twoje jest genialne!
    Nie czytałam go wcześniej...
    Czekam na następny rozdział!! C;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest trzeci rozdział OSS! Czytałam to milion razy, ale i tak to kocham!!! Czekam na 4 część XD

      Usuń
    2. Ups. Sory. Nie miało być w odpowiedziach, ale już trudno. *U*

      Usuń
  3. Wiesz co świetne ale tego chyba nie muszę już mówić co nie, tylko czytam to już kolejny raz i czekam na kolejne nowe opowiadania *,*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałem cię do Liebster Blog Award.
    http://percy-j-story.blogspot.com/2014/07/nominacje-do-liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Bogowie, Mercia, czasem myślę, że cię nienawidzę .-. Znaczy, stap xD Napisałaś trzy rozdziały, założyłaś nowego bloga, i dajesz sobie dwa miesiące przerwy, publikując je w odstępach czasowych. Z punktu czytelnika- chamstwo. Ale pewnie zrobiłabym tak samo xD Nareszcie NARESZCIE jest ten trzeci rozdział, a po nim będzie jakaś nówka <3 Yay. Pewnie zanim się pojawi ja wyjadę na mój Miesiąc w Głuszy :') Fajnie. Tak czy siak należy się zameldować, jestem, czytam- dopiero od tego momentu, bo na tym skończyłam kiedyś tam.
    Twój Seler pozdrawia itp. xD *anonim bo nie chcę się logwać lol xDD*
    http://pechowa-czworka-percyjackson-f-fc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Merr złotko ( XD) ile można czekać?
    Piszesz świetnie więc czekam i czekam i czekać będę :D bo pod względem opowiadań jesteś boska XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Jej...
    Jak ty to robisz, że tak świetnie piszesz? Tak profesjonalnie i w ogóle...
    Czekam na następny rozdział!
    A i jeszcze jedna sprawa... Zaczęłam czytać kiedyś Twoje Percabeth, ale nie skończyłam - jakoś tak wyszło. To było... no cóż... dawno. A teraz chce wrócić, przeczytać, bo wakacje i więcej czasu, a tu nie ma! Wstaw jak najszybciej pdf, proszę :) .
    (Trochę nieskładny ten mój komentarz :P )

    Weny życzę i pozdrawiam!
    Sheila

    OdpowiedzUsuń