środa, 21 maja 2014

Oszukując samą siebie. Rozdział 1.

Chociaż był już listopad, kolorowe liście nadal spadały z drzew. Dzieci z okrzykami radości przynosiły rodzicom coraz to nowe bukiety, skrzące się milionami odcieni żółci, brązu i czerwieni. Zbierały również ukryte w kępkach wciąż zielonej trawy kasztany. Ścieżka wiła się przez park, zahaczając o skwery z ławeczkami. Wieczorne słońce powoli gasło, zachodzącymi promieniami oświetlając każdą alejkę. W powietrzu wyczuwało się zapach upajającej wolności zmieszanej z charakterystyczną wonią drzew i chowających się w trawie kropelek rosy. Zagłębiając się wystarczająco daleko, można było się całkowicie odciąć od nowojorskiego zgiełku i choć przez chwilę dać myślom wolną rękę, by błąkały się swobodnie po krainie wyobraźni.
Zagubiona wiewiórka przemknęła szybko przez dzielącą ją od drugiej części parku aleję, wyrywając z letargu brązowowłosą dziewczynę.
Wyprostowała się gwałtownie, czując jakiś ruch przy swojej stopie. Odetchnęła z ulgą na widok rudej mieszkanki parku i spokojnie opadła z powrotem na pomalowane na brązowo deski. Założyła na ramię zsunięte wcześniej ramiączko torby i zacisnęła na niej palce. Nie mogła pozwolić, żeby ktokolwiek ukradł jej ukryte w środku skarby – błyszczyk, tusz do rzęs, cienie do powiek w barwach jesieni oraz składaną szczotkę do włosów z lusterkiem. Przymknęła przyozdobione lekkim brokatem powieki, pozwalając błądzić myślom.
Kilka minut później wzdrygnęła się, słysząc płacz małego dziecka. Z irytacją otworzyła oczy i odszukała sprawcę zamieszania. Malec wyglądający na jakieś dwa latka pogrążył się w rozpaczy przez brata, który miał czelność wyrwać mu z ręki bukiecik liści. Mama chłopców strofowała starszego, tuląc do siebie z miłością pokrzywdzonego.
Typowy obraz miłości macierzyńskiej i relacje między rodzeństwem, pomyślała dziewczyna ze złośliwą satysfakcją. Ciekawe, co by zrobiła kobieta, gdyby miała - tak jak ja - kilkanaście sióstr i kilku braci.
Pilnując cennej torebki, wstała z ławki i zaczęła zbierać porozrzucane wokoło liście. Kopnęła butem zawadzający kasztan, uważając jednocześnie, by nie ubrudzić kozaków. Sięgnęła dłonią nieco dalej i odkryła całe zatrzęsienie czerwonych liści, które idealnie współgrały z uzbieranymi wcześniej żółtymi. Gdy miała już całkiem spory bukiet, podeszła do stojącego z naburmuszoną miną starszego brata.
- Proszę – powiedziała, przekazując mu liście. – Daj to bratu.
Chłopiec ani drgnął. Dziewczyna zmrużyła oczy, wpatrując się w jego niebieskie tęczówki i odkrywając z niedowierzaniem, że dzieciak cieszy się z obrotu sytuacji. Przestąpiła z nogi na nogę, czując się co najmniej niezręcznie. Pod cienką podeszwą kozaczka wyczuła kolejne kasztany. Matka chłopców wpatrywała się w nią ze zdumieniem. Nawet nie zapytała, czego chce od jej syna. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i przypomniała sobie nauki pobierane w Obozie Herosów.
Skup się na celu i zajrzyj mu głęboko w oczy. Nawiąż z nim więź, która pozwoli ci wyczuć jego pragnienia. Musisz wyszukać to, czego obiekt chce, a następnie zamienić to w proste polecenie. Masz to we krwi, na pewno się uda.
Czego chciał chłopiec? Nie wyczuwała w nim ani krzty poczucia winy, choć powinien żałować, że doprowadził brata do płaczu. Nie miała pojęcia, jak wykorzystać jego pragnienia do własnych celów. Przełknęła ślinę, patrząc intensywnie w jego tęczówki, które przybrały barwę zachmurzonego nieba.
- Daj to bratu – powtórzyła, wkładając w te słowa tyle siły, ile tylko mogła. Nieświadomie odwróciła ręce w stronę chłopca, jakby chciała rzucić na niego czar. Cóż, właściwie to było jej celem. Echo jej słów powracało do niej, tłukąc się w głowie i odpychając inne myśli. Liczyła się tylko ona i chłopiec, który miał wziąć od niej ten głupi bukiet.
Malec wystawił jej język i jednym ruchem ręki wytrącił z jej dłoni liście, rozsypując je po alejce. Dziewczyna skamieniała. Młodszy brat zaniósł się jeszcze większym, o ile to było możliwe, płaczem.
- Przepraszam za jego zachowanie. Dziękuję, że chciałaś mi pomóc, ale sama sobie poradzę – powiedziała zaskakująco łagodnie matka chłopców, wyraźnie chcąc się pozbyć dziewczyny.
               Pociągnięte błyszczykiem usta ułożyły się w wyciosane z malinowego kamienia „O”. Chłopiec uśmiechnął się złośliwie, a następnie pomachał ręką w geście pożegnania. Pomyślała z niechęcią, że chociaż w tej jednej kwestii w pełni zgadza się ze swoją matką. Zamknęła usta i odwróciła się na pięcie, zgrzytając zębami. Czaromowa znowu zawiodła.
W jej myśli wkradł się intruz, strofując ją za nieudaną próbę użycia daru Afrodyty dla jej dzieci. Buty chrzęściły na żwirowej ścieżce w rytm słów „nie potrafię, nie umiem”. Trzecia próba na śmiertelniku i fiasko. Co by się stało, gdyby musiała walczyć z prawdziwym potworem? Czy potrafiłaby stawić mu czoła i zwyciężyć za pomocą samego sztyletu? Chejron, jej nauczyciel z Obozu Herosów, powiedział, że dar będzie coraz silniejszy. Dziewczyna miała wrażenie, że jest wręcz przeciwnie, czaromowa słabnie. Śmiertelnicy byli bardziej podatni na magię miłosną niż herosi i potwory, a nawet małego chłopca nie potrafiła zmusić, by oddał bratu liście.
Widząc znajomy szyld reklamujący Starbucks, postanowiła wstąpić na małą latte na uspokojenie nerwów. Za ladą stał przystojny chłopak, na oko ze dwa lata starszy od niej. Uśmiechnęła się pod nosem, czując okazję na poprawę humoru. Przeczesała palcami włosy i pewnym siebie krokiem stanęła przed kasjerem.
- Co dla… Wow – zaczął chłopak, a następnie zamilknął. Dziewczyna posłała mu uwodzicielskie spojrzenie. Pracownik Starbucksa otaksował ją wzrokiem od stóp do głów, korzystając z braku świadków.
- Małe latte poproszę – wydęła usta w ten charakterystyczny sposób, który wszyscy napotkani przez nią chłopcy uwielbiali.
Kasjer wystukał na ekranie zamówienie, co jakiś czas zerkając na nią spod przymrużonych powiek. Czuła na sobie jego palący wzrok i chociaż miała wrażenie, że to niewłaściwe, chciała jeszcze raz na nim spróbować swojego daru. Poza tym, do tej pory nie miała okazji przejść inicjacji domku Afrodyty – musiała znaleźć chłopaka, rozkochać w sobie, a następnie go rzucić i zostawić ze złamanym sercem. Przed powrotem do Obozu Herosów przydałoby się znaleźć potencjalną ofiarę, na której mogłaby poćwiczyć. Jej siostra, Drew, już dawno miała inicjację za sobą, a ona musiała to szybko nadrobić. Inaczej Drew podważyłaby jej prawa do bycia grupową.
Chłopak idealnie nadawał się na taką ofiarę. Czarne włosy miał zaczesane na jedną stronę w taki sposób, że opadały mu na oczy i tworzyły uroczą grzywkę. Biała koszulka z logo Starbucksa opinała jego brzuch i ramiona, ujawniając kryjące się pod nią mięśnie. Brązowe oczy wpatrywały się w nią wygłodniale. Przejechał językiem po lekko rozchylonych ustach.
Instynkt ostrzegał ją przed nieznajomym, ale miała go w nosie.
- Imię? – zapytał chrapliwym głosem.
Tylko nie zacznij się ślinić, pomyślała z obrzydzeniem.
- Silena.
Spojrzenie ciemnych oczu chłopaka spod gęstych brwi przyprawiło ją o dreszcze. Przesunęła dłonią po odsłoniętym ramieniu, wyczuwając pod palcami gęsią skórkę. Przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą, starając się przy tym wyglądać seksownie.
- Jestem Drake – przedstawił się chłopak – a twoje zamówienie będzie za chwilę gotowe.
Skinęła tylko głową, po czym przesunęła się w prawą stronę, gdzie mogła odebrać swoją latte. Zastanawiała się, kiedy chłopak kończy pracę. Mógłby ją gdzieś zaprosić i sprawić, by zapomniała zarówno o przykrym incydencie w parku jak i o ogarniającym ją poczuciu beznadziejności. Co jej przyszło z pięknej aparycji, jeżeli nie umiała wykorzystać daru matki? Czuła się jednocześnie wyróżniona przez Afrodytę oraz upokorzona. Cieszyła się, że wróciła do Nowego Jorku do swojego ojca na krótki odpoczynek od pełnych niedowierzania spojrzeń posyłanych przez rodzeństwo, kiedy nie wychodziła jej czaromowa.
Drake uwijał się przy ekspresie, jednocześnie obsługując dwie rozchichotane nastolatki. Jedna z nich ewidentnie próbowała zwrócić na siebie uwagę chłopaka, on jednak co chwilę spoglądał w stronę Sileny. Chociaż córka Afrodyty wiedziała, że nie powinna, czuła złośliwą satysfakcję.
Bębniła palcami w drewniany blat, podziwiając idealnie wypiłowane paznokcie. Nerwowo przeczesała palcami włosy, zastanawiając się, czy na pewno powinna flirtować z Drakiem. Strofowała się w myślach, rozważając wszystkie za i przeciw. Nie chciała być jak Drew, która manipulowała wszystkimi dookoła, obnosząc się swoją przedwcześnie rozwiniętą czaromową oraz zbyt krótkimi spódniczkami, odsłaniającymi więcej niż powinny.
Kiedy Drake postawił przed nią latte, wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się do niego przepraszająco, z góry przewidując, co chłopak zaraz powie.
- Mam nadzieję, że będzie smakowało – zaczął, odgarniając spadającą mu na oczy grzywkę.
Silena jedynie mruknęła potakująco. Przyłożyła filiżankę do ust i upiła łyk, rozkoszując się smakiem kawy. Brakowało jej tych miejskich wygód podczas pobytu w Obozie Herosów, gdzie o latte mogła jedynie pomarzyć. Jedyna dostępna tam kawa miała konsystencję błota i pił ją Pan D., kierownik obozu, co oznaczało, że jest ona naprawdę okropna. Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele, reagując na temperaturę napoju.
- Za godzinę kończę pracę – odezwał się ponownie Drake. Silenę odrobinę irytowało, że stał tak blisko. – Może dasz się zaprosić do kina? Z tego co słyszałem, grają tam dobrą komedię. W dodatku romantyczną – mrugnął do niej, uśmiechając się zadziornie.
Silena westchnęła, odstawiając filiżankę na podstawkę. W jej nozdrzach cały czas znajdowała się upragniona kofeina. Nie wiedziała, jak ma zareagować. Przyjąć zaproszenie chłopaka?
I zachować się jak Drew, podpowiedziała jej podświadomość, wyginając usta w ironicznym uśmiechu.
Silena wiedziała, że Drake’owi podoba się jedynie jej wygląd. Powiedziała do niego zaledwie cztery słowa, zyskując zaproszenie do kina. Z drugiej strony, chciała o wszystkim zapomnieć, a duży ekran i ciemna sala mogły jej w tym pomóc. Pragnęła schować przed światem i w towarzystwie przystojnego chłopaka spędzić miły wieczór. Chociaż targana wątpliwościami, postanowiła się zgodzić.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, kiedy zadzwonił telefon. Rzuciła „przepraszam” w stronę Drake’a, który taktownie podszedł do kolejnej klientki, zostawiając Silenę sam na sam z jej rozmówcą. Sięgnęła do torebki i przejechała palcem po ekranie komórki, by odebrać połączenie.
- Coś się stało, tato? – wyrzuciła z siebie jednym tchem. Ojciec nieczęsto do niej dzwonił, a jeżeli już, jedynie w nagłych wypadkach. Miała świadomość, że przebywając w Nowym Jorku, naraża go na niebezpieczeństwo. Każdy heros przyciągał potwory w promieniu co najmniej dziesięciu kilometrów. Mimo to jej ojciec zawsze zmuszał ją do przyjazdu. Wolał spędzić trochę czasu z córką, nawet jeśli oznaczało to możliwość ataku potworów na ich dom. Dlatego nosiła ze sobą komórkę, chociaż według panujących zasad jako heros nie miała prawa jej posiadać. Chęć chronienia ojca była silniejsza niż strach przed namierzeniem jej GPS’em przez potwory.
Silena odruchowo zerwała się z krzesła w oczekiwaniu na sygnał do ucieczki. Tyle razy ćwiczyli plany awaryjne na wypadek niebezpieczeństwa. W myślach powtórzyła sobie wszystko, co do tej pory zdążyli ustalić. Na szczęście okazało się to zbyteczne.
- Spokojnie, córciu – łagodny głos ojca wydobywający się z telefonu sprawił, że opadła z ulgą na krzesło. – Chciałem tylko zapytać, gdzie jesteś i kiedy wrócisz do domu.
- Chwilowo siedzę w Starbucksie, ale idę jeszcze z Drakiem do kina – wypaplała, zanim zdążyła ugryźć się w język.
W głosie ojca mogła wyczuć twardą nutę, chociaż starał się mówić spokojnie. Silena wymierzyła sobie w myślach solidnego kopniaka w cztery litery. Jak mogła powiedzieć to wprost ojcu? Wiedział, że jej matką jest Afrodyta, więc zabraniał jej kontaktów z przedstawicielami płci przeciwnej. Silenę denerwowało jego podejście, ale z drugiej strony jej serce na ten gest troski zawsze wypełniało się uczuciem docenienia.
- Kim jest Drake?
- Kolega z warsztatów teatralnych – skłamała gładko, wykorzystując jedyne zajęcia, na jakie kiedykolwiek chodziła z rówieśnikami.
- Oh – westchnął ojciec, wyraźnie zakłopotany. – Po prostu się o ciebie martwię. Zadzwonisz, kiedy skończy się film?
- Wiem, tato, wiem. Możesz na mnie liczyć.
Silena nie chciała się rozłączyć, chociaż po drugiej stronie zapadła cisza. Zmarszczyła brwi. Ojciec musiał mieć do niej ważną sprawę, której z jakiegoś powodu nie chciał jej teraz ujawnić. Założyła nogę na nogę i cierpliwie czekała, wiedząc, że wkrótce zacznie mówić.
Wzięła łyk latte.
- Maryse zrobiła kolację i nas do siebie zaprasza.
Wypluła latte.
- Co?! – krzyknęła nieco zbyt głośno. Połowa ludzi siedzących w Starbucksie odwróciła się, by przyjrzeć się wrzeszczącej wariatce. Napotkała pytający wzrok Drake’a i uniosła uspokajająco kciuk w górę. Chłopak uśmiechnął się szeroko i wrócił do obsługiwania klientów.
Silena wzięła jedną z leżących na stoliku chusteczek i starła wyrządzoną szkodę. Nie była pewna, czy dalej będzie tak tęsknić za ukochaną kawą. Przesunęła podstawkę w prawo, przenosząc pozostałą latte z daleka od pola rażenia.
- Nie takim tonem – ostrzegł ją ojciec. Silena nienawidziła ich rozmów o Maryse, bo miała wrażenie, że zawsze trzyma jej stronę, a nie swojej córki, jak powinno być. – Chciała, żebyś przyszła.
Silena wyprostowała się na krześle.
- Jak już mówiłam, mam plany – na szczęście, dodała w myślach.
- Zawsze możesz z nich zrezygnować – podpowiedział ojciec.
- Nie mogę. Obiecałam Drake’owi, że z nim pójdę do kina. Seans jest bardzo późno, więc będę wracać po nocach – brnęła w swoje kłamstwo dalej, próbując zagłuszyć budzące się w jej wnętrznościach poczucie winy. Zrobiłaby wszystko, żeby nie oglądać jej ojca i buźki Maryse. – Chyba nie chcesz, żebym specjalnie dla niej jechała na drugi koniec miasta?
Ojciec skapitulował. W jego głosie dało się słyszeć smutną rezygnację, przez którą Silena poczuła się jak ostatnia świnia. Odetchnęła głęboko, uspokajając szalejące nerwy. Z obrzydzeniem odsunęła od siebie paznokieć, który zaczęła z przyzwyczajenia podgryzać. Maryse nie tylko niszczyła jej rodzinę, ale i wygląd.
- Jasne, że nie. Baw się dobrze.
- Kocham cię – powiedziała spontanicznie jakby liczyła, że wynagrodzi ojcu zawód.
- Ja ciebie też – odpowiedział cicho.
Silena usłyszała charakterystyczne pikanie oznajmiające koniec połączenia. Poczuła zawód. W głosie ojca nie wyczuła nawet najmniejszej nuty ciepła, oznajmiającej jego prawdziwą miłość. Po raz pierwszy wyrecytował jedynie bezuczuciową formułkę.
Długo jeszcze trzymała telefon przy uchu jakby miało to sprawić, że jej stosunki z ojcem się poprawią. Odkąd znalazł sobie dziewczynę, coraz bardziej się od siebie oddalali. Miała wrażenie, jakby Maryse stanęła między nią a ojcem, odwracając się ku Silenie czterema literami. Kiedy po raz pierwszy ją zobaczyła, od razu wyczuła, że coś jest z nią nie w porządku. Uśmiechała się sztucznie, starając się wzbudzić w Silenie choć cień sympatii. W chwili, w której powiedziała „twoja córka jest stanowczo zbyt rozpuszczona”, na zawsze go utraciła. Silena starała się polubić Maryse dla ojca, ale nie potrafiła. Kobieta miała w sobie coś, co odpychało od niej Silenę.
W końcu, z trudem, oderwała telefon od ucha. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w czarny ekran. A jeżeli już mnie nie kocha? Zadawała sobie to pytanie w myślach tysiące razy. Często wyobrażała sobie, jak mówi ojcu otwarcie co czuje, a on wygania ją z domu, do którego na jej miejsce wprowadza się Maryse.
- Wszystko w porządku?
Drake przyglądał się jej z wymalowaną na twarzy troską.
- Kłopoty rodzinne – uniosła w górę telefon, po czym schowała go do torby. Uśmiechnęła się pod nosem, drwiąc w duchu ze swojego wyjaśnienia. Nie sądziła, że jej problemy można było określić dwoma tak prostymi słowami.
- Mój ojciec bił moją matkę, gdy miałem jakieś siedem lat – powiedział Drake, zachowując kamienną twarz. W jego oczach Silena dostrzegła jakiś mroczny błysk. – Wiem, co to oznacza.
Odruchowo wstała i przyciągnęła do siebie Drake’a. Wyobraziła sobie małego chłopca o brązowych, niewinnych oczach, pełnych strachu. Obok niego leżała na podłodze zalana łzami kobieta, błagająca stojącego nad nią mężczyznę o litość. Chłopiec stał skamieniały patrząc, jak jego matka dostaje raz za razem w brzuch od kopiącego ją mężczyzny. Wciągając zapach koszuli Drake’a – mieszanka frapuccino, muffinek i kawy – Silena pomyślała, jak musiał cierpieć. Wizja katowanej matki chłopaka utwierdziła ją w przekonaniu, że może jej problemy wcale nie są takie poważne.
Odsunęła się, wyswobadzając ze stalowego uścisku Drake’a.
- Nie powiem, że mi przykro, bo to byłoby oklepane. Współczuję, Drake.
- Pozwól mi się zabrać do kina i zapomnijmy o sprawie – machnął ręką. Groźny błysk w jego oczach zniknął, zastąpiony nadzieją.
- Oczywiście, że tak – odpowiedziała ze swoim firmowym tak-flirtuję-z-tobą uśmiechem. – Nie mogłabym odmówić.
Drake zerknął na zegarek wiszący na jednej ze ścian.
- Jeszcze trochę ponad pół godziny.
- Zaczekam – uspokoiła go.
- Świetnie – powiedział zachrypniętym głosem. Jego oczy, o ile to możliwe, jeszcze bardziej ściemniały. – Nie będziesz się nudzić?
Silena pokręciła głową. Przysunęła stojący na rogu stolika spodek z filiżanką, po czym uniosła ją w górę, prezentując Drake’owi. Chociaż kawa już pewnie dawno wystygła, nadal miała odurzający zapach, przywodzący Silenie na myśl swój przyszły dom z ukochanym i własny ekspres do kawy.
- Ja i moja latte będziemy na pana cierpliwie czekać.
Kiedy kąciki jego ust wygięły się w szczerym uśmiechu, nie mogła się powstrzymać, by nie odpowiedzieć tym samym.

***
Dla tych, którzy już mnie znają - dziękuję, że przybyliście na tworczosc-merr, by mnie wspierać. Dla tych, którzy jeszcze mnie nie poznali i których nie znam ja - oficjalnie witam Was na blogu Merr, swojego pisarskiego alter-ego. Mam nadzieję, że zostaniecie dłużej ze mną i moimi wypocinami (:
Informacyjnie: przewodnik po zakładkach.
-> Spis treści - możecie tam znaleźć wszystkie historie, które z czasem będą uzupełniane.
-> Facebook - adres mojej strony na Facebook'u, gdzie pojawiają się bieżące informacje o rozdziałach. Możecie mnie tam poznać od strony fandomowej, odpałowej, przypałowej i nikt nie wie jakiej jeszcze :)
-> Masz pytanie? - chyba nic nie muszę wyjaśniać. Link do ask.fm, gdzie możecie do mnie pisać, ile się Wam żywnie podoba, a ja chętnie będę odpowiadać.
Ostatnia zakładka przeniesie Was do genialnej szabloniarni, dzięki której możemy wszyscy cieszyć oczy pięknym szablonem. Jeśli jesteś na komórce - przełącz na wersję dla komputerów, efekt gwarantowany (:
Po raz pierwszy na tworczosc-merr
Merr

16 komentarzy:

  1. Nie mogę uwierzyć. Pierwsza to komentuję. Udało się!
    Już to czytałam, ale stwierdziłam, że co mi tam, na nowym blogu skomentuję XD.
    Bardzo się cieszę, że w końcu przeniosłaś ten adres. Z perspektywy czasu widzę, że to chyba była dobra decyzja. Cóż, jeśli Ci pasuje, to oznacza, że była dobra.
    Tylko szkoda, że adres ci ukradli :< No bo w końcu nie ma dużo osób z ksywką Merr, które mają blogi na blogspocie (chyba).
    W każdym razie dużo weny i czasu na pisanie i wstawiaj szybko następne części :D
    Adżes
    PS Wstawiłam u mnie nowy rozdział, jeśli Cię to interesuje XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Baaaaardzo fajny blog, słonko. Lubię ten rozdział i nie obchodzi mnie zbytnio nazwa bloga- najważniejsze jest wnętrze, czyli Twoja twórczość i to, żebyś sama była z tego zadowolona. Weny życzę (ach, i tak pewnie masz jej od Groma:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzecia :c
    Rozdział fajny, już go czytałam, ale go sobie odswieżyłam, bo mogły zajść zmiany.
    Super jak zawsze C:
    Weny życzę i czekam na kolejną notkę.
    Szablon *-*
    A i proszę, wyłącz tutaj weryfikację.
    Ściskam!
    Rainbow ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Czwarta! XD
    Po pierwsze: masz przeboski szablon *.*
    Po drugie: uwielbiam Cię, ubóstwiam, kocham!! ♥ To jest cudowne ^*^
    Po trzecie: dorwać chama, który ukradł Ci adres! Do Tartaru! :<
    Tak więc, jeszcze raz: jesteś niesamowita :3
    Rozdział jest super, i w ogóle awbdgaojfstetojgjdtsdhkjv <4
    Ok, chyba trochę przesłodziłam... XD
    Pozdrawiam, weny i ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam ten rozdział z chęcią go znowu przeczytałam . To było ochydne ze strony tej osoby co zabrała ci adres. Szablon prześliczny .

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja również już czytałam, ale co mi tam. Pierwszy post na nowym blogu kochanej Mery, że aż wypadało skomentować ;D
    Cieszę się, że w końcu sobie wszystko z blogosferą poukładałaś i do nas wróciłaś. Wiem, wiem, że nigdy nie odchodziłaś, ale mnie się właśnie tak wydawało. Cieszę się, iż znów zaczynasz blogować i będziesz publikować stare i nowe rzeczy.
    No niestety, dzisiaj piszę krótko. Przy następnych postaram się bardziej wyprodukować.
    Pozdrawiam kochanie, As <33

    Ps. Wyłącz proszę weryfikację obrazkową, co? ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeden z lepszych opowiadań, które kiedykolwiek czytałam. Wcześniej nie czytałam twojego bloga ;) Czekam na kolejne rozdziały ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię Twój styl pisania.
    To opawiadanie jest najprawdopodobniej moim ulubionym. B|

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie piszesz :)) Rozdział jest genialny <333 KOCHAM :))

    ps: zapraszam do siebie :* http://witaj-w-symulacji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. *Kamienna twarz*
    LOL
    HAHA
    Śmiechłem
    *teraz powaga*
    Droga Merry!
    Pozdrawiam. Rozdział cudny i nawet nie czuć tej dysleksji!
    A zatem Silena Bauregard... spoko każdy ma własny pomysł.
    Masz, że tak powiem, świetny styl który to czeka na wielką publikację...
    Życzę weny, szczęścia, zdrowia i śpiewu w deszczu - XD
    Polece siebie na koniec!
    Do przeczytania!

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo mi się podoba!
    Masz świetny styl!
    Myślę, że szybko nie zostawię tego bloga.
    Czekam na następny rozdział! C;

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny rozdział, czyta się go bardzo przyjemnie. Czekam na następny! :)

    SPAM

    Nazywam się Olivia Jeffey i chodzę do nowojorskiej szkoły na Manhattanie. Chcę opowiedzieć wam historię, o tym jak stałam się herosem. Tak. Mówię serio - herosem. Może to wydaje się dziwne - jak cała ja - ale niezwykłe. Zapewniam was o tym.

    Olivia jest jedną z wielu herosów walczących codziennie o przetrwanie. Kiedy pewnego dnia trafia do Obozu Półkrwi, jej życie całkowicie się zmienia. Już nigdy nie będzie tym kim była, jednak przeszłość, o której tak bardzo chciałaby zapomnieć, nie daje jej spokoju. Ciągłe zmagania w obozie, rozterki oraz nieporozumienia to tylko początek. Nieświadoma nadciągającego zagrożenia postanawia spełnić wolę swojego ojca, Pana Podziemi... Czy ktoś przyjdzie jej z pomocą w odkryciu Zaginionego Miasta? Czy podoła wyzwaniu? Czy podda się w najmniej oczekiwanym momencie? Co wybierze: lojalność wobec bogów, a może kuszącą propozycję Gai? Zło rośnie w siłę, a ona może być jedyną osobą, która będzie w stanie zniszczyć lub uratować ludzkość.

    Zapraszam :) http://naznaczona-smiercia.blogspot.com/p/linki.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajnie piszesz. Serio, daj znać, jak wstawisz nasępny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Czytam to dopiero teraz (czyli dość późno zważając na to, że jest 19.06.2015) i jestem mega pozytywnie zaskoczona twoją wersją Percy'ego. Serio to było mega (tak moje ulubione słowo hehe), cudowne, niesamowite itp. :* Naprawdę mega (znowu, eh) ciekawe, a nie nudne jak większość takich. Serio(2 ulubione słowo) żałuje, że znalazłam tego wspaniałego bloga dopiero teraz i obiecuję, że przeczytam całego i na pewno sprawi mi mega frajde :D
    pozdrawiam i życzę weny :***

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej! Trochę późno trafiłam na Twojego bloga, patrząc na datę dodania pierwszego rozdziału. Jednak ostatni dodałaś dość niedawno, co daje mi nadzieję :D Uwielbiam HO już od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz zaczęłam czytać alternatywne historie. Twoja mnie zaciekawiła. Bardzo podoba mi się perspektywa z jakiej piszesz. Historia Sileny nie została jakoś szczególnie rozwinięta, a Twoje opowiadanie daje szansę na nadrobienie tego.
    Co do samej treści, to zapowiada się ciekawie, choć trudno mi powiedzieć coś po pierwszym rozdziale. Masz ładny styl pisania, nie robisz błędów więc całość czyta się z przyjemnością.W końcu ważne jest, aby umieć ukazać słowami świat takim, jaki go widzi bohater. I u ciebie właśnie taki jest. Cieszę się, że znalazłam Twoją historię i zaraz idę czytać dalej.
    Na koniec, możesz uznać to za SPAM, bo w końcu jest SPAMEM, chcę Cię zaprosić na mojego bloga. Dopiero co go założyłam, jak mówiłam, alternatywne historie o herosach to nowy rozdział w moim życiu. Mam nadzieję, że wpadniesz. Mam jeszcze jednego bloga, ale w zupełnie innej tematyce. Na początku jest ciężko, nikt o Tobie nie słyszy. Cóż, nie będę narzekać. Jeżeli wszystkie blogi o herosach są takie, jak Twój, to cieszę się, że dołączyłam to tego grona. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń