- Jak to?
Głos Annabeth
odbijał się echem w głowie Sileny, potęgując jej ból. Musiała znaleźć w szafce
z lekami coś, co by jej pomogło w uporaniu się z tym nieprzyjemnym uczuciem.
Nie chciała ciągnąć dyskusji z przyjaciółką w nieskończoność, a na to właśnie
się zanosiło. Annabeth wiedziała, że Silena nigdy nie wracała do Obozu poza
wakacjami. Jako jedna z nielicznych zawsze przyjeżdżała do swojej kochającej
rodziny, do czego herosi nie byli przyzwyczajeni; wszyscy wiedzieli, że płynąca
w ich żyłach boska krew jest silniejsza niż więzy ze śmiertelnikami. Córka
Afrodyty wolała nie wiedzieć, jakie czarne scenariusze pałętają się po głowie
Annabeth. Co jednak mogło być gorsze od próby gwałtu?
Annabeth
przyjrzała się jej sceptycznie. Znała Silenę jak własną kieszeń; oprócz
tajemnic rodzinnych córki Afrodyty nie miały przed sobą żadnych sekretów. Nagle
przyjaciółka wyłamała się ze schematu, co musiało dla Annabeth stanowić duży
problem. Według Sileny próbowała brać na siebie za dużo spraw i je analizować,
co, nawet jak na córkę Ateny, stanowiło przesadę. Kochała przyjaciółkę, ale
czasem miała ją ochotę wyprowadzić na pola truskawek w Obozie Herosów i kazać
pracować cały dzień bez myślenia o czymkolwiek prócz kopania grządki za
grządką.
- Najpierw
powiedz mi, co się stało – zażądała Annabeth.
- Osobiście –
powtórzyła Silena. – Chcę się z tobą zobaczyć osobiście.
Annabeth
wystawiła w stronę iryfonu wskazujący palec, co miało oznaczać, że Silena musi
chwilę poczekać. Na chwilę zniknęła z jej zasięgu wzroku, a obraz ukazany na
tęczy zalśnił błękitem nieba nad Obozem. Coś w sercu Sileny drgnęło z tęsknoty
za tym znajomym miejscem, gdzie nikt by jej nie skrzywdził tak jak Drake.
Czekając na Annabeth, z niecierpliwości zaczęła obgryzać paznokcie. Bolały ją
żebra po kopnięciu chłopaka, szczypał policzek. Silena zerknęła w lustro i od
razu się skrzywiła z niesmakiem. W niczym nie przypominała dziewczyny, która
wyszła kilka godzin temu do parku. Już wiedziała, czemu Annabeth nie chciała
odpuścić. Na policzku rozlewał się pokaźnej wielkości fioletowy siniak
wzbudzający w niej odruchy wymiotne. Jeszcze nigdy nie miała tak oszpeconej
twarzy. Gdyby jej matka ją teraz widziała…
W porównaniu
do nieskazitelnie białych kafelek łazienki, Silena wyglądała, jakby przejechał
po niej uwalanymi w błocie kołami traktor. Zawsze mówiła, że poziom czystości w
centrum Nowego Jorku jest nie do przyjęcia, ale nie wiedziała, że aż tak.
Zdecydowanie powinna się najpierw umyć, a potem przebrać. I wyrzucić ubrania,
chociaż uwielbiała te białe leginsy, które teraz przypominały szarą ścierę do
podłogi.
Gdy Silena
miała wziąć się za obgryzanie paznokci u drugiej dłoni, Annabeth pojawiła się w
zasięgu iryfonu i córka Afrodyty, speszona, gwałtownie odsunęła od siebie rękę.
- Argus
przyjedzie po ciebie jutro o dziewiątej rano.
- Oh –
wyjąkała Silena, lekko speszona. – Nie da rady dzisiaj?
Argus był
szefem ochrony w Obozie Herosów. Dzięki nałożonej przez bogów tarczy
osłaniającej to miejsce, w praktyce całe dnie zbijał bąki, siedząc pod sosną
Thalii nazwanej na cześć córki Zeusa poległej podczas pierwszej wojny
światowej. Zginęła, chroniąc Obóz przed atakiem uwolnionych przez przypadek
przez śmiertelników gigantów, współpracując ze swoim ojcem. Legenda głosi, że
Thalia swoją pozostałą energią życiową podtrzymuje nałożoną przez prezesa Rady
Olimpu, Zeusa, tarczę. Nikt, oprócz Sileny, w to nie wierzył. Jeżeli ona mogła
być córką starożytnego bóstwa miłości, które rozpętało swoimi zachciankami
wojnę trojańską, to półbogini z ubiegłego wieku miała prawo żyć jako drzewo.
Argus pełnił
bardziej funkcję honorową, co doprowadziło do tego, że Chejron mianował go
również kierowcą. Na wezwanie starego centaura, nauczyciela w Obozie Herosów,
wykonywał także prace ogrodnicze, czyścił broń, a czasem pomagał satyrom
nakrywać do stołu w jadalni. Jego głównym zajęciem nadal było jednak granie w
karty z dyrektorem Obozu, Panem D.
Annabeth
pokręciła głową, uśmiechając się przepraszająco.
- To ostatnie
dni jesieni, Sil. Tylko dlatego, że Argus się mnie boi, dałam radę go namówić
na przejażdżkę do Nowego Jorku.
Gdyby Silena
miała obok siebie Annabeth, uściskałaby ją z całej siły. Parsknęła śmiechem na
tę nierozsądną myśl – w końcu po to do niej zadzwoniła, żeby móc to zrobić i w
końcu się wygadać.
- Dzięki, Ann.
-
Podziękujesz, jak przyjedziesz – córka Ateny uśmiechnęła się przebiegle, jednak
jej oczy pozostały poważne. Choćby Silena niewiadomo jak się starała, nie mogła
uniknąć pytań na temat jej wyglądu i siniaka na policzku. – Weźmiesz na siebie
część moich obowiązków.
Córka Afrodyty
zmarszczyła brwi, usiłując sobie przypomnieć czasy, kiedy musiała cokolwiek
robić w Obozie poza uczęszczaniem na standardowe zajęcia. Szermierkę prowadzili
starsi półbogowie, grekę przejęła Annabeth, kuchnią zajmowały się menady, a
Chejron zarządzał wszystkim, co Pan D. ze względu na napady złego humoru
olewał. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że wakacje w Obozie mogą się równać
obowiązkom. A jednak Annabeth użyła tego słowa i najwidoczniej, sądząc po
wyrazie jej twarzy, mówiła całkiem serio.
- Okay –
powiedziała, przeciągając głoski.
Annabeth
przewróciła oczami.
- Jeszcze się
przekonasz, o co mi chodziło.
Przez chwilę
wpatrywały się w siebie z uśmiechami na ustach. Zaprzyjaźniły się, gdy miały po
jedenaście lat, i od tamtej pory potrafiły porozumiewać się bez słów. Silena i
Annabeth, Annabeth i Silena. Rozdzielić potrafił je tylko chłopak Annabeth,
Percy Jackson.
- Muszę lecieć
– powiedziała nagle Annabeth, wpatrując się w coś po jej lewej stronie, co
znajdowało się poza zasięgiem iryfonu. – Dobranyks!
Silena tylko
pokręciła głową na to wspomnienie z dzieciństwa. Powiedziała „dobranyks” do
Annabeth, kiedy pierwszy raz odprowadzała przyjaciółkę do domku Ateny po
wspólnej wyprawie nad jezioro. Sądziła, że śmiertelnicy używają zwykłego
„dobranoc”, a półbogowie zastępują noc boginią nocy, legendarną Nyks. Spaliła
się ze wstydu, kiedy Annabeth zaczęła się z niej śmiać. Nigdy nie mogła zrozumieć,
czemu córka Ateny po tylu latach nadal ją tym denerwowała.
- Dobranoc –
poprawiła ją delikatnie i wyjęła tamujący upływ wody korek. Odbijająca się od
kropel wody piękna tęcza zniknęła, pozostawiając nieskazitelną biel łazienki
nienaruszoną oraz stojącą pośrodku dziewczynę w brudnym ubraniu.
W końcu, po
kilku minutach wpatrywania się w białe kafelki, Silena ocknęła się i wyszła z
toalety, gasząc po drodze wszystkie powciskane kontakty. Ciemność działała
uspokajająco na bolącą głowę, przynosząc zmęczonym oczom ukojenie od
napierających na nie iskierek światła. Podpierając się o ściany, przeszła przez
wąski korytarz. Powoli oczy przyzwyczajały się do panującego wszędzie mroku, a
Silena zaczęła rozróżniać zarysy poszczególnych mebli, za którymi kłębiła się
nieprzenikniona ciemność.
Przecięła
przedpokój i weszła do kuchni. Pośród głuchej ciszy rozległy się trzaski
otwieranych lub zamykanych szafek oraz szuflad, w jakich tylko mogła kryć się
upragniona apteczka. Odgłosy obijały się po głowie córki Afrodyty, motywując ją
do jeszcze szybszych poszukiwań. W końcu powitała radosnym okrzykiem znajome
pudełko.
Silena postawiła
je na kuchennym blacie, wyjmując ze środka małą, nieoznakowaną buteleczkę.
Zachowała połowę jej zawartości na czarną godzinę. Chociaż miała świadomość, że
nie powinna nadużywać znajdującego się w niej nektaru, nie mogła pozwolić, by
Annabeth widziała, jak krzywi się z bólu przy każdym uśmiechu oraz syczy,
robiąc jedynie mały krok. Mimo to wzięła buteleczkę do rąk z nabożną czcią.
Boska krew płynąca w żyłach herosów pozwalała im na spożywanie nektaru, ale
jego nadmierne wykorzystywanie mogło być tragiczne w skutkach. Na lekcjach w
Obozie Herosów Chejron pokazywał nawet słoiczek ze sproszkowanym ciałem
półboga, który nadużywał napoju bogów. Od tamtej pory buteleczki przestały
znikać ze skrzydła szpitalnego. Wizja pozostania w Obozie w postaci kupki
popiołu była gorsza od chwili bólu spowodowanej przez skaleczenie spiżowym
sztyletem.
Silena wróciła
po własnych śladach do łazienki. Bała się ponownego widoku fioletowej plamy na
policzku, ale musiała zapalić światło, żeby móc nałożyć nektar i obserwować
jego działanie. Zobaczywszy swoją brudną twarz w lustrze, wzdrygnęła się. Gdyby
Drew ją teraz zobaczyła, miałaby satysfakcję do końca swojego wrednego życia, a
na to Silena nie mogła pozwolić. Przez lata przebywania z Drew w jednym domku
siostrzana miłość gdzieś wyparowała, o ile kiedykolwiek istniała. Jak mawiał
Will Solace od Apolla - „haiku można zmienić, rodziny nie”. Dzieciaki
zwariowanego boga na rydwanie zazwyczaj nie wygłaszały mądrości życiowych, ale
tym razem Will trafił w sedno sprawy. Niestety, Drew wpisywała się w kategorię
„rodzina”, a nie „haiku”, więc Silena nie miała zbyt wiele do gadania. Mogła
się jedynie cieszyć, że nie jest całoroczną i musi znosić siostrę jedynie dwa
miesiące w roku. Tym razem miała ją zobaczyć poza wakacjami i nie była pewna,
czy tego chce. Na szczęście przyjaciół mogła sobie sama dobierać, dzięki czemu
wiedziała, że ma w nich stuprocentowe wsparcie, które się przydawało przy
publicznych kłótniach z Drew.
Silena
postanowiła się wykąpać, by pozbyć się wszystkich cielesnych śladów pozostałych
po feralnym wieczorze. Na srebrnym kranie widziała odbicie swoich ciemnych
oczu, nadal zasnutych lękiem. Wydawało jej się, że czuje na plecach czyjś
wzrok, ale gdy się odwróciła zobaczyła jedynie pustą ścianę i jasne drzwi.
Zrugała się w duchu za przewrażliwienie. Przecież jedynie dlatego, że Drake
okazał się zboczeńcem, nie mogła zwariować i myśleć, że na każdym kroku ktoś
się na nią czai. Zawahała się na sekundę, zastanawiając się, czy zamknęła za
sobą drzwi do mieszkania. Przywołała w pamięci dźwięk zamykanego zamka i
odetchnęła z ulgą. Zatkała odpływ wody, przekręciła kurek i wpatrywała się w
lecący z kranu strumień, wsłuchując się w kojący dźwięk płynącej wody.
Czekając aż
wanna napełni się wrzątkiem, zdjęła ubranie i wyrzuciła je do kosza. Przez
chwilę biła się z myślami, przyglądając się torebce. W końcu z sentymentu
odniosła ją do pralni, oszczędzając jedyną rzecz łączącą ją z brudną uliczką
niedaleko kina. Gdy Silena wróciła do łazienki, woda sięgała już połowy wanny,
nad którą unosiła się para. Przekręciła kurek w stronę zimnej wody, żeby
wyrównać temperaturę. Ręką przemieszała wodę, parząc wrażliwą skórę i
zostawiając na niej czerwone ślady, które Silena ignorowała. Po przeżyciach
tego wieczoru bardziej niż pieczący policzek czy pogruchotane żebra bolało ją
serce. Chociaż Drake został sam w ciemnej uliczce nadal miała wrażenie, że
widzi przed sobą jego twarz i czuje delikatny dotyk pocałunku z kina, co
napawało ją nieustannym żalem. Usta wykrzywione w uśmiechu. Blask w oczach,
kiedy rozmawiali. Ciepło jego kurtki, kiedy szli na seans. A potem diametralna
zmiana, brutalność, cienie przeszłości. Silena nie mogła sobie wybaczyć, że wcześniej
tego nie zauważyła. Nawet jeżeli chciała go jedynie wykorzystać, powinna była
zachować przy tym odrobinę ludzkich odruchów i nie dać się zaskoczyć. Nie po to
trenowała przez lata walkę z potworami, żeby dać się molestować śmiertelnikowi.
Zwykłemu chłopakowi, do którego mimowolnie poczuła coś więcej niż powinna.
Teraz, wpatrując się w lustrze w swoją twarz, zastanawiała się, czy to ta sama
dziewczyna co kilka godzin temu. Czemu żałowała Drake’a? Czemu smuciło ją
wspomnienie skulonej sylwetki w ciemnej uliczce, chociaż skrzywdził ją jak nikt
inny?
Silena po raz
kolejny skarciła się w duchu. Nie powinna o nim myśleć.
Weszła
gwałtownie do wanny, wylewając nalaną po brzegi wodę na podłogę. Gorąca ciesz
piekła całe jej ciało, dzięki czemu Silena choć na chwilę mogła oderwać myśli
od Drake’a. W magiczny sposób oblewający jej ciało wrzątek przyniósł ze sobą
falę rozprężenia. Silena wykrzywiła twarz w grymasie, pozwalając w końcu łzom
wydostać się spod powiek. I tak była cała mokra; kilka kropel więcej nie stwarzało
niebotycznej różnicy. Białe kafelki zamieniły się w niewyraźne plamy naznaczone
czarnymi kreskami pociągniętych tuszem rzęs. Z piersi Sileny wyrwał się
rozpaczliwy szloch. Dopiero teraz mogła wyrzucić z siebie skumulowane w jej
wnętrzu emocje. W pewnym sensie cieszyła się, że jej ojciec jest u Maryse. Nie
wiedziała, co by zrobił, gdyby zobaczył ją w tym stanie.
Poruszyła się
niespokojnie w wannie, mącąc nieskazitelną do tej pory taflę wody. Dotarła do
niej z całą mocą świadomość, że cudem uniknęła gwałtu. Co by się mogło stać,
gdyby w jej żyłach nie płynęła boska krew? Gdyby jej matką nie była bogini
miłości, która przekazała dar czaromowy swoim dzieciom? Gdyby Silena nie użyła
jej w ostatniej chwili? Zamknęła oczy, żeby zatamować strumień łez. Wolała nie
znać odpowiedzi, choć ta błąkała się w jej umyśle, nie dając spokoju.
Najgorszą
rzeczą dla córki Afrodyty okazała się jednak świadomość, że mogła uniknąć tej
okropnej sytuacji. Powinna była zaakceptować zaproszenie Maryse przekazane jej
nie przez ojca. Kochała go najbardziej na świecie, a nieustannie raniła. Bała
się, że go straci, więc naturalnie odtrąciła od razu osobę z zewnątrz, która
wtargnęła do ich życia. Silena przywołała w swojej głowie obraz Maryse
mówiącej, że jest rozpieszczonym bachorem. Brutalna prawda wygłoszona przez
obcą kobietę przekreśliła szanse na wszelką sympatię do niej względem Sileny. A
gdyby Maryse miała rację? Może po prostu taki typ charakteru – mówi prosto z
mostu to, co myśli. Chociaż prawda boli, zawsze jest lepsza od kłamstwa.
Silena otarła
łzy z twarzy i wyskoczyła z wanny. Zadawała sobie za dużo pytań, na które znała
już odpowiedzi. Gdy wytarta i ubrana w świeżą koszulkę do spania wychodziła z
łazienki, woda była jeszcze ciepła.
W porównaniu
do wypełnionej parą łazienki reszta mieszkania wydawała się wyziębiona, więc
Silena przeszła do salonu i zabrała z krzesła swoją ulubioną fioletową bluzę.
Miękki materiał przyjemnie łagodził podrażnioną skórę. Z radością wymalowaną na
twarzy zarzuciła kaptur na głowę, wtulając policzek w jego wnętrze. Ojciec
kupił jej tę bluzę na piętnaste urodziny, zaledwie dwa lata temu. Tak niedawno,
a zarazem jakby w zamierzchłych czasach. Owinęła się materiałem, żeby ochronić
się przed zimnem, po czym udała się do pomieszczenia na samym końcu długiego
korytarza. Gabinet ojca.
Królem pokoju
był ogromny monitor przymocowany setką kabli do rozmaitych urządzeń, których
Silena nie potrafiła nawet nazwać. Pokręciła ze zrezygnowaniem głową na widok
gromadzących się pośród nich pajęczyn, uśmiechając się kpiąco pod nosem. Ojciec
nigdy nie zważał na takie szczegóły. Pomalowane na szaro ściany nadawały
gabinetowi pełen dostojeństwa wygląd, zgodny z przeznaczeniem pokoju. To tutaj
powstawały najgenialniejsze projekty ojca, które następnie odkładał do
przeznaczonych na nie segregatorów. Teraz Silena podeszła do jednej z
piętrzących się pod lewą ścianą szafek i przesunęła plik papierów, by wydobyć z
głębi półki trzy oprawione w brązową skórę albumy. Pamiętała jak wiele razy
myszkowała w rzeczach ojca. Gdy była mała, pozwalał jej się nawet bawić nieudanymi
projektami, ale niedługo potem dorosła i miejsce stalowych segregatorów w jej
życiu zajęły kolorowe kosmetyki. Czasami żałowała, że nie może cofnąć się w
czasie. Może gdyby z upływem lat nie zniknęła łącząca ich porozumiewawcza nić,
mogłaby z nim poważnie porozmawiać o całej sytuacji z Maryse i raz na zawsze
pozbyć się uprzedzeń. Byłaby nawet w stanie wyjawić swoje podłe kłamstwo i
opowiedzieć o dwulicowości Drake’a! „Mogłaby”. „Byłaby w stanie”. Silena
nienawidziła trybu przypuszczającego.
Wzięła głęboki
oddech i uśmiechnęła się do wyjętych albumów. Otarła po raz ostatni ręką łzy,
wreszcie zdolna, by wziąć się w garść i przestać płakać. Nie powie ojcu, ale
zwierzy się Annabeth. Nie pozwoli, by jej ukrywanie wszystkiego w sobie
zniszczyło kolejną relację, na której jej zależało.
Silena wzięła
na ręce trzy potężne zbiory fotografii, stękając z wysiłku. Nie wiedziała, że
wspomnienia niosą ze sobą aż tak wielki ciężar. Z trudem doniosła wszystko do
swojej sypialni i rzuciła na łóżko. Wpakowała się pod zieloną pościel, oparła
się wygodnie o postawioną poduszkę oraz ugięła nogi w kolanach, by móc oprzeć na
udach pierwszy otworzony album. Przekartkowała go szybko, ale, tak jak
pamiętała, zawierał jedynie zdjęcia z wczesnego dzieciństwa. Ze wszystkich
patrzyła na nią oczami barwy czekolady mała, roześmiana Silena, która jeszcze
nie wiedziała, że jej matką jest bogini miłości. Ojciec uwielbiał fotografować
swoją córkę.
Kolejny album
zawierał poszczególne etapy dorastania Sileny. Zdjęcia umieszczone w srebrnych
rameczkach były już poprzecierane przy brzegach. Silena uwielbiała przeglądać
tę kolekcję. Za każdym razem doszukiwała się zmian w swoim wyglądzie, z wiekiem
coraz bardziej widocznych. Teraz jednak odłożyła album, po czym wzięła do ręki
ostatni. Otworzyła go na pierwszej stronie, czekając, aż zobaczy jedną z
ukochanych fotografii, zrobioną w siedemnaste urodziny, na której obydwoje z
ojcem uśmiechają się do aparatu, obejmując się jak za starych, dobrych czasów.
W tym problem,
że fotografii nie było.
Silena wydała
z siebie cichy okrzyk zdumienia. Przeglądała ten album miesiąc temu, kiedy
zdjęcie jeszcze znajdowało się na swoim miejscu. Teraz srebrna ramka była
pusta. Przejrzała w pośpiechu inne strony, doszukując się jakiś innych zgub,
ale ktoś przeglądający ten album wziął tylko jedno zdjęcie. Tylko czemu musiał
wybrać akurat jej ulubione?
Silena z
wściekłością zrzuciła album na podłogę. Miała nieuzasadnione przeczucie, że to
nie ojciec zabrał zdjęcie. A to mogło oznaczać tylko jedno.
Maryse.
Czytałam już to ,ale warto skomentować i z motywować . Nie mogę doczekać się rozmowy z Afrodytą . Wydaje mi ,że coś zmieniłaś.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńNie jestem jakąś fanką ff, ale twoje jest genialne!
Nie czytałam go wcześniej...
Czekam na następny rozdział!! C;
Jest trzeci rozdział OSS! Czytałam to milion razy, ale i tak to kocham!!! Czekam na 4 część XD
UsuńUps. Sory. Nie miało być w odpowiedziach, ale już trudno. *U*
UsuńWiesz co świetne ale tego chyba nie muszę już mówić co nie, tylko czytam to już kolejny raz i czekam na kolejne nowe opowiadania *,*
OdpowiedzUsuńNominowałem cię do Liebster Blog Award.
OdpowiedzUsuńhttp://percy-j-story.blogspot.com/2014/07/nominacje-do-liebster-blog-award.html
Bogowie, Mercia, czasem myślę, że cię nienawidzę .-. Znaczy, stap xD Napisałaś trzy rozdziały, założyłaś nowego bloga, i dajesz sobie dwa miesiące przerwy, publikując je w odstępach czasowych. Z punktu czytelnika- chamstwo. Ale pewnie zrobiłabym tak samo xD Nareszcie NARESZCIE jest ten trzeci rozdział, a po nim będzie jakaś nówka <3 Yay. Pewnie zanim się pojawi ja wyjadę na mój Miesiąc w Głuszy :') Fajnie. Tak czy siak należy się zameldować, jestem, czytam- dopiero od tego momentu, bo na tym skończyłam kiedyś tam.
OdpowiedzUsuńTwój Seler pozdrawia itp. xD *anonim bo nie chcę się logwać lol xDD*
http://pechowa-czworka-percyjackson-f-fc.blogspot.com/
Merr złotko ( XD) ile można czekać?
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie więc czekam i czekam i czekać będę :D bo pod względem opowiadań jesteś boska XD
Jej...
OdpowiedzUsuńJak ty to robisz, że tak świetnie piszesz? Tak profesjonalnie i w ogóle...
Czekam na następny rozdział!
A i jeszcze jedna sprawa... Zaczęłam czytać kiedyś Twoje Percabeth, ale nie skończyłam - jakoś tak wyszło. To było... no cóż... dawno. A teraz chce wrócić, przeczytać, bo wakacje i więcej czasu, a tu nie ma! Wstaw jak najszybciej pdf, proszę :) .
(Trochę nieskładny ten mój komentarz :P )
Weny życzę i pozdrawiam!
Sheila